20 milionów złotych, za które miał zostać wybudowany zbiornik retencyjny w Joninach koło Ryglic, zostały już spożytkowane na inne inwestycje. Co będzie w miejscu wykupionych kilka lat temu pod zalew działek? Wciąż nie wiadomo.
Krzysztof Augustyn mieszka w rejonie planowanego dotąd zbiornika. - Sprzedawaliśmy nasze działki pod zbiornik. Zalew miał nas chronić przed powodziami i stanowić turystyczną atrakcję gminy. Minęło kilka lat i nie ma nic - nie kryje rozczarowania.
Na wykup gruntów i wykonanie niezbędnej dokumentacji pod planowany zbiornik Urząd Marszałkowski wydał blisko trzy miliony złotych. W ramach przygotowań do budowy przesiedlono też jedną rodzinę. Został po nich opuszczony dom i zabudowania gospodarcze.
- To się w głowie nie mieści, za nic mają zwykłych ludzi - mówi zirytowany Krzysztof Augustyn, rolnik, który pod budowę zalewu już sprzedał swoje działki. - Jak była u nas ostatnia powódź, to sąsiad uciekał przed falą powodziową na żuka. Stał na aucie, a i tak wodę miał aż po szyję. Chcą nas tu wszystkich potopić?! - wzdycha.
- W Skrzyszowie zaczęli budować taki zbiornik później niż zabrano się za to u nas, a my zostaliśmy w tyle. Wszystko się skomplikowało przez ekologów, którzy stanęli w obronie małej rybki - strzebli. Twierdzą oni, że gdy powstanie zbiornik, to będzie za ciepła woda i rybka się nie rozmnoży. Bzdura - kręci głową Augustyn.
Oburzony takim obrotem sprawy jest również Zbigniew Cieślikowski, sołtys Jonin. - Urzędnicy zawalili na całej linii, muszą zostać za to rozliczeni - zaznacza Cieślikowski. Zapowiada skierowanie wniosku do NIK o skontrolowanie wszystkich aspektów dotyczących budowy zbiornika. Cieślikowski mówi, że głównym sprawcą zamieszania jest Małopolski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych, który odpowiadał za przygotowanie i realizację tego zadania.
- Skierowali wniosek o wydanie decyzji środowiskowej do złego adresata. Zamiast do burmistrza gminy trafił on do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a ta pomyłka przystopowała procedury na kilka miesięcy. Winni tego błędu powinni zostać rozliczeni - twierdzi Cieślikowski, który już przygotowuje pismo do Najwyższej Izby Kontroli, aby dokładnie przyjrzała się wszystkim aspektom związanym z budową zbiornika w Joninach.
- To wygląda tak, jakby ktoś celowo chciał storpedować to przedsięwzięcie, żeby przejąć zarezerwowane na nasz zalew pieniądze - twierdzi Cieślikowski.
Fundusze, decyzją zarządu województwa, zostały przekierowane na inne działania związane z ochroną przeciwpowodziową w Małopolsce. Wybudowany zostanie za nie m.in. zbiornik, tyle że suchy, w Krakowie-Bieżanowie. Gromadził będzie wodę tylko po mocnych opadach deszczu.
O lokalizacji podobnej inwestycji w Joninach mówił w ubiegłym tygodniu Bogusław Borowski, dyrektor MZMiUW. - Taki zbiornik, suchy, mógłby w czasie powodzi gromadzić nadmiar wody i chronić domy najbardziej narażone na zalanie, a jednocześnie nie wiązałby się z takimi protestami ekologów, jak zbiornik mokry - stwierdził.
W Joninach o polderze suchym nie chcą jednak słyszeć. - Cztery lata prosiliśmy o to, aby wykoszono chaszcze, które zarastały działki pod zbiornik. To siedliska chwastów i gryzoni. Nie chcemy takiego sąsiedztwa - mówi Cieślikowski.
Procedury związane z wydaniem decyzji środowiskowej prowadzi w tym momencie Urząd Gminy w Ryglicach. - Dotyczą one zbiornika w takim kształcie, w jakim został zaplanowany przez zarząd melioracji, czyli na zbiornik mokry. Jest przecież gotowy projekt - twierdzi Teresa Połoska, burmistrz Ryglic. - Gminy na taki zbiornik nie stać. Ale w funduszach unijnych będą pieniądze na regulację rzek.
Jej zdaniem, jest szansa na to, aby decyzja środowiskowa była gotowa jeszcze w tym roku. Potem zarząd melioracji rozpocząć ma starania o pozwolenie na budowę i pieniądze na realizację projektu.
10 lat starań i nic
Zbiornik ma przede wszystkim gromadzić wodę spływającą z okolicznych wzgórz - głównie od strony Woli Lubeckiej i Kowalowej, i zapobiegać powodziom, takim jak ta z 2010 roku. Wysoka na ponad 2,5 metra fala powodziowa zalała wówczas kilkadziesiąt domów i budynków od Jonin, przez Ryglice aż do Tuchowa, gdzie przepływająca przez te miejscowości niepozorna na co dzień rzeka Szwedka wpływa do Białej.
Inwestycja nie ma szczęścia. O pilnej budowie zbiornika mówi się już od ponad 10 lat. Plany stały się realne, kiedy inwestycja - jako jedna z trzech w Małopolsce - znalazła się w programie inwestycyjnym województwa na lata 2007-2013, a duże pieniądze na ich realizację pozyskano z UE. W Joninach najszybciej uporano się z uzyskaniem zgody mieszkańców i wykupiono działki. Na przeszkodzie w uzyskaniu decyzji środowiskowej stanęły m.in. protesty ekologów. Ci przekonywali, że przez zbiornik wzrośnie temperatura wody w przepływającej obok rzece Szwedce, a to może zagrażać występującej w niej faunie i florze, m.in. małej rybce - strzebli potokowej. Generalny dyrektor ochrony środowiska nakazał ponowne przeprowadzenie całej procedury.