"Na moją prośbę i zgodnie z decyzją lidera ekspedycji poszedłem drogą na Grzbiecie Abruzzi. Zadaniem było sprawdzenie starych lin, miejsc pod C2 i C3 i aklimatyzacja. Poszedłem bez partnera ze względu na pogodę.
Pod zmierzch dotarłem do wysuniętego obozu na początku szlaku. Janusz i Maciej przetarli drogę do tego miejsca i razem z pakistańskimi tragarzami wysokościowymi rozbili namiot.
Wcześnie rano 12.02 o 7 zacząłem się wspinać kuluarem. Wyszedłem z czekanem na ścianę lodu, potem lewym brzegiem kuluaru do C1. Nadałem radiem do bazy, że wszystko jest w porządku, stare liny są w niezłym stanie. 120 metrów liny, które zabrałem zostawiłem w obozie, uznałem, że nie będą potrzebne.
W 2003 wychodziłem tędy kilka razy. Nie na szczyt. Mam w pamięci wiele momentów. Teraz droga prowadzi po twardym lodzie i niestabilnych skałach. W niektórych momentach bazy były umieszczone kilka metrów nad powierzchnią – w lecie szlak jest wyższy ze względu na ilość śniegu.
Musiałem ciężko pracować, wykuwać liny spod lodu. Ramiona się zmęczyły. To ważne, żeby kuć uważnie, nie na chybił trafił, aby nie zniszczyć liny, na której wisisz. Ogólnie wykułem około 100 metrów liny.
Skały były przetykane lodowymi żlebami, Wiatr wiał podmuchami, ale nie powalił mnie. O 12.00 byłem na wysokości około 6400-6500. Połączyłem się radiowo z bazą, żeby dać znać, ze wszystko ok. Spostrzegłem, że pasma wiatru są wyżej i tutaj byłem nieco osłonięty skałami po lewej. Zobaczyłem też dobre miejsce na namiot – nieco z boku, poniżej. Zdecydowałem, ze tam zostanę.
Rozstawianie namiotu przez 2 godziny jest nudne. Byłem bardzo zadowolony gdy go zabezpieczyłem. Stopiłem wodę, zjadłem przekąski. Jedzenia i gazu miałem na 3 dni. Planowałem rano wyjście do C3, tak jak było uzgodnione z liderem wyprawy.
CZYTAJ TAKŻE: Wyprawa na K2. Apetyt na Górę Gór nie maleje
Byłem wiec bardzo zdziwiony gdy Wielicki kazał mi wracać do bazy. Szkoda było zostawiać nieskończoną pracę. Miejsce, w którym obozowałem to – według mnie – dobre miejsce na zimowy obóz 2.
Nocy minęła z lekkimi obawami, ale bezpiecznie. 100 metrów wyżej było dużo gorzej – oceniając po groźnym świście wiatru. Kopiąc namiot, łupiąc kilka kamieni zamłożyłem raki i o 6 rano 13.02 zacząłem schodzić. O 7.45. spotkałem Marcina i Piotra oraz Amina i Fazara w wysuniętym obozie. Oni ruszali do góry a ja… zacząłem schodzić do bazy, gdzie dotarłem o 10.00.
20.02. – zgodnie z prognozami – będzie dobrym dniem na atak"
dziennikzachodni.pl/x-news