
SŁABSZY DZIEŃ JAMESA IGBEKEME, ALE MARIUSZ JOP GO „NIE UGOTOWAŁ”
Słabszy mecz w sobotę zaliczył James Igbekeme, nawet bardzo. Dalecy jesteśmy od robienia z tego zawodnika najbardziej winnego słabej pierwszej połowy, bo paru innych piłkarzy też „nie dojechało” od pierwszej minuty, ale jednak Nigeryjczyk gra na tak newralgicznej pozycji, że jeśli on ma słabszy dzień, to widać to bardzo wyraźnie. Trener Mariusz Jop roztropnie postąpił jednak ze swoim podopiecznym. Mógł go zdjąć już w pierwszej połowie, rzucić mu tzw. wędkę, ale postanowił przytrzymać go na boisku przynajmniej do przerwy. Bo Igbekeme to dobry zawodnik, a taką „wędką” mógłby go Jop „ugotować” przed kolejnymi meczami. A tak, po prostu go zmienił. I jest duża szansa, że Igbekeme będzie chciał udowodnić jak najszybciej, że ten mecz w jego wykonaniu to po prostu był wypadek przy pracy.

PRZEWAGA ROSŁA JUŻ PRZED PRZERWĄ
Żeby nie tworzyć pewnego rodzaju mitologii tego meczu, to warto wspomnieć, że przewaga Wisły w starciu z ŁKS-em zaczęła rosnąć tak naprawdę od momentu straty gola. Na koniec pierwszej połowy wszystkie - poza oczywiście tą najważniejszą - statystyki przemawiały za krakowską ekipą. Samo posiadanie piłki wynosiło… 77 procent do 23 na korzyść krakowian. Po przerwie pozostało tylko docisnąć pedał gazu. I tak też się stało…

KAPITALNE WEJŚCIE W MECZ KACPRA DUDY
Wisła po zmianie stron prócz optycznej przewagi dorzuciła jeszcze jakość w newralgicznym środku pola, gdzie pojawił się Kacper Duda. To było wręcz kapitalne wejście z ławki. Duda regulował tempo gry, świetnie omijał pressing rywali, z czym przed przerwą miał problem James Igbekeme. Przewaga Wisły zatem jeszcze rosła i rosła, aż w końcu właśnie on wykonał ostatnie podanie do Łukasza Zwolińskiego i „Biała Gwiazda” zgarnęła komplet punktów, a nie zaledwie jeden.

ŁUKASZ ZWOLIŃSKI, CZYLI ŚWIETNE LICZBY
W chwili gdy Angel Rodado notuje lekki spadek formy, na prawdziwy TOP wskoczył Łukasz Zwoliński. Cztery ostatnie mecze w jego wykonaniu to cztery gole i dwie asysty. „Zwolak” bierze na siebie ciężar odpowiedzialności, a golami z ŁKS-em ostatecznie „kupił” sobie trybuny, bo takiej owacji, jaką dostał po sobotnim meczu, jeszcze w Wiśle nie przeżył.