https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabawa wiejska i krwawy epilog bójki na noże, rower i pistolet

Jerzy Reuter
Tarnowski sąd miał nie lada problem, gdy przyszło mu rozstrzygnąć winę i wydać wyrok w sprawie strzelaniny i śmierci jednego mężczyzny na zabawie Ochotniczej Straży Pożarnej w Pawłowie.

Zabawa ludowa odbyła się na błoniach i nic nie zapowiadało katastrofy. Orkiestranci grali skoczne melodie, a wyszynk i zakąski krążyły wokół rozstawionych stołów. Ksiądz proboszcz po poświęceniu imprezy zasiadł razem z organizatorami i cieszył się jak większość gości.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby dwaj uczestnicy zabawy Janik i Bobowiec, nie ujrzeli przejeżdżającego na rowerze obok festynu, znajomego z sąsiedniej wsi Sambora. Panowie byli już podchmieleni i natychmiast przypomnieli sobie, że Sambor ostrzelał niegdyś z pistoletu brata Janika i należy mu się za to stanowczy odpór w postaci zwykłego porachowania kości.

Przepili za powodzenie i nie zakąszając wyszli Samborowi na drogę. Pierwszy zaatakował Janik. Z całej siły kopnął w przednie koło roweru i chwycił Sambora za gardło. Natychmiast kolega Janika Bobowiec skoczył ofierze na plecy i zrzucił go z pojazdu na ziemię, gryząc jednocześnie w kark. Napastnicy tak się rozzuchwalili, że wyciągnęli noże i postanowili zadźgać Sambora na śmierć.

Napadnięty po otrzymaniu kilku pchnięć podniósł się z ziemi i uznał, że tego już za wiele. Podniósł rower i zaczął okładać nim napastników gdzie popadnie, po czym wyszarpnął zza paska spodni pistolet i wymierzył w Janika. Oddał kilka strzałów, po których Janik padł martwy do przydrożnego rowu. Bobowiec próbował jeszcze dosięgnąć Sambora nożem, ale na próżno. Sambor wymierzył i wypalił, po czym padł zemdlony obok ciężko rannego Bobowca.

Całe zdarzenie miało miejsce na środku drogi, prowadzącej tuż przy błoniach do Pawłowa, ale zabawa trwała na całego i nikt nie zwrócił uwagi na walczących z sobą mężczyzn. Dopiero po kilkudziesięciu minutach na leżące bezwładnie i zakrwawione ciała natknęła się gospodyni proboszcza, idąca na zabawę po swojego chlebodawcę. Obecni na zabawie strażacy w błyskawicznym czasie zorganizowali wóz konny i przy graniu trąbki alarmowej odwieźli ciała do tarnowskiego szpitala. Za śmierć Janika i ciężkie postrzelenie Bobowca początkowo sąd obwinił Sambora, ale w trakcie śledztwa sądowego okazało się, że prawda jest inna i sąd spojrzał na Sambora jak na ofiarę, broniącą swojego cennego życia.

Sambor miał dobrą opinię w swojej wsi. Był pracowitym gospodarzem i wychowywał czworo dzieci, chociaż niektórzy wskazywali na niego jako raptusa i człowieka skorego do kłótni. Natomiast zabity Janik i jego kompan Bobowiec byli notorycznymi awanturnikami, znanymi z rozbijania wiejskich zabaw i bójek o wszystko. Ważnym okazało się zeznanie księdza proboszcza, który opowiedział jak to Janik pobrał raz od niego zaliczkę na tynkowanie chlewu i więcej się nie pokazał, a potem pobił dotkliwie kościelnego, gdy ten się upomniał o pieniądze.

Sąd po długiej naradzie uniewinnił Sambora z zarzutów, ale wymierzył mu grzywnę za posiadanie pistoletu i jednocześnie skazał Bobowca na dwa tygodnie aresztu za napaść i pobicie przy pomocy noża. Sąd równocześnie zwrócił uwagę na małą staranność organizatorów zabaw w dbaniu o bezpieczeństwo gości.

/za "Hasło"/

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska