Igloo nie wymagało pozwolenia na budowę. Nie był też potrzebny żaden projekt, choć z tym ostatnim można byłoby dyskutować, bo ostatecznie, jakoś trzeba było sobie, ów śnieżny twór wyobrazić.
- Potrzebne są natomiast narzędzia – zaczyna opowieść o budowie sołtys Szczerba. - Mianowicie łopata do śniegu i kastra budowlana. Taka kwadratowa – dodaje.
Lodowe klocki miały swoją wagę
Kastra to nic innego, jak plastikowy pojemnik, ale równie dobrze można wziąć wiadro, wanienkę czy jakikolwiek inny pojemnik. Nasz budowniczy użył takiego 120 na 55 centymetrów. Łopata była zwyczajna, dostępna w każdym budowlanym czy ogrodniczym markecie. Poza tym do pakowania śniegu do pojemnika można wykorzystać cokolwiek, choćby śmietniczkę czy zwykłą łopatę, jak do ogródka. Ważna jest też siła rąk i determinacja. Tej nie można było odmówić pociechom sołtysa, które ruszyły do pracy bez specjalnego ociągania.
- Łatwo nie było – przyznaje. - Choć śnieg był mokry i lepił się znakomicie, to gdy się go ubiło w pojemniku, swoje zaczynał ważyć – dodaje.
Sposób na zatrzymanie zimy
Z szacunkowej oceny rodzina Szczerbów wyprodukowała około 80 może nawet 90 takich śnieżno-lodowych klocków. Trzeba je było oczywiście układać zgodnie ze sztuką.
- Mogę powiedzieć, że plan na obecny zimowy sezon został wykonany – zaczyna wyliczać.
Na myśli ma oczywiście przydomowy tor bobslejowy, który powstał po pierwszej inwazji zimy. Długo się nie ostał, bo aura oszalała i zrobiło się wiosennie. Teraz powstało igloo, a konstruktor wróży mu nieco dłuższy żywot.
- Śnieg zlodowaciał, więc jest szansa, że nie podda się tak szybko plusowej temperaturze – ocenia.
