Autor: Bogumił Storch, Gazeta Krakowska
Kilkudziesięciu pracowników pogotowia: kierowcy karetek i ratownicy medyczni wyszło dziś rano na ulice Wadowic, by zaprotestować przeciwko niskim pensjom. Protestujący, używając gwizdków i niosąc biało - czerwone flagi przeszli głównymi ulicami miasta.
Z tego powodu na ul.Mickiewicza policja musiała zabezpieczyć jeden pas ruchu. Ratownicy nieśli transparenty „Odpowiedzialna praca, marna płaca”, „Dość głodowych pensji”, „Żądamy godnego wynagrodzenia”. Ratownicy z załóg karetek, którzy w tym czasie mieli dyżur przejeżdżali obok Starostwa,”wspierając” protestujących włączonymi syrenami.
- Chcemy, by dyrekcja szpitala zaczęła respektować aneks do regulaminu wynagrodzeń, który jakiś czas temu został sporządzony i zaakceptowany przez związki zawodowe szpitala – oświadczył Tomasz Dubel z Międzyzakładowej Organizacji Związkowej Ogólnopolskiego Związku Ratowników Medycznych, przedstawiciel protestujących
Domagają się podwyżki wynagrodzenia o ok. 700 zł.
- Teraz dostajemy nie więcej niż 1800 zł i to nie wszyscy. Jeśli kierowca karetki zdobędzie dodatkowe uprawnienia to może być też ratownikiem medycznym. Dostanie za to o 50 zł więcej. To jest poniżające – mówili.
Pracownicy pogotowia swój przemarsz zakończyli przed Starostwem Powiatowym.
- To organ założycielski szpitala, którego dyrektor odmawia podjęcia z nami jakichkolwiek rozmów. Z nim nie można rozmawiać to przyszliśmy do starosty – tłumaczyli.
Nie zastali jednak starosty wadowickiego Bartosza Kalińskiego (przebywa na zwolnieniu lekarskim) ani jego zastępcy Andrzeja Góreckiego. Przed wejściem do gmachu Starostwa przywitała ich sekretarz powiatu Beata Geisler.
- Zastępca starosty ma wcześniej zaplanowane obowiązki służbowe – oświadczyła i zaprosiła do środka przedstawicieli protestujących. – Przyznaję, że wasze wynagrodzenia są niskie, ale są to roszczenia pracownicze i powiat nie ma możliwości angażowania się w te sprawy – tłumaczyła odsyłając manifestantów do Sądu Pracy.
Ratownicy byli tymi słowami oburzeni. – Gdzie są starostowie? Zostali wcześniej poinformowani, że do nich przyjdziemy! To Skandal! Lekceważycie nas! Dyrektor szpitala odpowiada przed Starostą, więc jak to jest, że umywacie ręce – krzyczeli.
Po chwili sekretarz Geisler poprosiła dziennikarzy o opuszczenie sali, w której dalej rozmawiała z ratownikami. Wicestarostę Andrzeja Góreckiego dziennikarze odnaleźli...w jego gabinecie, dwa piętra wyżej.
- Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie jesteśmy w tym sporze stroną, ratownicy są pracownikami szpitala powiatowego. To zadania dyrektora – tłumaczył. – Ja tego strajku nie nakręcałem - dodał.
Po chwili jednak wicestarosta zszedł do sali, gdzie sekretarz powiatu negocjowała z ratownikami. Po rozmowach obie strony przyznały, że, choć wysłuchały swoich argumentów, to pełnego porozumienia nie osiągnięto.
- Uzgodniliśmy, że starostwo ma teraz 30 dni na znalezienie rozwiązania problemu i odpowiedź na naszą petycję. Jeśli nadal nic się nie zmieni i nie będzie rozwiązania problemu, to podejmiemy po raz kolejny protest, może w innej formie, bardziej drastycznej lub też wejdziemy w spór zbiorowy z dyrekcją szpitala - oświadczył Tadeusz Dubel, przedstawiciel protestujących.
Dyrektor szpitala powiatowego w Wadowicach Józef Budka dziś jednak z nimi się nie spotkał.
- Negocjacje ze związkami zakończyły się w styczniu tego roku. Uzgodniono wtedy w porozumieniu, że ratownicy od lipca dostaną dodatek w wysokości 65 proc. stawki godzinowej za pracę w nocy i 45 proc. za niedziele i święta. Nie ma możliwości, żeby mogli zarabiać więcej, nie mam na to pieniędzy – wyjaśnia.