Jak informowaliśmy kilka dni temu, w Wol-Medzie w Wolbromiu zawisła informacja, że przychodnia przekroczyła już limit na świadczenia specjalistyczne, jaki miała w kontrakcie podpisanym z Narodowym Funduszem Zdrowia, i tej chwili zmuszona jest do ograniczenia wizyt u specjalistów do ostrych przypadków.
Inni pacjenci, potrzebujący porady lekarza specjalisty, będą musieli się zapisać na listę oczekujących. Ci, którzy nie będą chcieli czekać, muszą albo zapłacić, albo poza Wolbromiem szukać porady lekarskiej. Tylko gdzie? Okazuje się, że wolbromianie wcale nie są w najgorszej sytuacji. Gorzej mają olkuszanie.
- Do ortopedy to chcieli mnie zapisać na grudzień, bo niby mój przypadek nie jest pilny. Za te trzy miesiące to na pewno miałbym pilny przypadek - denerwuje się Mariusz Wilk, który do lekarza będzie musiał iść prywatnie.
Kierownik Wol-Medu Lidia Gądek uspokaja, że pomimo kłopotów z finansowaniem przychodni przed pacjentami nie zamkną się drzwi.
- Żaden pacjent w poradni specjalistycznej, nawet jak skończą się nam kontrakty, nie zostanie odesłany w kwitkiem - obiecuje pani doktor.
Pacjenci Wol-Medu boją się jednak wynikłej sytuacji.
- Co będzie za kilka miesięcy? Przecież jak kolejki narosną, to nie będzie ich łatwo rozładować - niepokoi się Tomasz Chudzik spod Wolbromia.
Tego na razie nie wie nikt. Krysys dotknął NFZ, który w tym roku ma mniej pieniędzy i nie chce płacić za nadwykonania, co z kolei powoduje, że kolejki do lekarzy, głównie specjalistów, bardzo się wydłużają. W NFZ tłumaczą, że placówki świadczące usługi medyczne źle dysponują pieniędzmi. - Przychodnia czy szpital ma tak zarządzać swoimi funduszami, aby móc przyjmować pacjentów przez cały okres trwania kontraktowania - tłumaczy Aleksandra Kwiecień z małopolskiego oddziału NFZ.
Byłoby to możliwe tylko wtedy, gdyby pacjenci przestali chorować. Tak więc kolejki na razie nie znikną.