Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W noc świętojańską na Łysulę zlecą się same dobre wiedźmy. Możesz tam być. Warunkiem uczestnictwa w sabacie jest posiadanie... miotły

Halina Gajda
Halina Gajda
fot. Bogdan Malesz
Czasem mają miotły, czasem długie nosy. Są zadziorne, ale tylko troszkę. Wystarczy się uśmiechnąć, a jak to nie pomaga, tupnąć nogą. I wszystko jest w porządku. Niby markują, że rzucają zaklęcia, że niby coś mamroczą pod nosem, popatrują spode łba, ale tak naprawdę to nikomu nic nie zrobią. Bo na ten sabat przylatują tylko dobre czarownice. Chyba że ktoś wyjątkowo sobie nagrabi, to wtedy strach się bać...

Pomysł na zlot czarownic był niejako naturalną koleją rzeczy. Posiadłość na Łysuli w końcu do czegoś zobowiązuje. Nie można tylko przyjmować grzecznie gości i podziwiać panoramę okolicy. Pierwsza edycja sabatu miała kameralny charakter - jedna wiedźma szepnęła na ucho drugiej, a potem samo się rozeszło.

Bez solidnej miotły nawet bramy nie przekroczy

W tym roku ma być już z rozmachem. - Warunek uczestnictwa jest jeden - czarownica musi być prawdziwa, taka z krwi i kości - mówi Bogdan Malesza, współorganizator sabatu i współwłaściciel owej posiadłości prawie na szczycie Łysuli. Zapewnia, że swój sposób na rozpoznanie prawdziwej wiedźmy.

- Przylatuje na miotle - mówi z pełnym przekonaniem. - No bo jak wytłumaczy swoje przybycie? Że niby taksówką przyjechała - tu organizator wyraźnie przedrzeźnia.

Na tym „inwigilacja” się nie skończy. Prawdziwa czarownica musi dać się „omieść” dymem z jałowca albo suszonej mięty. Bez tego ani rusz. Zresztą testów będzie więcej. Żadna podrabiana wiedźma się nie przeciśnie.

- No i jeszcze jedna ważna sprawa - Malesza zawiesza na chwilę głos. - Na wejście potrzebne będą wiktuały. Czary nie czary, a jeść coś trzeba - mówi z rozbrajającą szczerością.

Już dzisiaj zapowiada, że jeśli „Gazeta Gorlicka” chce robić relację ze zlotu, musi się dostosować do ogólnie obowiązujących zasad. - Sprawdzimy, przepytamy, co przez ostatni rok nabroiła, ile duszyczek uwiodła na pokuszenie - wylicza. - Wiem, że trudno będzie przejść przez to sito, ale i konkurencja niczego sobie - dodaje dowcipnie.

Grażyna Jarkiewicz, druga współorganizatorka sabatu, swoją miotłę ma już przygotowaną. Tajemne mikstury dopiero będzie przygotowywała.

- Jeszcze nie wiem, jakie będzie ich przeznaczenie - śmieje się.

To w końcu rower czy miotła? Lepiej nie wiedzieć...

Plotka niesie, że na Łysulę z miasta wybiera się grupa czarownic na... rowerach. Jak to się ma do tak wymaganej miotły, lepiej nie wiedzieć, ale Bogdan Malesza, dla czarownic-cyklistek ma dobrą radę.

- Przypominam, że Łysula ma 551 metrów wysokości, więc jest dosyć stromo - opisuje. - Radzę więc wyjechać razem ze słońcem, bladym świtem. Inaczej może zabraknąć pary, by dotrzeć na czas sabatu - dodaje.

Wracając jednak do przyziemnych spraw i wspomnianej strawy, nie musi to być nic wielkiego, wymagającego długiego stania i pilnowania kotła. Jakieś warzywa, może jakaś kiełbaska czy inna domowa wędlinka - żeby było z czego nawarzyć gorącej zupy.

- Przed rokiem też tak zrobiliśmy i wyszło naprawdę kapitalnie - zapewnia. - Takiej zupy, jaką robią nasze wiedźmy, to nawet Gordon Ramsay by się nie powstydził - dodaje.

Potem zostaje tylko biesiada przy wspólnym stole, pogaduchy, popatrywanie w niebo na gwiazdy , marzenia wysyłane do księżyca.
Bo świt rozwieje cały czar - obowiązki nie znikną, troski nie umkną, humorzasty szef w pracy też zostanie. Czemu więc nie dać się porwać szaleństwu, choćby na chwilę?

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Mówimy po krakosku

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska