Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Zabłocki, wybitny szermierz i architekt, był mocno związany z Krakowem. Tu trenował i studiował

Jan Otałęga
marek szawdyn/polska press
Wspomnienie. Wojciech Zabłocki zmarł 5 grudnia, dzień przed swoimi 90. urodzinami. Był czterokrotnie olimpijczykiem w szabli, medalistą igrzysk i mistrzostw świata, a z zawodu – znanym architektem. Startował wiele lat w barwach krakowskich, był w 1956 roku pierwszym zwycięzcą plebiscytu 10 Asów Ziemi Krakowskiej. 11 grudnia mąż aktorki Aliny Janowskiej spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Dziś warto wrócić do wspomnień wybitnego olimpijczyka, które spisywałem kilka lat temu dla uczczenia jubileuszu Jego macierzystej uczelni w Krakowie.

Studia w Krakowie

Politechnika Krakowska w swych murach kształciła także wybitnych sportowców. Jednym z nich był właśnie szermierz Wojciech Zabłocki, absolwent Wydziału Architektury, czterokrotny olimpijczyk w latach 1952-64. Z olimpijskich plansz przywiózł trzy medale, wszystkie w drużynie, dwa srebrne i jeden brązowy. Był ponadto mistrzem świata drużynowo, a karierę zaczął, jak należy, złotym medalem indywidualnie na mistrzostwach świata juniorów w 1953 roku w Paryżu. W latach 50. i 60. należał do czołowych szablistów na świecie, a swoimi wspaniałymi walkami szermierczymi przysparzał chwały polskiemu sportowi. Krakowski student-sportowiec pochodził jednak z Warszawy. W stolicy 14-latka zastało Powstanie Warszawskie.

- Mieszkaliśmy na Ochocie – wspominał Wojciech Zabłocki. – Tam były tylko nieliczne reduty Powstańców, a już 5 sierpnia wkroczyły oddziały brygady Kamińskiego z armii generała Własowa, walczącej u boku Niemców. Wypędzono nas z domów, całe rodziny, nasz los był niepewny. Dzięki sprytowi ojca, który przekupił złotą obrączką niemieckiego kierowcę, udało się nam wsiąść do transportu, jako tzw. obywatele obcych państw. Dotarliśmy najpierw do fabryki na Okęciu, w której pracował ojciec, a potem udaliśmy się pociągiem do Słomnik niedaleko Krakowa, gdzie przy tamtejszym rynku mój wujek Wacław Rogatko prowadził sklep. W Słomnikach doczekaliśmy końca wojny. Ojciec jako inżynier otrzymał pracę w Katowicach, a ja zacząłem naukę w katolickim liceum św. Jacka.

Młody Wojtek wahał się przed wyborem studiów: architektura czy Akademia Sztuk Pięknych? Jedno było pewne, że pójdzie do Krakowa, bo tam były wyższe uczelnie. Jako pierwszy w rodzinie ujawnił talent rysownika, tak jak i sportowca. Jeszcze za okupacji rysował walki na szable, także malował. W Katowicach wziął udział w konkursie „Robotnicy malują” i zdobył wyróżnienie za „Konie w galopie”, pierwszą nagrodę otrzymał "polski Rousseau" - Teofil Ociepka. Zabłocki miał także zdolności matematyczne i za namową mamy wybrał Wydział Architektury, działający wtedy przy AGH w Krakowie. Nie bez obaw, bo pochodzącemu z rodziny inteligenckiej maturzyście nie przysługiwały żadne punkty za pochodzenie, ale egzaminy wstępne zdał doskonale.

- Był rok 1948, zamieszkałem najpierw u wuja przy ulicy Agnieszki nr 2 – wspominał Wojciech Zabłocki. – Aby być bliżej uczelni, przeniosłem się potem na ulicę Warszawską i wynajmowałem pokój z Józefem Marusarzem, znanym narciarzem z Zakopanego. Nasze zajęcia z architektury odbywały się w budynku odziedziczonym po dawnych koszarach. Pamiętam, że powstała obok uczelni bieżnia i tam z Marusarzem chodziliśmy biegać. Od razu zapisałem się do sekcji szermierczej Budowlanych Kraków, trenowaliśmy w piwnicy dawnego Sokoła. Trudno byłoby wyobrazić sobie dziś taki trening, było ciasno, mieściły się tylko dwie pary walczących, a po zajęciach nie było natrysku.

Pierwszy As Ziemi Krakowskiej

Skąd wzięła się pasja szermiercza u młodego chłopca? Skoro rysował obrazki bitewne, a na Polach Mokotowskim walczył z kolegami na kije, to i zaczął marzyć o szermierce. Sprawę przyspieszył przypadek. Jeszcze w Katowicach zauważył wieczorem chłopca, idącego ze sportową szablą. Zafascynowany poszedł za nim i tak trafił do sali w Gimnazjum Kopernika, tam odbywały się treningi szermiercze. – Akurat trafiłem na grupę początkujących szablistów i tak zaczęła się moja przygoda szermiercza. Walczyłem jako zawodnik do 1964 roku, a potem jeszcze amatorsko, wieku 68 lat zostałem mistrzem świata weteranów, potem jeszcze mistrzem Europy - opowiadał.

Aby dojść do sukcesów, należało umieć pogodzić studia z treningami i wyjazdami na mecze. Zabłockiego fascynowały obydwie dziedziny – nauka i sport - i postanowił w obu być na szczytach. Egzaminy zdawał w terminie i piął się po szczeblach kariery sportowej. – Wstawałem o 5 lub 6 rano, czytałem, wiedzę szybko przyswajałem – mówił.

Szedłem na uczelnię, a o 17 codziennie do salki Sokoła. W weekendy odbyły się walki na planszach w Krakowie lub wyjazdy.

W Budowlanych (potem KKS) trenował go Tadeusz Friedrich, przedwojenny olimpijczyk. Kiedy jako sportowiec Zabłocki otrzymał nagrodę pieniężną z CRZZ, trener zadecydował, by mu jej nie dać do ręki. – Wojtek za to kupi książki – zauważył. – Lepiej weźmy pieniądze i razem chodźmy do sklepu, kupić mu ciepłe ubranie.

Z lat spędzonych na uczelni pan Wojciech dobrze wspominał wielu wykładowców. Dyplom robił u profesora Witolda Cęckiewicza, w swej pracy zaprojektował Akademię Szermierki w Warszawie. Na zajęciach rysunku miał na przykład korekty u ówczesnego asystenta Wiktora Zina, czy też malarza Tadeusza Brzozowskiego.

Zaprzyjaźnił się w Krakowie z legendarnym redaktorem naczelnym „Przekroju” Marianem Eilem. Jako sportowiec mógł w czasach, gdy trudno było wyjechać za granicę, podróżować po świecie. Eile zachęcał więc szermierza, aby pisał wspomnienia. I tak korespondencje z USA, Australii, czy innych krajów pióra młodego architekta-sportowca ukazywały się w najbardziej popularnym w Polsce tygodniku.

W 1956 roku w Krakowie po raz pierwszy został zorganizowany – przez redakcję „Głosu sportowca” (potem „Tempo”) plebiscyt na 10 Asów Ziemi Krakowskiej (reaktywowany plebiscyt jest obecnie kontynuowany pod nazwą 10 Asów Małopolski). Wygrał właśnie Zabłocki z KKS, przywiózł bowiem srebrny medal olimpijski z Melbourne.

Stoczyliśmy tam zwycięski bój z Amerykanami, rewanżując się im za przegraną w ćwierćfinale 4 lata wcześniej w Helsinkach. W półfinale po zaciętym boku pokonaliśmy ZSRR. Tylko Węgrzy dali nam rady – mówił medalista olimpijski.

Wybitny szablista i architekt

Na pokonanie bratanków „od szabli i szklanki” należało jeszcze czekać trzy lata. W 1959 roku polscy szabliści pokonali Węgrów w jaskini lwa, w finale mistrzostw świata w Budapeszcie. Dla niepokonanych od lat Madziarów było to trzęsienie ziemi. Wojciech Zabłocki, Jerzy Pawłowski, Emil Ochyra, Ryszard Zub, Andrzej Piątkowski – to byli, jak nazywano ich wtedy, „cudowne dzieci” trenera Keveya, Węgra, który pchnął polską szablę na światowe wyżyny. Na przełomie lat 50. i 60. szabliści byli idolami wielu kibiców w Polsce, bo zwycięstw w sporcie tak wiele nie było. Zabłocki dobrze pamięta zasługi trenera Keveya. A ponieważ trener zadecydował o centralizacji szkolenia, zawodnik KKS musiał przenieść się z Krakowa do Warszawy, do klubu Marymont.

W Krakowie Wojciech Zabłocki pracował w Biurze Projektów Przemysłu Cementu i Wapna przy ulicy Włóczków. Załatwiał mu pracę działacz sportowy Jan Krejcza, a miała tę dobrą stronę, że można było połączyć ją z uprawianiem sportu. - Nigdy nie było, abym jako sportowiec nie pracował, zarówno w Krakowie jak całe lata w Warszawie – zauważał były szermierz.

W stolicy na początku zawodowo pomógł mu znaleźć atrakcyjną pracę znany architekt Jerzy Hryniewiecki. Zabłocki został wybitnym architektem, projektował w kraju i za granicą, uczył kolejne roczniki, otrzymał tytuł profesora zwyczajnego, prowadził pracownię projektową i wykładał w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania na Wydziale Architektury.

Jako ekspert budownictwa sportowego Międzynarodowej Unii Architektów i honorowy prezes Polskiej Akademii Olimpijskiej był zwolennikiem zorganizowania zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie. Uważał, że negatywna kampania prasowa z politycznym podtekstem spowodowała ujemny wynik referendum i zaprzepaściła możliwość skokowego rozwoju regionu. Lubię trudne wyzwania – mówił. – Nigdy nie byłem zwolennikiem odcinania kuponów, zawsze interesują mnie kolejne zadania.

Znaczną część kolekcji medalowej oddał do Muzeum Sportu, w którym pełnił funkcję przewodniczącego Rady. Jedynie zostawił sobie największy skarb, za jaki uważał wywalczony w Paryżu ponad 60 lat temu złoty krążek w mistrzostwach świata juniorów w szabli. Bo był to bowiem był pierwszy krok do dalszej wielkiej kariery na planszy.

Pogrzeb Wojciecha Zabłockiego 11 grudnia na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach odbył się z pełnymi honorami. Na uroczystości obecni była Orkiestra Reprezentacyjna Wojska Polskiego, która oddała salwę honorową oraz bliscy i przyjaciele zmarłego.

Jan Otałęga

Wojciech Zabłocki – ur. w 1930 r. w Warszawie. Absolwent architektury na PK, tu też habilitowany. Profesor zwyczajny, architekt, malarz. Projektował m.in. gmachy na AWF, w Puławach, Koninie, welodrom w Pruszkowie, ośrodek sportowy w Aleppo (Turcja), centrum olimpijskie w Latakii (Syria), Pomnik Powstań Śląskich w Katowicach. Autor wielu książek. Jako szablista uczestniczył w igrzyskach olimpijskich w Helsinkach w 1952 r., Melbourne 1956 r. (srebrny medal drużynowo), Rzymie 1960 r. (srebro drużynowo) i w Tokio 1964 r. (brąz drużynowo). Czterokrotny mistrz świata drużynowo (1959, 61, 62 i 63), mistrz świata juniorów w 1953 roku. Był mężem aktorki Aliny Janowskiej, ojcem Michała Zabłockiego – poety i reżysera.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojciech Zabłocki, wybitny szermierz i architekt, był mocno związany z Krakowem. Tu trenował i studiował - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska