Zabójca Marty błaga o łaskę. "Jest skrupulatny i cyniczny"
- Będziemy składać apelację. Nie zgadzamy się z oceną sądu, że nie było dowodów na premedytację. Te dowody były - mówi ojciec zabitej Marek Bryła, oskarżyciel posiłkowy w procesie. Od siedmiu lat przychodzi na każdą rozprawę. Domaga się dożywocia dla zabójcy córki.
Sędzia Beata Marczewska surowo opisała Marka K. - Działał bez skrupułów i bez litości. Marta się nie broniła, niewykluczone, że zaatakował ją z zaskoczenia - mówiła sędzia. Dodała, że oskarżonego trzeba napiętnować. - Dla niego ujawnienie ciąży Marty wiązało się z końcem wygodnego życia, które wiódł u boku Moniki K. (jego aktualnej dziewczyny - przyp. red.). To był koniec wszystkiego - począwszy od pomocy w nauce, którą ofiarowała mu Monika, a skończywszy na gościnie w jej domu. K. był, jak to ocenili biegli, wyzyskiwaczem osób, które darzyły go sympatią i uczuciem - mówiła sędzia.
Dodała, że zadawał ciosy tak brutalnie, że musiał zmieniać narzędzia zbrodni. Nóż się wygiął, gdy zadał nim Marcie 36 ciosów, żeliwna patelnia została uszkodzona, a w drewnianym wałku urwała się rączka.
Co się zdarzyło w Swoszowicach?
Do mordu doszło 3 kwietnia 2006 roku w domu Moniki K. w Swoszowicach, do którego Marek miał klucze. Przywiózł tu Martę, by zrobiła test ciążowy. Test wyszedł pozytywnie. Wtedy, jak mówił, Marta wpadła w histerię i rzuciła się na niego, a on upadł, trzymając w ręku nóż (kroił wtedy kanapkę). Dziewczyna miała nadziać się na nóż, a on zadawał kolejne ciosy, by ją dobić. Pogotowia nie wzywał, bo stwierdził, że "i tak mu nie uwierzą".
Sąd również nie uwierzył.
Wersja Marka K. została obalona przez biegłych, którzy stwierdzili, że upadając, człowiek odruchowo rozpościera ręce. - Nawet w trakcie eksperymentu procesowego Marek K. upadając podparł się rękami, nie mógł więc trzymać w nich noża, na który miała nadziać się Marta - mówiła sędzia Marczewska. - Z tego wniosek, że pierwszy cios nie był przypadkowy. Dodatkowo Marek K. zeznał, że dobił dziewczynę zamiast ją ratować. Dlaczego tak zrobił, skoro zranił ją przypadkiem? - pytała sędzia.
Potem odtwarzała zachowanie K. po zabójstwie dziewczyny. Metodyczne usuwanie śladów, wyniesienie ciała do tyłem zaparkowanego auta dostawczego, wreszcie wrzucenie go do żwirowiska w Zakrzowie, które miało zostać wkrótce zalane (o czym doskonale wiedział).
- Ale to jeszcze nie świadczy, że przygotował tę zbrodnię. Nie ma na to wystarczających dowodów - mówiła sędzia. I obalała kolejne argumenty oskarżenia.
Ohydna zbrodnia, ale czy z premedytacją?
Po pierwsze - pusty dom Moniki K. Według sędzi, trudno sobie wyobrazić gorsze miejsce na zbrodnię. Co prawda Marek K. wiedział, że do wieczora nikogo w nim nie będzie i miał swoje klucze, ale nie mógł przewidzieć, czy nie wpadnie któryś z domowników (miał to w zwyczaju np. ojciec Moniki).
Po drugie, narzędzia zbrodni. - Chwytał to, co miał pod ręką w kuchni, nie przygotował narzędzia zawczasu - mówiła sędzia.
Po trzecie, zaparkowanie samochodu tyłem, co ułatwiało wniesienie zwłok. Zdaniem sądu, nikt nie udowodnił że zazwyczaj Marek K. parkował inaczej.
Czwartym argumentem oskarżenia była kwestia telefonu Marty. Przed zbrodnią Marek K. wypytywał brata Moniki o logowanie telefonów komórkowych do sieci. Chodziło m.in. o to, czy gdy się wyjmie baterię, można zlokalizować taki aparat. Tuż po zatrzymaniu K. miał powiedzieć policjantowi, że gdy przyjechał z Martą robić test, wyjął kartę z jej telefonu, a potem rozłożył go na części i wyrzucił. To utrudniło zlokalizowanie miejsca jej ostatniego pobytu. Ale policjant nie zrobił z tej rozmowy notatki służbowej, co według sądu jest podstawą do formalnego odrzucenia tego dowodu na działanie z premedytacją.
Mimo to ocena sądu była jednoznaczna. Sędzia uznała, że K., mimo poprawnego zachowania w areszcie, jest wysoce zdemoralizowany i skazała go na ćwierć wieku więzienia.
Trzy wyroki na Marka K.
W poniedziałek po raz trzeci K. usłyszał wyrok 25 lat więzienia. Pierwszy raz dostał go w 2008 r., za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Odwołali się obrońcy i prokurator. W 2010 r. sąd nie uznał szczególnego okrucieństwa i premedytacji, ale utrzymał wymiar kary. Po kolejnym odwołaniu Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok. Dziś sąd ponownie skazał K. na 25 lat więzienia. Monika K., druga dziewczyna Marka, była skazana na 1,5 roku w zawieszeniu za niepowiadomienie policji o zbrodni.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+