Staropolskie pogrzeby były niezwykle barwnymi widowiskami - pisze Juliusz Chrościcki w książce „Pompa funebris”. Z ich okazji wznoszono wspaniałe katafalki i bramy triumfalne, ustawiano całe miasta namiotów i stołów dla tłumów zaproszonych gości, gdyż w epoce baroku skromny pogrzeb uważany był za przejaw lekceważenia zmarłego, a nawet skąpstwa jego samego! Nie inaczej było na dawnej ziemi bieckiej.
Podwójny pogrzeb żony właściciela Gorlic
Przykładem takiego barokowego pogrzebu - opisanego w aktach klasztoru Reformatów w Bieczu - był pochówek Konstancji z Jordanów Łętowskiej, żony współwłaściciela Gorlic, zmarłej pod koniec września 1761 r. 5 października 1761 r. wieczorem wprowadzono jej ciało przy licznym udziale wiernych do oświetlonego rzęsiście kościoła i położono na katafalku. Następnego dnia odbył się pogrzeb w obecności dużej liczby duchowieństwa. Nabożeństwo żałobne składało się z mszy śpiewanej z towarzyszeniem chorału gregoriańskiego w wykonaniu zakonników oraz innych duchownych, śpiewów i modlitw przy katafalku. Po tym nastąpiło przeniesienie zwłok do podziemi klasztornych.
Za pogrzeb, wszystkie prace i światło, lampiony i świece wykonane w Krakowie Stanisław Łętowski ofiarował klasztorowi 700 florenów i dwie beczki wina węgierskiego. Była to pierwsza część uroczystości pogrzebowych. Druga odbyła się trzy miesiące później 17 lutego 1762 r. Na ów dzień z polecenia Stanisława Łętowskiego wszystkie ołtarze ozdobiono odpowiednimi dekoracjami, cały kościół przybrano świecami i lampionami ze złotymi napisami, a pośrodku stanął wspaniale złocony katafalk z portretem zmarłej.
Wszystko to budziło powszechny podziw. Mszę i kondukt odprawił bp Hieronim Wielogłowski - sufragan przemyski, w asyście prałatów, a kazanie wygłosił Józef Chojnacki - rektor pijarów z Nowego Sącza. Później wystąpił z przemówieniem o zmarłej jej syn, Michał Łętowski - notariusz zamku bieckiego, zapraszając na końcu gości w imieniu ojca na stypę, jak było przyjęte, w klasztorze. Z racji owej żałobnej uroczystości klasztor otrzymał od podkomorzego: dwa woły, 20 gęsi, troje cieląt, dwie beczki wina i 1000 srebrnych monet.
Pogrzeb z pompą był honorem rodziny
Drugim tak wystawnym pogrzebem na ziemi gorlickiej był pochówek wspomnianego Stanisława Łętowskiego, właściciela Gorlic oraz syndyka apostolskiego klasztoru Reformatów w Bieczu. Zmarł on 25 stycznia 1776 r. i został pochowany 3 lutego tegoż roku. Natomiast uroczyste nabożeństwo żałobne odbyło się dopiero 17 lutego 1776 r. Pogrzeb ten stanowił szczytowy wyraz ówczesnej żałobnej wystawności. Dlatego za kronikarzem klasztoru w Bieczu przytoczmy jego opis: „Na środku kościoła rozpostarto żałobny całun z krzyżem i świecami oraz herbami Łętowskich. Wielki ołtarz zakryto czarnym płótnem, na którym zawieszony portret zmarłego, a wokół niego widniały cztery herby Łętowskich oraz 12 świec.
Niezależnie od sześciu stałych ołtarzy bocznych dostawiono jeszcze cztery ołtarze z czterema przy każdym świecami. Rozmieszczeniem światła w kościele zajęli się synowie zmarłego, przywożąc różnorodne świece i lampiony. W nabożeństwie uczestniczyli liczni goście z rodziny Łętowskich oraz liczny kler diecezjalny i zakonny. Żałobną sumę i kondukt odprawił syn zmarłego Adam Łętowski, kanonik katedralny, a kazanie wygłosił Stanisław Trzecieski, prebendarz z Szalowej. Kronikarz zakonny zapisał, że z owego pogrzebu klasztor zyskał jedynie świece, wiele zaś miał utrapienia, gdyż rodzina zaprosiła wielu duchownych, że ci nie mogli pomieścić się w refektarzu, a zapewne nie lepiej było i w forasterii. Szemrano z tego powodu na Łętowskich”.
Inną oprawę miały pogrzeby szlachty, która poległa w boju w obronie ojczyzny i wiary. Były to wspaniałe i zarazem wstrząsające widowiska, które symbolizowały dostojność zmarłego i majestat śmierci.
Za trumną kroczył ulubiony rumak nieboszczyka, obleczony powłóczystą żałobną kapą, a za nim niesiono szable i tarczę. W czasie nabożeństwa żałobnego do kościoła wjeżdżał rycerz zwany „kiryśnikiem”, cały zakuty w zbroję, kruszył kopię u stóp katafalku i spadał z konia na posadzkę kościoła. Dla spotęgowania grozy upadanie odbywało się ze „srogim i ogromnym trzaskiem”.
Tak było w klasztorze Reformatów w Bieczu na pogrzebie Marcina Krasowskiego, skarbnika sanockiego 17 marca 1700 r., żołnierza oddziału oszczepników. Pod koniec pogrzebu otaczający katafalk towarzysze broni, oszczepnicy i pancerni, łamiąc zgodnie z pradawnym zwyczajem dzidy i lance, uderzając o posadzkę swoim ciężkim obuwiem, narobili wielkiego hałasu. Ów „srogi i ogromny trzask” był przyczyną zakazania w klasztorze bieckim ,,wojskowych ceremonii”, gdyż „nie licowało to z miejscem i groziło zniszczeniem posadzki”.
Gdy już chowano w 1705 r. Remigiusza Michała Grocholskiego, dowódcę oddziału pancernego Hieronima Lubomirskiego, pogrzeb sprawiono mu okazały, lecz bez opisanych ,,wojskowych ceremonii”.
Na pogrzebach bogatej i znamienitej szlachty kultywowany był też oryginalny zwyczaj, że za trumną jechał człowiek podobny do zmarłego. Robiło to wrażenie, jak gdyby nieboszczyk odprowadzał samego siebie do grobu. Zwyczaj ten został przez szlachtę polską przejęty ze starożytnego Rzymu, gdzie na pogrzebach cezarów figurował sobowtór.
Dziwactwa pogrzebowe szlachty bieckiej
Zdarzało się często, że szlachta nie życzyła sobie wystawnego pogrzebu, mimo że zainteresowanych było w pełni na to stać. Tak było z Aleksandrem z Rytwan Zborowskim, ojcem żony Stanisława Łętowskiego seniora, podstarościego bieckiego i właściciela Gorlic, który był fundatorem szpitala dla starych żołnierzy we Lwowie.
Polecił on, aby „swoje ciało schować nigdzie indziej, jeno tam, kędy sobie nagotował, bez żadnych ceremonii, bez trumny, tylko w delurce i kapciach, w kilim owinowszy biały”. Podobnie uczynił Tadeusz Wielowiejski, którego pochowano skromnie 29 maja 1762 r., a pieniądze przeznaczone na pompę pogrzebową w wysokości 630 florenów przekazano klasztorowi bieckiemu.
Nie zawsze jednak rodzina uwzględniała życzenia zmarłego, uważając ubogi pogrzeb za ujmę dla rodowego splendoru. Spełniano na pozór ostatnią wolę nieboszczyka, grzebiąc zwłoki bez pompy, a za kilka dni odbywał się pogrzeb uroczysty i wspaniały przy zjeździe żałobnych gości.
Zdarzały się też dziwactwa. I tak kronikarz klasztoru bieckiego zanotował, że z okazji pogrzebu Sebastiana Wiktora z Sowiny, stolnika wieluńskiego i wybitnego dobrodzieja konwentu bieckiego, jaki miał miejsce w 1777 r., zgodnie z wolą wdowy dzwoniono bez przerwy przez trzy dni.
Podobnie i czas pogrzebu był rzeczą umowną. Zdarzało się, że chowano zmarłych późnym wieczorem czy też nocą. Tak było z pochówkiem właściciela Gorlic Józefa Łętowskiego, którego pochowano 3 lipca 1739 r. o północy podobno z powodu późnego przybycia rodziny i upalnych dni. Pisząc o staropolskich pogrzebach na ziemi gorlickiej, nie można pominąć pochówku wśród zakonników w habicie. Dostępowała tego najbardziej oddana i ofiarna szlachta. Co prawda ten rodzaj pobożności wyśmiewał Wacław Potocki, pisząc:
„I że tym drugi złego żywota poprawi
Albo, że sądny dzień, gdzie się wszyscy spieszem,
Może ujść między mnichy zuchwalec pod pleszem.
Przeto siła, oszukać Boga mając wole”,
ale mimo to w owym czasie pochówek wśród zakonników uważano za szczyt barokowej pobożności, przez co zwiększało się znaczenie rodziny wśród braci szlacheckiej.
Wystawność pogrzebów na naszym terenie ograniczył dopiero dekret cesarza Austrii z 1784 r. o skromności ceremonii pogrzebowych.