Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Gorlic na sam koniec świata

Marek Podraza
Marek Podraza
Dla Sabiny i Mariusza zwiedzanie najdalszych zakątków globu to nie pasja, a sposób na życie Podczas jednej z wypraw w Namibii przyszło się im zmierzyć ze stadem słoni. Wyszli z tego cało

Zanim jeszcze zostali parą, a potem małżeństwem w ich mieszkaniach królowały mapy oraz wycinki z gazet, obrazujące najpiękniejsze miejsca całego świata. To były ich marzenia i tęsknoty. Dzisiaj Mariusz i Sabina Pietrzyccy z Gorlic mogą pochwalić się, że zwiedzili już kawał świata. Do tego w dość nietypowy sposób, bo samochodami terenowymi.

- Mariusz na pewno odwiedził więcej krajów niż ja, aczkolwiek i w moim przypadku trochę się tego nazbierało. Pokochałam Gruzję, Maroko, Namibię. Uwielbiam Rumunie i całe Bałkany. Wyjątkowo cenię sobie też Ukrainę, Rosję, Finlandię, Tunezję, czy Korsykę. Najbliższy mój plan to Oman - zaczyna swoją opowieść Sabina Pietrzycka. - Mąż w planach ma Islandię oraz Kirgistan - dodaje.

Pokochali się i podzielili swoje zamiłowania. Miłość do podróżowania kwitła w nich od lat młodzieńczych. Mariusz ciągle gdzieś podróżował. Kiedyś nawet pojechał rowerem z Gorlic na Hel.

- Poznaliśmy się, jak chodziłam do trzeciej klasy liceum. Mariusz studiował już na AWF-ie. Zawsze był spragniony świata. Szybciutko wciągnęłam się w ten świat, zakochałam w nim i jak się później okazało we wspólnych podróżach. Swoje pasje realizowałam potem na studiach z turystyki - wyjaśnia pani Sabina.

Po kilku latach kupili swój pierwszy samochód wyprawowy, legendarnego land rovera i wyruszyli nim na pierwszą ekspedycję. - Samochód był piękny, nowiutki, cudo! Po małych jego przeróbkach, omówieniu szczegółów z naszym przyjacielem Tomkiem Budziochem, który jechał drugim samochodem, wyruszyliśmy do Maroko - opowiadają podróżnicy.

Z Gorlic do Algeciras w Hiszpanii pokonali około 3500 tysięcy kilometrów. - Tam czekała nas przeprawa promowa do Ceuty, przejście graniczne i już byliśmy w Maroku. Przeżycia wspaniałe. Mając samochód terenowy, objechaliśmy kraj wzdłuż i wszerz - opowiada pani Sabina.

Życie jak samochód z napędem na cztery koła. Już w Maroko wiedzieli, czym będą się zajmować przez najbliższe lata. Ich życie było jak rozpędzony samochód z napędem na cztery koła. Postawili więc na „podróże 4x4”. - Samochody kochamy obydwoje, a jazda w trudnych warunkach, to dopiero prawdziwa frajda - opowiada z uśmiechem pani Sabina.

Terenówkami dotarli już do Afryki Południowej. To jak na razie najdłuższa ich podróż. - Wylądowaliśmy w RPA, a krajem docelowym była Namibia. Tam wynajmowaliśmy samochody z wypożyczalni. Co ciekawe od Polaka, który mieszka tam od lat. Jest marynarzem pływa na diamentowcach. Tam też poznał swoją piękną żonę Namibijkę - wspominają podróżnicy.

Właśnie z Namibii przywieźli niesamowite przeżycia związane, ze spotkaniem oko w oko ze stadem gigantycznych słoni. Zwierzęta szły kolejno, a na ich czele przywódcy stada, który na widok ludzi zatrzymał się i zatrzepotał uszami.

- Ruszył w naszym kierunku, po nim kolejno matki z dziećmi, a na końcu największe - najstarsze słonie. Pośrodku nich staliśmy my w naszych małych samochodach, w tym przypadku bezbronni. Szły kolejno, obserwując nas z zaciekawieniem. Do dziś pamiętam, że z trudem mogłam utrzymać kamerę w ręku. To było piękne przeżycie, opowiadam je swoim synom - wspomina pani Sabina.

Uciekali przed komarami, tonęli w błocie. Najcięższą wyprawę odbyli do Murmańska. Tam chmary komarów nie dawały im nawet zjeść posiłków. Bagna i ciągłe przeprawy przez podmokle tereny utrudniały podróż. Z błotem na twarzy, w ustach, uszach, na dachu samochodu czuli się szczęśliwi. Dawką adrenaliny postanowili dzielić się z innymi. Założyli nietypowe biuro podróży, oferujące właśnie wyprawy w dzikie miejsca samochodami terenowymi.

- Chętnych załóg, żądnych przygód nie brakuje. Zawsze mamy swoje programy, co do danego kraju, ale z doświadczenia wiemy, że spontaniczne wyjazdy jest najciekawsze. Nawet podczas tych, najlepiej zaplanowanych, zawsze się coś zepsuje w którymś z samochodów. To pogoda nie dopisze, albo kogoś ugryzie pies pasterski w rumuńskich górach. Takie rzeczy się zdarzają i musimy wyjść z nich cali i zdrowi - opowiadają ze śmiechem.

Sabina często siada za kierownicę terenówek. - Nie ukrywam, że lubię jeździć i dość dobrze znam się na samochodach. Gdy podjeżdżam do mechanika i mówię, co się zepsuło, to nigdy nie wierzy na słowo - dodaje. Gorliccy podróżnicy są szczęśliwymi rodzicami 7-letniego Karola i 1,5 rocznego Franka.

- Musiałam chwilę przystopować z wyjazdami. Mąż cały czas wybywa z domu z grupami. Ja pomagam mu, będąc na miejscu. Starszy syn już był na kilku wyjazdach z tatą. Niedługo zaczynam ich pakować na Sardynię - mówi na koniec Sabina.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska