Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Limanowej w świat. Podróżnik Piotr Kosiarski: Na Alasce ma się wolności pod dostatkiem

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
Piotr Kosiarski na Alasce
Piotr Kosiarski na Alasce arch. prywatne
O białych nocach na Alasce, magicznym autobusie i ekonomicznym podróżowaniu rozmawiam z Piotrem Kosiarskim z Limanowej, dziennikarzem, podróżnikiem, autorem bloga ,,Mapa bezdroży”.

Kilkanaście dni temu wróciłeś z Alaski. Co jest najlepsze w tej surowej i dzikiej krainie?
W niektórych rejonach Alaski jest bardzo mało ludzi, przez co człowiek czuje się zjednoczony z przyrodą. Ale Alaska to nie tylko fauna i flora, to także niezwykle życzliwi mieszkańcy, nastawieni na niesienie pomocy. Sam kilka razy doświadczyłem dobra z ich strony.

W jakich sytuacjach?
Pojechaliśmy raz nad rzekę, w której łowi się łososie. Mieliśmy nadzieję, że uda się nam tam kupić świeżego łososia i zjeść w końcu coś zdrowego. Mieliśmy już dość zupek chińskich. Na miejscu okazało się jednak, że alaskańskie prawo pozwala tamtejszym rodzinom łowić łososie dla swoich potrzeb, ale nie mogą ich sprzedawać. Rybę można samemu złowić, ale do tego potrzebna jest droga licencja i sprzęt. Nie posiadaliśmy ani jednego ani drugiego. Już żegnaliśmy się z myślą o świeżej rybie, ale postanowiliśmy zapytać jeszcze w barze, który był niedaleko, czy w jakimś sklepie nie dostaniemy kawałka łososia. Wtedy, pracująca tam rdzenna Alaskanka podarowała nam dwa wielkie łososie mówiąc, że nie może nam ich sprzedać, ale może nam je dać. Nasza reakcja przypominała radość dzieci z prezentu, na który długo czekały. Ale to jeszcze nie koniec historii. Rybę trzeba było oprawić. My nie mieliśmy nawet noża. Na pomoc przyszła nam druga kobieta, Candy, która jak na Alaskankę przystało zawsze nosi w kieszeni nóż. Oprawiła nam rybę i przygotowała do smażenia. Wieczorem, łosoś smażony na maśle, z solą, pieprzem i cytryną, był najlepszą rybą jaką w życiu jadłem.

Taki prezent od Mikołaja, tylko w lipcu
A propos Mikołaja, jest tam też taka miejscowość o nazwie Biegun Północny, gdzie znajduje się chatka św. Mikołaja. Widziałam ją z drogi.

Sprawdzałeś, czy właściciel jest w domu?
Nie (śmiech)

Na Alasce można poczuć wolność?
Wielokrotnie doświadczałem tam poczucia zupełnej wolności. Pamiętam, jak jechaliśmy nad rzekę Jukon. Była to dość trudna trasa. W radiu leciała delikatna muzyka, a za oknem rozciągała się aż po horyzont tajga i gigantyczna rzeka przecinająca pustkowie. Nad Jukon docierają tylko najwytrwalsi turyści. To miejsce o niezwykłym klimacie. Tak. Na Alasce ma się wolności pod dostatkiem.

Przypomina mi się tutaj historia McCandlessa i magicznego autobusu.
Magiczny autobus wziął się z książki Jona Krakauera: „Into the Wild”, którą 11 lat później zekranizował Sean Pean. Opowiada historię McCandlessa, Amerykanina, który po skończeniu College przekazał swoje oszczędności na konto organizacji charytatywnej Oxfam, resztę banknotów spalił i wyruszył w podróż po Ameryce w poszukiwaniu mądrości. Po dwóch latach tułaczki udał się na Alaskę, gdzie zamieszkał w znalezionym autobusie, który nazwał magiczny. Spędził w nim kilka miesięcy jedząc to, co zabrał ze sobą i co zdołał upolować. Kiedy po pewnym czasie postanowił wrócić do cywilizacji, okazało się, że Teklanika, rzeka przez którą się tutaj dostał, na skutek topniejących lodowców wezbrała, a jej silny nurt odciął mu drogę powrotną. Historia ma tragiczne zakończenie. McCandless zmarł w autobusie. Od tamtego zdarzenia, autobus stał się celem wypraw dla wielu ludzi, którzy inspirując się historią McCandlessa, chcieli za wszelką ceną dotrzeć do magicznego pojazdu. Wrak autobusu został usunięty z Parku Narodowego Denali w USA trzy lata temu i obecnie jest remontowany w pracowniach Uniwersytetu Alaska w Fairbanks. Nie kusi śmiałków, którzy ryzykowali życiem, by do niego dotrzeć.

