https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaatakowali kwasem kluby w Krakowie

Krzysztof Sakowski
Najpierw zaatakowano klub przy ul. Bieńczyckiej
Najpierw zaatakowano klub przy ul. Bieńczyckiej fot. Adam Wojnar
Nieuczciwa konkurencja, głupi wybryk chuligański, czy zemsta zazdrosnego przedsiębiorcy? Na razie nikt nie wie, jakim motywem kierował się młody mężczyzna, który jednego wieczoru rozrzucił słoiki z kwasem masłowym w trzech krakowskich kawiarniach sieci "Las Vegas 24h".

Właściciele sieci milczą jak grób, ale atak tak zdenerwował Arkadiusza Żychlińskiego, prezesa zarządu spółki Bee-Fee, do którego należą kluby, że wyznaczył nagrodę 20 tysięcy złotych dla tego kto wskaże sprawcę.

Reporterzy "Polski Gazety Krakowskiej" odwiedzili trzy zaatakowane lokale. Zaglądamy do środka pierwszego. Po otwarciu drzwi od razu uderza gryzący, cuchnący zapach wymiocin. Właśnie tak śmierdzi kwas masłowy.

Policjanci twierdzą, że to zaplanowana akcja konkurencji

Na środku ciasnego pokoiku siedzi na krześle kobieta w średnim wieku obsługująca lokal. Otaczają ją rzędy automatów do gier.

- Ja tu pracuję dopiero drugi dzień i nic nie wiem o jakimś napadzie. Poza tym nie chcę z panem rozmawiać. Tu ludzie przychodzą się zabawić - pokazuje nam ręką na drzwi. W lokalu oprócz niej nie ma żywej duszy.

Po wyjściu podchodzi do nas dwóch młodych mężczyzn. Widać po sylwetkach, że często odwiedzają siłownię.

- Nie za wcześnie na grę na automatach? - rzuca jeden z nich. W krótkiej, bardzo szorstkiej, rozmowie dowiadujemy się, że są mieszkańcami os. Dywizjonu 303 i od czasu do czasu zaglądali do "Las Vegas".
- Nie było nas podczas napadu, ale wszyscy szepczą, że właściciel nie chciał zapłacić "za ochronę"
- wzrusza ramionami jeden z rozmówców. Nie zamierza wdawać się w szczegóły, ale radzi, żeby raczej nie wypytywać o napad bo to "śliski temat".

Mimo wielokrotnych prób skontaktowania się z prezesem katowickiej spółki, do której należy Las Vegas, nie udało nam się zamienić z nim nawet dwóch zdań.

- Skontaktujemy się z prezesem. Proszę zostawić numer telefonu, a prezes oddzwoni, jeśli znajdzie czas - słyszymy najpierw od asystentki, a potem od asystenta.

Krakowska policja cały czas szuka śladów po napastnikach. - Scenariusz wszystkich napadów był zawsze taki sam - informuje Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej. - W okolice kawiarni podjeżdżał samochód z dwoma lub trzema mężczyznami. Do lokalu wchodził tylko jeden
z nich i rozbijał słoik z kwasem masłowym.

Klienci po takim ataku przez kilkanaście godzin nie byli w stanie wejść do środka lokalu, w którym roznosił się smród trudny do opisania. Odór był wyczuwalny nawet po kilku dniach od zdarzenia.

W czasie jednego z ataków napastnik oblał pracującą w kawiarni kobietę. Z obrażeniami oczu
i twarzy trafiła do szpitala. Według naszych informacji policja wyklucza chuligański wybryk. Funkcjonariusze mówią, że to precyzyjnie zaplanowana akcja - dzieło konkurencji lub próba wymuszenia haraczu.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska