Dowody przemawiające za winą Andrzeja G., którego prokuratura wespół z Tatrzańskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami oskarżyła o znęcanie się nad psem, były miażdżące.
Po oględzinach zwłok psa - policja zabezpieczyła je jeszcze w ten sam dzień, w którym padł - okazało się bowiem, że zwierzę zdechło z upału. Animalsi dysponowali też opinią świadków, którzy twierdzili, że pies nie miał przez cały dzień dostępu do wody. Wczoraj baca wyroku jednak nie usłyszał.
- Oskarżony Andrzej G. jest człowiekiem w podeszłym wieku (78 lat), a na dodatek nigdy dotychczas nie był karany - powiedział na sali rozpraw sędzia Janusz Knapczyk. - Dlatego też sąd warunkowo odstąpi od wymierzenia kary. Oskarżony zapłaci 400 złotych grzywny na rzecz organizacji społecznej. Dodatkowo, jeśli w ciągu najbliższych 12 miesięcy oskarżony dopuści się podobnego przestępstwa, sprawa wróci na wokandę.
Przeciwko umorzeniu sprawy nie zaprotestowali wczoraj zarówno działacze TTOnZ jak i sam Andrzej G., który stwierdził przed sądem, że jest mu przykro z powody śmierci psa.
- Ja zawsze byłem i jestem miłośnikiem zwierząt - mówił baca, który w Dolinie Chochołowskiej swoje stada owiec wypasa od kilkudziesięciu lat. - Kocham owce, krowy, świnie, konie, a psy to już w szczególności. Dlatego trochę nie chce mi się wierzyć, że ten pies naprawdę zdechł z mojej winy. On mógł się napić. Co prawda nie wody tylko żętycy (serwatka z mleka owczego, powstała przy produkcji oscypków - przyp. red.).
Skoro jednak weterynarz stwierdził, że pies potrzebuje wody, to od teraz moje zwierzęta zawsze będą jej miały pod dostatkiem. Do kolejnego takiego wypadku już nie dopuszczę.
Przedwojenny Lasek Wolski [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!