- Zamieszanie w spółce jest, odkąd dwa lata temu została ona sprywatyzowana i PKL kupiła spółka Polskie Koleje Górskie. Od tamtej pory nie wiemy, co z nami będzie. Sytuacja stała się jeszcze bardziej nerwowa po tym, jak dwa miesiące temu doszło do połączenia PKG i PKL. Zarząd nic nam nie mówi. Po firmie krążą plotki - mówi nam anonimowo jeden z pracowników, który nie ukrywa, że zaczął rozglądać się już za inną pracą.
Według krążących informacji fundusz inwestycyjny MID Europa Partners (poprzez spółkę córkę Altura ma ponad 99 proc. udziałów w PKG) chce racjonalizować koszty. Ma się to odbyć poprzez redukcję załogi. Mówi się nawet o 50 proc. pracowników. Ci zaś, co zostaną, mają dostać propozycję przejścia na jednoosobową działalność gospodarczą i rozliczać się z PKG na zasadzie „firma-firma”. Plotki te dodatkowo podgrzało ostatnie spotkanie pracowników PKG, w czasie którego prezes spółki Janusz Ryś, zaczął prezentować korzyści jednoosobowej działalności gospodarczej.
To wynik audytu?
Informacje o redukcji załogi to efekt prowadzonego w spółce audytu zewnętrznej firmy. Ta sprawdzała każdy sektor działalności spółki.
- Nie wiem, jaka to była firma audytowa, ale jej pracownicy sugerowali nawet, że w okresach poza głównym sezonem turystycznym, gdy nie ma chętnych na wyjazd na Kasprowy Wierch czy Gubałówkę, wagoniki powinny jeździć tylko w jedną stronę, np. w dół. Przez to potrzebnych byłoby do pracy mniej ludzi. To niedorzeczne, bo technicznie nie da się takiego rozwiązania wprowadzić w życie. Jak wagonik jedzie w górę, drugi musi zjechać w dół - mówi jeden z pracowników PKG.
Prezes: audyt był, ale...
- W każdej plotce jest trochę prawdy - odpowiada na obawy pracowników Janusz Ryś, prezes PKG. - Mogę potwierdzić, że w firmie odbywa się audyt zewnętrznej firmy. To naturalne, że po przejęciu spółki właściciel chce sprawdzić, jak ona działa do tej pory i poprawić to, co ewentualnie funkcjonuje źle. Ale audyt się jeszcze nie zakończył, więc na tę chwilę trudno mi mówić o jego wynikach.
Ryś zaznacza jednak, że wskazówki audytorów mogą, ale nie muszą być brane pod uwagę. - Będziemy je weryfikować i sprawdzać, czy da się je zastosować, czy np. nie kolidują one z innymi przepisami, którymi przewóz osób takimi kolejkami jest regulowany - odpowiada.
Prezes twierdzi, że na razie nie ma planów związanych z redukcją załogi spółki. Przyznaje jednak, że powiedział pracownikom o możliwości samozatrudnienia. - Zrobiłem to, bo uważam, że w ten sposób ludzie zatrudnieni na etacie mogliby po prostu więcej zarobić - zaznacza Ryś. Pytany przez „Krakowską” Ryś nie chce jednak zdradzić, jak ma wyglądać ewentualna restrukturyzacja firmy. Na razie jedyną widoczną zmianą z strukturach PKG było stworzenie i rozwijanie działu marketingu.
Samorządy: to niepokojące
- Jeśli są jakiekolwiek plany związane z redukcją załogi PKG, to nie wyszły one ze strony samorządów - mówi Leszek Dorula, burmistrz Zakopanego, które wraz z gminami Poronin, Kościelisko i Bukowina Tatrzańska jest mniejszościowym udziałowcem w PKG. - Ta spółka miała się rozwijać, ale nie kosztem pracowników, czyli w zdecydowanej większości naszych mieszkańców. Przecież nie ma ona żadnych długów, wręcz odwrotnie, przynosi spory zysk (PKL tuż przed prywatyzacją miał 10 mln zysk rocznie - przyp. red.).
- Nas niepokoi taka sytuacja, tym bardziej że i my jako akcjonariusze spółki też nie mamy pełnej informacji o planach - dodaje Wiktor Łukaszczyk, wiceburmistrz Zakopanego. - Nie dziwię się obawom pracowników. To ludzie od lat związani z firmą. Chcą pracować dalej, ale nie wiedzą, co ich czeka. Nie stoimy na stanowisku, że restrukturyzacji nie może być, ale by była prowadzona mądrze, z jak najmniejszą szkodą dla pracowników.
Przedstawiciele tatrzańskich gmin wystąpili na radzie nadzorczej spółki z wnioskiem, by wszelkie zmiany w działalności spółki były wprowadzone dopiero po sezonie, a także by wcześniej gminy były o tym poinformowane.
Spółka PKG ma plany
Według zapisów w umowie kupna-sprzedaży PKL nowy nabywca zobowiązał się, że w ciągu pięciu lat od zakupu postara się zrealizować inwestycje głównie w obszarze Kotła Goryczkowego w Tatrach i na Gubałówce.
- Mamy czas do 2018 roku. Nie siedzimy jednak z założonymi rękami, tylko działamy. Jeśli chodzi o Goryczkową, to tam samorządy postawiły nam zadanie zmodernizowania starego wyciągu krzesełkowego - mówi Janusz Ryś. - Chcemy przeprowadzić tę modernizację wraz ze sztucznym dośnieżaniem fragmentu trasy. Dwa lata temu, gdy spółka chciała złożyć w urzędzie miasta kartę informacyjną inwestycji, okazało się, że będą potrzebne badania hydrologiczne w Tatrach. Po dwóch latach badań mamy przekonanie, że jest tam wystarczająco dużo wody. Dlatego niedawno złożyliśmy taką kartę. Zakłada ona modernizację kolejki przy jednoczesnym wydłużeniu jej o 150 metrów i co za tym idzie, przeniesieniu niżej dolnej stacji - wyjaśnia prezes.
Co do Gubałówki spółka złożyła w urzędzie miasta wnioski o punktowe zmiany w planie zagospodarowania dla Gubałówki, dzięki którym możliwe będzie wytyczanie tras narciarskich po wschodniej stronie kolejki szynowej na Gubałówkę - nad Walową Górą. Na razie nie wiadomo, kiedy rada miasta zajmie się zmianami w planie i czy w ogóle zostaną one przyjęte.
Dodatkowo PKG chce reaktywować stację kolejki linowej na Butorowym Wierchu. Będzie to jednak nowa oferta dla turystów, ale nie dla narciarzy.
Źródło: Gazeta Krakowska
