Przygnębiony ojciec z synem niespełna dobę po pożarze przeszukiwali wciąż pogorzelisko. Z domu zostało niewiele poza zwęglonymi ścianami i sterczącym ze zgliszcz kominem. Wciąż brakuje im słów, by opisać nieszczęście. - Jest mi żal. Zostaliśmy tak naprawdę z niczym, bo wszystko pochłonął ogień - kręci głową pan Bronisław.
Gdy w małej miejscowości koło Iwkowej w czwartek zawyły strażackie syreny, nikt nie podejrzewał, że obwieszczają rodzinny dramat. Ludzie sądzili, że pewnie znowu palą się suche trawy w okolicy. Tymczasem ogień błyskawicznie trawił drewniany dom Bronisława i Grzegorza Gryzów. Ich samych nie było wtedy na miejscu.
Pan Bronisław akurat wybrał się do sklepu po zakupy. Jego syn pomagał z kolei w budowie altany sąsiadowi, który mieszka jakiś kilometr dalej.
- 15 minut przed pożarem wróciłem do domu po młotek. Nie działo się wtedy nic niepokojącego. Nie czułem żadnej spalenizny ani nie widziałem, żeby gdziekolwiek wydobywał się dym - opowiada załamany Grzegorz Gryz.
Gdy 40-latek wrócił na posesję sąsiada dopiero wtedy zauważył unoszący się ponad drzewami czarny dym.
- Od razu pobiegłem zobaczyć co się stało. Gdy dotarłem na miejsce, stanąłem przerażony. Wszędzie było mnóstwo dymu, a z okien buchał ogień. Na nieszczęście telefon miałem w koszuli, którą w pośpiechu zostawiłem u sąsiada - wzdycha mężczyzna.
Upłynęło kilka kolejnych cennych minut, zanim dobiegł do telefonu i mógł wezwać strażaków. - Udało się nam tylko wynieść z budynku lodówkę i uratować trochę ubrań. Chciałem jeszcze raz wejść do płonącego budynku, ale sąsiad mnie powstrzymał - mówi pan Grzegorz.
Czekał na strażaków i mógł już tylko obserwować jak ogień niszczy cały dobytek jego życia. Miał wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim ratownicy dotarli na miejsce. Już w trakcie akcji gaśniczej na miejscu pojawił się również pan Bronisław.
- To straszne, co przeżywałem. W środku zostało kilkanaście królików. Biedne zwierzęta nie miały szans na ucieczkę i spłonęły - mówi drżącym głosem 72-latek. Strażacy podejrzewają, że do pożaru doszło na skutek zwarcia instalacji.
Pomoc mężczyznom zaoferował sąsiad i zgodził się przenocować pogorzelców. Nie wiadomo na jak długo. Gryzowie zastanawiają się nad wyjazdem do rodziny w Jaworznie.
- Mieszka tam moja siostra. Problem w tym, że ma tylko jeden pokój, a za miesiąc będzie rodzić dziecko - opowiada pan Grzegorz.
Marzy mu się, że wspólnie z ojcem odbudują dom na zgliszczach jeszcze przed zimą. Sami raczej nie dadzą sobie z tym rady. Mężczyznom stara się pomóc Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Iwkowej