Najprościej oczywiście jest zrzucić winę na poprzedników, że doprowadzili finanse państwa do ruiny, a my nic o tym nie wiedzieliśmy i teraz chcemy, ale nie możemy. Ale na tym tłumaczeniu długo nowy rząd nie pociągnie. Innym rozwiązaniem jest zafundowanie narodowi igrzysk. Postawienie przed sądem przedstawicieli poprzedniego rządu, a przynajmniej kilku z nich. Media i wyborcy będą mieli się czym zająć i dadzą spokój dociekaniom, co z realizacją wyborczych obietnic. Ale to ryzykowne, bo a nuż okaże się, że winni są jednak niewinni. Najlepiej więc delikatnie modyfikować obietnice.
Okazuje się więc, że będzie po 500 zł na dzieci od przyszłego roku (albo później), tyle że nie na każde. Z długiej listy obietnic wybierane są nie te najbardziej potrzebne, ale te, które kosztują najmniej. Mediom podrzucane są więc informacje o likwidacji gimnazjów, zmianach na maturach, przywróceniu egzaminów na studia, a nie uzdrawianiu służby zdrowia. Po to, by odwrócić uwagę od tykającej górniczej bomby. Politycy PiS i przystawki obiecali wszak, że znajdą pieniądze na górnicze pensje, nie zlikwidują przywilejów i nie zamkną żadnej kopalni, nawet tych fedrującej największe długi. A to kosztuje jakieś 6 mld złotych na początek i rodzi obawy, że jeżeli rząd będzie dotował górnictwo, to straci znaczną część z 300 mld euro, jakie Polska ma dostać w najbliższych latach na inwestycje z Unii Europejskiej. A jeżeli tak się stanie, to nie ziszczą się obietnice o odbudowie Polski z ruin.
Dlatego Jarosław Gowin delikatnie wspomniał, że nie stać nas, by utrzymywać nierentowne kopalnie, że nie można wymagać od podatników, by do nich ciągle dopłacali. I nikt z koalicyjnych kolegów nie zrugał go, że plecie bzdury, i Gowin nadal jest kandydatem na ministra.
Górnicy czekają na spełnienie obietnic, wszak popierali PiS nie za darmo i nie dla idei. Jak zachowają się Piotr Duda, szef Solidarności, i liderzy górniczych związków, jeżeli się okaże, że zostali wyrolowani? Coś zrobić muszą, bo milczenie grozi, że związkowcy wywiozą ich z kopalń na taczkach. A nie wierzę, by zdecydowali się powiedzieć górnikom: „Poświęćcie się dla partii i rządu”.
Kłania się tu Jan Onufry Zagłoby, który mawiał w takich sytuacjach: Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.