Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory w USA - wielkość ma znaczenie

Przemek Franczak
Pieją polskie kury, pieją nad wyborami amerykańskiego koguta. Zewsząd słychać zachwyty: że oni to tam mają demokrację nad demokracjami, że tak pięknie potrafią się różnić, że Romney tak elegancko pogratulował Obamie zwycięstwa i będzie się za niego modlił. Wow. Dlaczegóż u nas - stawiają dramatyczne pytanie niektórzy - tak być nie może, no, dlaczegóż. O święta naiwności, gdzie wy macie oczy?

Spoglądanie na prezydencką kampanię w Stanach Zjednoczonych jak na kolorowe wydarzenie, pełne kotylionów, konfetti, zachwyconych ludzi i wzajemnego szacunku kandydatów, to jakieś potężne nieporozumienie. Równie dobrze można by powiedzieć, że familijne filmy Disneya pokazują prawdziwe życie w USA. Co to? Tam nie ma szukania haków, podkładania nogi? To nie był przecież żaden wyścig mężów stanu i politycznych wizjonerów, tylko - jak zawsze - krwawe starcie specjalistów od public relations, reklamy i marketingu politycznego. Za wyglądem i wystąpieniami kandydatów stały setki ludzi i badania focusowe. To była wielka ściema za sześć miliardów dolarów. Sześć miliardów. Na kampanię. Naprawdę nie znają tam lepszych sposobów na wydawanie takich pieniędzy? Nie mają tam biedy? Rozszerzających się gett? Emigrantów? Głodujących, żyjących w permanentnym zagrożeniu dzieciaków?

W tych sześciu miliardach była też zwycięska mowa Obamy; ktoś ją przecież musiał napisać i wziął za to pieniądze. Mówią, że zasłużył, bo nowy-stary prezydent porwał tłumy. Hmm, takie dyrdymały, że w Stanach swoje marzenia mogą spełniać ludzie różnego pochodzenia, różnej wiary, biedni i bogaci, to ja mogę pisać Barackowi podczas porannej toalety. W drodze między ustępem a wanną. Za pół ceny. Resztę oddam na sierotki. Ale polskie, nie amerykańskie.

Prezydent USA. Najważniejsza osoba na Ziemi. Bóg wojny i pokoju. Funkcja, jak się domyślacie, raczej odpowiedzialna. Sądzicie, że w wyborach zawsze startują rzeczywiście najlepsi kandydaci, jakich wydała na świat Ameryka? Ha, raczej nie - wystarczy niezła prezencja, zdolności aktorskie, dobrze ustawiony głos, charyzma. No i dyplom prestiżowej uczelni, żeby jakoś to CV wyglądało. Resztę załatwi sztab - spece od wizerunku, analitycy, psychologowie, styliści, niespełnieni literaci. Cechy jednostki wybitnej nie są nieodzowne. Analizując decyzje partii republikańskiej i demokratycznej, przy wyborze kandydatów najważniejszy jest… wzrost. Prezydent powinien być wysoki - najwyraźniej dla Amerykanów to dowód siły. Tradycje są. Najwyższym prezydentem USA był - do tej pory - Abraham Lincoln (193 cm; ex aequo z Lyndonem B. Johnsonem), niewiele, bo tylko o 5 cm ustępował mu Jerzy Waszyngton.

W ostatnich dwóch dekadach tylko jeden kandydat mierzył poniżej 180 cm. Był nim John McCain, który cztery lata temu przegrał z Obamą, ale jego siłą miała być przeszłość weterana wojny w Wietnamie. Bohaterska biografia i 175 cm były jednak bezradne w konfrontacji ze 185 centymetrami Obamy. Teraz republikanie poszli po rozum do głowy i wystawili ciut wyższego - 187 cm - Mitta Romneya. Gdyby ten nie plótł tylu głupstw, to kto wie, jak skończyłaby się ta batalia. Poza tym: słynny miłośnik cygar i sekretarek Bill Clinton chwalił się 188 cm, George Dablju Bush był tylko sześć cm niższy (za to jego ojciec George senior też miał 188), a jakby się tak parę lat cofnąć, to są tam Ronald Reagan (185 cm), John F. Kennedy (183) i Richard Nixon (182). Trudno uwierzyć, że w USA brakuje wybijających się niskich polityków, więc wychodzi na to, że dyskryminacja ma się tam dobrze. Inna rzecz, że to pewnie ci niscy kręcą tym wszystkim z tylnego siedzenia. A mocarstwo - kombinują - musi mieć postawnego przywódcę, na którego inni patrzą z dołu, instynktownie przechodząc do defensywy. Może jest w tym jakiś sens - niegrzeszący wzrostem polscy politycy jakoś nie potrafią nic od tej Ameryki wyegzekwować.

Jednak zapatrzeni w USA i cały ten spindoktorowy szacher-macher, starajmy się zachować umiar. Wierzmy w siłę intelektu, a nie wskaźniki wzrostu (i BMI na dokładkę, bo kandydaci w USA też są szczupli). No, chyba że chodzi o wzrost gospodarczy. Pamiętajcie, że wielkość nie ma znaczenia. I tego się trzymajmy.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska