https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Za czary groziło spalenie na stosie. Takie wyroki zapadały też w Bieczu

Andrzej Ćmiech
Tylko w XVII wieku na stosach w całej Polsce spłonęło około 1000 kobiet posądzonych o czary. 70-letnia Gertruda Zagrodzka zwana Egową ocalała przed egzekucją dzięki swojej pozycji.

Jaki wpływ miało rzekome ususzenie maleńkiego dziecka na sprowadzenie na miasto suszy i przepędzanie burzowych chmur znad Gorlic? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Anna Dudziucha z Gorlic przyznała się do tego, iż małżeństwom na kochanie nakazywała wypijać mocz wymieszany z miodem. Za te czyny była torturowana i skazana na śmierć na stosie.

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle

Wiara w czary i czarownice była spadkiem po kulturze średniowiecznej i konsekwencją tysiącletniego przekonania, że kobieta jest z natury zła i uległa wobec szatana.

Uznano to w burzliwym XVI w. za wystarczający powód do tropienia i sądzenia czarownic. Do polowań na czarownice powołany został cały system prokuratorsko-śledczy, który dbał o „sprawiedliwy wyrok”. Najczęściej jednak bywało, że „im głupszy sędzia, nieraz analfabeta, tym pewniejszy wydawał wyrok zazwyczaj skazujący. Najstraszniejszymi mękami wyduszano z nieszczęśliwych ofiar ludzkiej ślepoty i złej woli zeznania tego, czego nigdy nie było”.

Do Polski fala wiary w czarownice przyszła z zachodu Europy w XVI w. Jednak największe żniwo w postaci ofiar zebrała w XVII w., kiedy to na stosach stracono około tysiąca osób.

Trzy czarne kury oraz dwanaście czartów

Do pierwszych rozpraw przeciwko osobom posądzanym o czary dochodziło na ziemi bieckiej w połowie XVII w. Dzięki skrupulatności bieckich pisarzy miejskich, którzy skrzętnie notowali sprawozdania z procesów w księgach ławniczych, możemy prześledzić wiele ciekawych, a dla współczesnych wprost niewiarygodnych historii procesów.

W 1644 roku doszło do procesu przeciw chłopce Annie Markowej, pochodzącej z okolic Biecza, która została posądzona o czary. Według oskarżenia miała ona posłać jaśnie pani Magdalenie Gładysz trzy czarne kury.

W bieckiej księdze wójtowskiej zapisano, że pani Magdalena „dar przyjęła, nie spodziewając się żadnych guseł. Po owym przyjęciu jęły się zaraz czary i przez trzy lata ją trzymały”.

Markowa została też posądzona o nasłanie „12 czartów w ciało panienki”. Została skazana przez sąd na śmierć przez ścięcie, a następnie jej ciało miało być spalone na stosie. Czy wyrok wykonano, nie wiadomo, księga na ten temat milczy.

Plugastwa brzydkie, a do tego sucha żaba

Jeszcze bardziej absurdalne oskarżenie wysunięto przeciwko liczącej w momencie oskarżenia 70 lat mieszczce Gertrudzie Zagrodzkiej, znanej powszechnie w Bieczu jako Egowa. Z oskarżenia o czary wynika, że „Wawrzyńcowa Egowa, zapomniawszy bojaźni Bożej, przykazania jego boskiego i miłości bliźniego, ważyła się namówiwszy rzeczoną panią Polejowicową do łazienki myć się z jej córką, w tej łazience tarła po plecach pomienioną, mając w garści nie wiadomo co, a potem grzanki dwie z rżanego chleba ukroiwszy i imbirem jakoby posypawszy tejże córce dała. Ponadto dała wypić córce żabę suchą chropowatą. Córka pani Polejowicowej, będąc przedtem bardzo dobrze zdrowa, zaraz się rozchorowała i od tego czasu charle ustawicznie, łachy plugawe po swoim ciele mając, wargi zsiniałe i palce u rąk. Po łaźni tej miewała wonity różne i przez nie wychodziły z niej rozmaite rzeczy: główka żabia, węzełek z nitek i inne plugastwa brzydkie”.

Oskarżenia były tak poważne, że groziła jej kara śmierci za czary. Że tak się nie stało, może tylko zawdzięczać pozycji społecznej rodziny i temu, że nieżyjący wtenczas mąż oskarżonej Szymon Łopacki był wójtem, a sama oskarżona cieszyła się w Bieczu dobrą opinią - co zresztą podkreślali świadkowie.

Wybawiła ją przysięga, którą złożyło kilku świadków wraz z oskarżoną, że zarzuty kierowane pod jej adresem są fałszywe, i tylko dlatego została zwolniona od kary.

Podwójna śmietana przyczyną posądzenia

W Muszynie, wielowiekowej własności biskupów krakowskich, działał w XVII w. sąd prawa miejskiego i kresowego. Z rozprawy z 10 czerwca 1678 r., spisanej przez sekretarza sądu Gotfryda Segiedę, dowiadujemy się o zabobonach i wierze w czary, jakie rozpowszechniały się w ówczesnych czasach w Gorlicach.

Posądzoną o czary była mieszczka z naszego miasta, Anna Dudziucha. Torturowana przez kata, zeznała, że przyczyną suszy jest dziecię ususzone przez jedną niewiastę w Gorlicach. Gdy zanosi się na deszcz i zbliżają się chmury, wówczas czarownica miała chwiać dzieckiem zawieszonym u bonta na strychu, a od tego chwiania chmury się miały się rozchodzić i zapanowała posucha.

Spuszczona z tortur, zeznała, że naprawiała stan małżeński dając wypić niewiastom mieszaninę miodu z moczem, aby małżeństwo się kochało. Sąd muszyński wydał wyrok spalenia czarownicy Anny Dudziuchy na stosie.

Że była winna, dla sądu nie ulegało wątpliwości. Sekretarz, wierząc w jej czarcie moce, zapisał: „kiedy Anna Dudziucha miała być katu w ręce oddana, wybieżał zając koło więzienia w ratuszu i był widziany przez wielu ludzi i warty. Gdy już z tortur była spuszczona i sądzona na stos drew znosiła, znowu zająca gmin ludzi gonił, lecz zając znikł”. To wystarczyło, by w obliczu panującego wówczas prawa i obyczajów pozbawić kobietę życia.

Ten sam sąd w Muszynie skazał Orynę Pawliszankę za czary na spalenie. W jej sprawie interweniował urząd biskupi, który „miłosierdziem zdjęty” tylko ściąć pod szubienicą ją nakazał, a ciało natychmiast pochować. Podobnie w XVII w. za dobrą hodowlę bydła i podwójną śmietanę na mleku kwaśnym o czary posądzono Annę Ryżyk z Wysowej. Jak zapisano w księgach miejskich, Anna Ryżyk cieszyła się u miejscowych hultajów ryżą urodą. Ci w czasie egzekucji przy pomocy siekier uwolnili ją ze stosu i uprowadzili poza Karpaty.

Po poradę do czarownicy przychodzili urzędnicy

Urzędnicy, magnaci, a nawet rajcy miejscy nie zawsze byli tak surowi w stosunku do domniemanych czarownic, zwłaszcza gdy wchodził w grę ich własny interes.

Kiedy w sierpniu 1600 r. dokonano włamania do ratusza bieckiego, a dochodzenie nie przynosiło rezultatów, zdecydowano się na nawiązanie kontaktu z czarownicą.

Z Bieckiej Księgi Rachunków wiemy, że „Franciszek Rzącowic - jeden z rajców bieckich z Piotrem Choczowskim udał się do czarownicy, którą zwą Zachariaszek, celem wywiedzenia się o włamywaczach ratuszowych, na co stracił 2 grzywny i 24 grosze. Temuż Zachariaszkowi dał czerwonego złotego, jedną grzywnę i dwanaście groszy”.

Czy czarownica wskazała poszukiwanych włamywaczy ratuszowych? Pewnie nie, ale chyba jeszcze długo wykorzystywała naiwność bieckich rajców, bo 11 listopada 1600 roku zapisano: „Posyłając znowu do Zachariaszka czarodzieja i osobno do Krakowa, wyłożyliśmy 36 groszy”.

Te gorszące fakty nie były wyjątkiem w Polsce. Dlatego poeta Krzysztof Opaliński, żyjący w XVII w., domagał się, aby palono i tych, co czarownice na stos skazują. Jednak musiał minąć jeszcze wiek, aby zniesiono karę śmierci za czary.

Duże zasługi w tym zakresie położył kasztelan biecki Wojciech Kluszewski. Na jego wniosek podczas obrad Sejmu w 1776 r. uchwalono osobną konstytucję zabraniającą stosowania tortur w procesach o czary i znoszącą na zawsze karę śmierci za paranie się magią.

Stało się to po tragedii w Doruchowie na Śląsku, gdzie w 1773 r. spalono 14 kobiet podejrzanych o sprowadzenie chorób i suszy za pomocą czarów.

Gazeta Gorlicka

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska