- To pierwszy taki zabieg w Małopolsce - chwali się prof. Jacek Lelakowski, ordynator oddziału klinicznego elektrokardiologii szpitala im. Jana Pawła II.
Chodzi o wszczepienie podskórnego kardiowertera-defibrylatora serca. To urządzenie, które działa jak bezpiecznik - włącza się samoczynnie w momencie wystąpienia zaburzenia rytmu i reguluje pracę serca. Bez niego pacjent nie ma szans na przeżycie.
Wyjątkowość zabiegu polega na tym, że elektroda kardiowertera-defibrylatora nie jest wszczepiona wewnątrz serca, ale podskórnie. Zazwyczaj u pacjentów, którzy takiego zabiegu wymagają, umieszcza się nieco mniejsze urządzenie. Elektrody wprowadzane są do układu żylnego i jam serca.
Nowe, podskórne urządzenie ma być przeznaczone dla pacjentów, którzy nie mogą przejść klasycznej operacji z przyczyn medycznych.
- Lokalizujemy je z lewego boku. Potrzebują go pacjenci, którzy nie mają dostępu żylnego do serca - bo żyły są pozrastane albo są dializowani i jedna z żył potrzebna jest do umieszczenia cewnika - tłumaczy prof. Lelakowski. Do takiego zabiegu mogą być kwalifikowani także pacjenci, którzy przeszli wcześniej infekcyjne choroby serca (np. zapalenie wsierdzia lub mięśnia sercowego) lub ci, u których takie powikłania mogą się pojawić, czyli właśnie dializowani lub z przewlekłymi procesami zapalnymi.
- To nie jest częsta sytuacja. Takich pacjentów mamy może sześciu na rok. Ale nie ma dla nich innego rozwiązania - mówi prof. Lelakowski. Dla porównania - tradycyjne operacje są już rutyną na oddziałach zajmujących się leczeniem chorób kardiologicznych. W szpitalu im. Jana Pawła II wykonuje się ich ok. 280 rocznie.
W środę rano, jako pierwszy pacjent w Małopolsce, w nowy sposób został zoperowany 59-letni mężczyzna. Choruje na kardiomiopatię rozstrzeniową z groźnymi zaburzeniami rytmu serca. Jest przewlekle dializowany, więc trzeba było sięgnąć po nowoczesną metodę.
Operacja trwała dwie godziny, choć - jak podkreśla prof. Lelakowski - może w przyszłości być nieco krótsza. Pacjent musi być wprowadzony w znieczulenie ogólne (przy tradycyjnej operacji stosuje się tylko miejscowe).
59-latek przeszedł zabieg bez problemów i czuje się dobrze.
Nowa metoda ma jeszcze jedną zaletę - nie wiąże się z nią ryzyko powikłań infekcyjnych oraz niedrożności żylnych.
- Po klasycznym zabiegu elektrody ulegają uszkodzeniu w żyłach, rozwijają się bakterie. Może u takich pacjentów wystąpić poelektrodowe zapalenie wsierdzia - mówi prof. Lelakowski. Nowy typ urządzenia, jako że jest wszczepiany podskórnie, nie może wywołać takich negatywnych efektów.
Metoda wiąże się także z utrudnieniami - nie jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Koszt takiego urządzenia to około 80 tysięcy złotych - czyli czterokrotnie więcej niż tradycyjny kardiowerter.
Na razie szpital im. Jana Pawła II kupił urządzenie z własnych środków i będzie ubiegał się o refundację.
- Chcielibyśmy, żeby takie operacje były dostępne w naszym szpitalu - zapewnia prof. Lelakowski. Dodaje, że w Polsce pierwszy tego typu zabieg przeprowadzono w 2014 roku. Pionierami były ośrodki w Łodzi i Gdańsku. Ze względu na wysokie koszty i małe doświadczenie we wszczepianiu podskórnych urządzeń, dotychczas wykonano jedynie nieco ponad sto takich operacji.
Follow https://twitter.com/gaz_krakowskaWIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie? - odcinek 4
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto