Opisywał, że to Łukasz D. upuścił maczetę, którą Wojtas podniósł i tak uzbrojony dogonił zbiega. Zadał mu cios od tyłu w wyciągniętą prawą rękę i potem już nie ścigał 23 -latka.
Twierdził, że nie miał świadomości, jakie skutki spowodował tym uderzeniem, a te okazały się śmiertelne.
Biegły weryfikuje wersję
Tej relacji przysłuchiwał się obecny na rozprawie dr Filip Bolechała, biegły z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie.
Medyk nie krył, że uderzenie maczetą musiało być bardzo mocne, bo ostrze przecięło wszystkie tkanki miękkie i dwie kości przedramienia. Doszło do faktycznej amputacji kończyny, która trzymała się tylko na pasku skóry.
Ranny w szoku, cały czas krwawiąc przebiegł jeszcze kilkaset metrów i upadł na ulicy Żywieckiej. Podkoszulkiem próbował sobie tamować krew.
Rozmawiał też z osobami, które udzielały mu pomocy. Wymienił wtedy pseudonim osoby, która go zaatakowała i powiedział, że to „Wojtas”.
Gdzie cios i w jaki sposób
Biegły Bolechała twierdził, że może polegać na prawdzie wersja oskarżonego, że cios zadał maczetą, bo obrażenia ciała, które stwierdził potem w czasie sekcji zwłok Łukasza D. mogły pochodzić od narzędzia „ciężkiego, twardego, płaskiego, z ostrą krawędzią”.
Dodał jednak, że sposób zadania ciosu nie koresponduje z tym, co mówi Wojciech L. On zaś opowiada, że uderzenie maczetą zadał w ramię powyżej łokcia, a faktycznie odcięte zostało przedramię 8 cm poniżej łokcia.
„Wojtas” nie kryje, że uderzył od dołu lub prostopadle do ułożenia ręki, biegły uważa, że cios była raczej zadany z góry i rana przedramienia ma charakter obronny. Zdaniem medyka w praktyce ZMS nie było przypadków, by atak z takimi skutkami dla uciekającego pokrzywdzonego nastąpił od tyłu.
Zwykle do odcięcia kończyny od ciosu maczetą dochodzi, gdy sprawca i ofiara stoją naprzeciwko siebie. Jak było naprawdę nie wiadomo, dr Bolechała odnosił się tylko do konkretnej wersji podanej przez Wojciecha L., a czy jest wiarygodna wypowie się sąd.
Maczety w rękach Wojtasa
Zdaniem śledczych nic nie wskazuje na to, że Łukasz D. miał ze sobą maczetę, za to są dowody, że dysponował nią „Wojtas”. Jedno takie niebezpieczne narzędzie odkryto w jego mieszkaniu, z drugim wpadł kilka miesięcy przed zajściem na Żywieckiej.
Nie udało się w lasku odnaleźć narzędzia zbrodni, od którego śmierć poniósł pokrzywdzony 13 czerwca 2013 r. Wojtas mówił, że tę maczetę po prostu wyrzucił w krzaki.
Zamiar zabójstwa i zarzut
Prokuratura uważa, że zadając takie uderzenie maczetą oskarżony godził się na śmierć pokrzywdzonego i dlatego Wojciechowi L. przypisuje zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Z jej ustaleń wynika, że oskarżony zauważył pokrzywdzonego na przystanku autobusowym, zawrócił auto, zabrał maczetę z pojazdu i ruszył w pościg za uciekającym Łukaszem D., sympatykiem Wisły Kraków. Gdy go dogonił zadał cios i rannemu nie udzielił żadnej pomocy. To też świadczy o zamiarze, z jakim działał.
Za zabójstwo Wojciechowi L. pseudokibicowi Cracovii, grozi dożywocie.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
WIDEO: Barometr Bartusia. Na konsumpcji długo nie pociągniemy