Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złote żniwa dla wydawnictwa

Przemek Franczak
Wydawnictwo Znak urządziło niezłą komedię. Premierę książki Grossa "Złote żniwa" zaplanowało na 10 marca, a już zdążyło - w osobie dyrektor instytucji - za nią przeprosić i stanąć w jednym szeregu z najsurowszymi krytykami promowanego przez siebie autora. Ktoś rozumie, o co w tym wszystkim chodzi?

W środę opublikowaliśmy wywiad z Danutą Skórą, szefową Znaku. Rozbrajający. Przeczytałem go kilkakrotnie, szczypiąc się co rusz, by mieć pewność, że nie jest to tylko surrealistyczny sen. Pani dyrektor powiada w nim, że książka "przedstawia w sposób tendencyjny zachowania Polaków w stosunku do Żydów podczas drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu". Na dodatek "przez swoje uogólnienia i generalizację problemu Gross krzywdzi i lekceważy wielu ludzi", a jego metody badawcze "są ahistoryczne i pseudonaukowe, interesuje go tylko skandal". Mało tego, należy "podkreślić wtórność najnowszej książki Grossa. Składa się ona w wielu miejscach z opisów, cytatów i historii przedstawionych już w poprzednich książkach". Summa summarum "Złote żniwa mogą być książką szkodliwą".

Przetłumaczę to Państwu na prostszy język: Znak, interpretując słowa pani dyrektor, wydaje bezwartościowego gniota. To tak, jakby producent filmu stwierdził przed jego premierą, że to będzie kinowe badziewie roku. "Źle zagrany, źle napisany, źle skręcony, no i obraża Żydów, Murzynów i rowerzystów. Z góry wszystkich przepraszam". Znacie taki przypadek?

Pani dyrektor przecierając nowe ścieżki nie wyjawia jednak, po co wydają "Żniwa". Jak rozumiem, nie ma co do tego zgodności w samym wydawnictwie. Założyć można, że Znak nie ma obowiązku publikowania Grossa bez względu na to, jakiego bełta wypuści on spod swoich palców. Wykluczyć też trzeba, choć wielu się to nie spodoba, istnienie żydowskiego lobby, które inspiruje i naciska na zarząd, by wydawane były pozycje szkalujące naród polski. Cóż więc zostaje na stole? Kapucha. No i idea mierzenia się z polskimi demonami przeszłości (nawiasem mówiąc, zawsze mierzymy się z nimi w histeryczny, a nie historyczny sposób).

Znaku nie podejrzewam o korporacyjną chęć pomnażania dochodów, ale książki Grossa to - nomen omen - złote żniwa dla wydawcy. W tej chwili skandal jest dźwignią handlu w każdej dziedzinie, a pisarz ów, choć Dody w niczym nie przypomina, temperaturę podgrzewa podobnie jak ona (choć może w innych miejscach i środowiskach). I jeśli większość autorów drukowana jest w dwóch tysiącach egzemplarzy, to on na wejściu ma ich 25 razy więcej. Znak zresztą dobrze się temu grzaniu atmosfery przysłużył. Kilka tygodni temu doszło do wycieku - ktoś mnie przekona, że niekontrolowanego? - fragmentów książki i od tego czasu trwa w mediach bicie piany. Obraża - nie obraża, kłamie - pisze prawdę, prowokuje - porusza sumienia. Mało kto czytał, ale każdy ma coś do powiedzenia. Dla wydawcy sytuacja wymarzona. Można planować dodruk.

Znak najwyraźniej jednak wystraszył się wywołanego przez siebie zamieszania. Obawy przed utratą moralnego dziewictwa, doznaniem uszczerbku na wizerunku i czarnym PR, sprawiły że zaczęto spreparowaną przez Grossa bombę rozbrajać. Tu się za niego przeprosi, tam znienacka zadeklaruje, że zyski ze sprzedaży zostaną przeznaczone na zbożny cel (w ten sam sposób łagodzono kontrowersje przy publikacji "Księży wobec bezpieki" Isakowicza-Zaleskiego). To takie pokazywanie autora palcem. To nie my, to on.
Za miesiąc rosnące słupki będą już jednak wspólne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska