Listy w sprawie podwyżek w komunikacji, strefie parkowania i nie tylko...
Od tego się zaczęło...
Na ten list odpowiedział inny Czytelnik:
I mamy teraz odpowiedź jednej z matek:
"Zastanawiałam się, czy warto w ogóle silić się na napisanie czegoś, co pewnie przepadnie, ale ponieważ przeczytanie "Listu od czytelnika" udostępnionego przez Państwa gazetę sprawiło mi dużą przykrość, chciałabym podzielić się swoją perspektywą. Spieszę z wyjaśnieniem.
Chodzi mi o artykuł, w którym ktoś wylewa swoje żale na temat komunikacji miejskiej w Krakowie, a konkretniej o punkt, w którym czytelnik zgłasza oburzenie matkami podróżującymi komunikacją miejską z wózkiem dziecięcym. Jako matka dwójki dzieci, chciałabym zaznaczyć, że:
1) Wózek dziecięcy to nie jest fanaberia, to konieczność. Wątpiących zachęcam do spróbowania poniesienia sobie przez jakiś czas na ramieniu na przykład worka z warzywami o wadze 10-12kg, do tego niosąc dodatkowo rzeczy swoje i "warzyw". Nierzadko taka matka ma jeszcze drugie dziecko, które też trzeba np. chwycić za rękę.
2) Podróż komunikacja z wózkiem to NAPRAWDĘ NIE JEST LUKSUS - miejsce wyznaczone dla wózka jest tam po to, żeby wózek nie taranował przejścia w innych miejscach. Poza tym, nie oszukujmy się, wsiadanie i wysiadanie z autobusu z wózkiem jest logistycznie trudne - nie dość, że trzeba przecisnąć się wózkiem w jedną bądź drugą stronę, to jeszcze trzeba krzyczeć głośno "przepraszam, chciałabym przejść z wózkiem" kilkukrotnie - nie, nie dlatego, że się jest "rozpanoszoną przywilejami matką", tylko po prostu dlatego, że inaczej ludzie się zwyczajnie nie ruszą. I nie mam pretensji, że tak jest - nie każdy musi akurat patrzeć, czy ta Pani z wózkiem akurat nie wysiada.
Niemniej zdarzało mi się mówić kilkukrotnie "przepraszam, chciałabym tu wjechać wózkiem" do kogoś, kto patrzy mi prosto w oczy głęboko zdziwiony. Osobiście doświadczyłam bardzo nieprzyjemnej i niebezpiecznej sytuacji, kiedy wsiadając do tramwaju byłam zmuszona prosić kilka osób po kolei o zrobienie miejsca, i wszystko zajęło tyle czasu, że w końcu tramwaj ruszył, i pewien Pan przewrócił się na wózek, w którym jechała dwójka moich dzieci. Dzieci wyszły cało, ale wózek był do wyrzucenia. Dlatego naprawdę nie lubię podróżować komunikacją z wózkiem i robię to w ostateczności, kiedy już nie mam innego wyboru, i tu powoli dochodzę do punktu trzeciego, czyli:
3) Matka z dzieckiem też może jechać autobusem BO MUSI. Ocenianie, że inne osoby bez dzieci jadą autobusem w ważniejszych sprawach jest po prostu nie na miejscu. Czy tak trudno wyobrazić sobie, że dziecko (lub matka!) może jechać np. do lekarza, do urzędu czy nawet do pracy? To nie wina osób z dziećmi, że autobusy są zatłoczone - to wina niewydolnej komunikacji! Z własnego doświadczenia powiem, że zdarzało mi się z dzieckiem przepuszczać autobusy, bo były zbyt zatłoczone, ale w końcu czasem po prostu trzeba jechać, bo np. specjalista, do którego czekaliśmy na wizytę pół roku nie przyjmie nas jeśli spóźnimy się 15 minut.
Poza tym jeszcze mi się nie zdarzyło widzieć sytuacji, w której matka z wózkiem ładowałaby się do zapchanego pod sufit autobusu, a inni pasażerowie wysiadaliby, bo przecież ona musi wsiąść. Raczej mówimy tu o sytuacji, w której, a autobusie/tramwaju ludzie muszą się po prostu przesunąć, co oczywiście czasem powoduje dyskomfort u "przestawianych".
Jestem pewna, że autor listu nie jechał komunikacją z każdą matką w mieście przy każdym przejeździe. Nie twierdzę, że wszystkie matki z wózkami są idealnymi pasażerami. Wiadomo, są ludzie i parapety, i bycie matką nie jest od razu wyznacznikiem bycia sympatycznym i miłym pasażerem. Ale naprawdę, mam wrażenie, że publikowanie takich treści jest głęboko szkodliwe społecznie i jedynie podkreśla i tak już istniejącą niechęć względem ludzi z dziećmi w miejscach publicznych. Czasami warto na chwilę postawić się w sytuacji innej osoby i po prostu poświęcić chwilę na refleksję, zanim się coś powie. I ostatnie - matka z dzieckiem jest zawsze najłatwiejszym celem do wyłania swojej frustracji. Bo raczej nic nam nie zrobi, prawda? A przypakowany typek w dresie, który słucha głośno muzyki z głośnika w autobusie? Ciekawe, ile osób chętnie zwróciłoby takiemu uwagę.
Nie wiem, co Pan zrobi z moimi wyżaleniami, jednak jako matka, kobieta i po prostu osoba wrażliwa czułam potrzebę zareagowania na ten jasny przejaw - a co mi tam - dyskryminacji i nietolerancji."