A Ty, Lubisz ryzyko?
Nie lubię. Zawsze jest ono dla mnie wyzwaniem. Wolę mieć wszystko pod kontrolą. Ale trochę zdrowego ryzyka jest potrzebne i na pewno ubarwia podróże. Mam plan i zawsze się go trzymam, ale też jestem otwarty na niespodziewane zwroty akcji. Nie wiem, czy gdyby ten autobus był dalej w tym miejscu, nie wybrałbym się tam. Musiałbym się do tego dobrze przygotować. Fajnie by było postawić stopę, gdzie był McCandless. Ale na pewno nie ryzykowałabym życiem. Byłaby to podróż w granicach rozsądku. Nie zdecydowałabym się na nią, gdyby poziom rzeki zagrażał bezpiecznej przeprawie.

Ile jest w Tobie McCandlessa?
Myślę, że coś z McCandlessa jest w każdym człowieku, który szuka mądrości, swojego miejsca w życiu, własnej przestrzeni, docenia piękno przyrody i wolność, która ona w daje.

Porozmawiajmy teraz o ciemnej stronie podróżowania. Deszcz, zimno i spartańskie warunki, potrafią dać w kość?
Na początku zaznaczę, że zawsze podróżuję ekonomicznie, co ma dobre i złe strony. Do tych mniej przyjemnych należy brak wygody. Zdarza się, że śpię w samochodzie, bo bagaż podręczny jest zbyt mały, by zabrać do niego namiot. Często nie ma gdzie się umyć, trzeba korzystać z łazienek na stacjach benzynowych, lub liczyć, że właściciel campingu pozwoli za określoną opłatą skorzystać z prysznica. Do tego dochodzi śmieciowe, najtańsze jedzenie. Duże znaczenie ma też pogoda. Na Alasce była w kratkę. Raz było ciepło i słonecznie, raz mokro i zimno. Był taki moment kryzysu, kiedy namiot był mokrusieńki, od wilgoci zamókł śpiwór i ręcznik. Wtedy jedna z podróżujących ze mną osób, zamieniła się ze mną i mogłem tę noc spędzić w samochodzie. To są trudne doświadczenia. Jak sobie z nimi radzić? Po każdej burzy wychodzi słońce, tak i po kryzysach przychodzą lepsze dni. I tego się trzymam.

Zimno i mokro, to muszą być komary
O tak! Są i urządzają sobie z ludzi stołówkę. Na początku te ukąszenia były bardzo dotkliwe. Powodowały wielkie, swędzące bąble. Komary towarzyszyły nam od pierwszego dnia, kiedy wyjechaliśmy z miasta i rozbiliśmy namiot do ostatnich momentów na Alasce.

Łatwo o sen, kiedy jest jasno?
Nie, dlatego ludzie, którzy mieszkają w rejonach polarnych zasłaniają szczelnie okna lub budują pokoje bez okien, żeby można było się wyspać. Jednak, gdy człowiek jest zmęczony, to sen przychodzi łatwiej. W namiotach też panuje półmrok. Ale świadomość braku nocy jest trudna. W drodze powrotnej, jak wylądowaliśmy w Niemczech, kiedy było już ciemno, to po dwóch i pół tygodnia spędzonych na Alasce, z radością powitałem ten mrok.

Gdybyś miał dać kilka rad osobom, które chciałyby odwiedzić Alaskę. Na co zwrócić uwagę planując podróż niskobudżetową?
Warto kupić bilet lotniczy, kiedy są promocje. Przygotować się na niewygodę i na to, że przez jakiś czas nie zjemy schabowego oraz nie zawsze będziemy mogli się wykąpać. Trzeba dobrze przemyśleć bagaż. Do pakowania wykorzystać kieszenie. Śpiąc w namiocie trzeba uszanować prawo w kraju w którym się jest i jeśli biwakowanie jest nielegalne poszukać campingów. Czasem nawet najlepiej zorganizowane podróże się komplikują, ale to są również cenne doświadczenia.

Teraz, gdy wodzisz palcem po mapie, co Ci się marzy?
Baza Namiotowa w Radocynie w Beskidzie Niskim. Później Dania. W dłuższej perspektywie północna Kanada.

Ok. Zaczęliśmy światowo, to skończmy lokalnie. Jakie miejsca tutaj, w regionie, poleciłbyś tym, którzy chcieliby odpocząć od przebodźcowania?
Zdecydowanie Beskid Niski. Tam znajdziemy jeszcze mniej zaludnione szlaki, gdzie można usiąść przy ognisku, pośpiewać przy dźwiękach gitary. W Beskidzie Wyspowym polecam szczególnie Paproć, Ćwilin i cudowny las na górze Kostrza.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska