Właściciel zakładu, Józef Obrzud, nie chce komentować sytuacji, ale jego zdaniem jest w tej sytuacji najbardziej poszkodowany, bo kupował mięso posiadające badanie weterynaryjne i niebudzące podejrzeń. Do zakładu rozbiórki mięsa, który jeszcze pięć lat temu był też ubojnią, trafiły dwie tony wołowiny z padłych i chorych krów. Mięso, którego spożycie może być niebezpieczne dla zdrowia, zostało w większości zabezpieczone. Reszta jest wycofywana ze sklepów na podstawie wystawianych faktur.
Sądecki zakład sprowadzał ćwierci wołowe z Ostrowa Mazowieckiej. Tam, jak ustalili reporterzy Superwizjera TVN, chore zwierzęta były ubijane.
- Mięso było opieczętowane i miało wymagane dokumenty, stąd wizualnie nie budziło podejrzeń - tłumaczy lekarz weterynarii Mariusz Stein. Inspektor nie ma podstaw, żeby zamknąć zakład, bo dopiero prokuratorskie śledztwo ma dowieść, czy właściciel sprowadzał zepsute mięso z premedytacją, czy jest w tej sprawie pokrzywdzony. Powiatowy Inspektor Weterynarii w Nowym Sączu zabezpieczył 1,5 tony wątpliwej jakości wołowiny i przeznaczył do utylizacji. Zakłady przetwórcze, które zaopatrywały się w rozebrane mięso, od środy 30 stycznia wycofują swoje towary ze sklepów na podstawie wystawianych faktur. Wśród nich jest także sądecki Konspol.
- Partia mięsa wołowego zakupionego przez firmę jako składnik wyrobów gotowych lub wędlin pochodziła z ubojni, która została przedstawiona w reportażu telewizyjnym jako sprzedająca również mięso zwierząt chorych - czytamy w oficjalnym oświadczeniu Konspolu.
Firma zdecydowała się na natychmiastowe wycofanie partii towaru zawierającego mięso z podejrzanego źródła i zatrzymanie pozostałej partii w magazynie do czasu kontroli weterynaryjnej. Wśród produktów mogących zawierać wołowinę z chorych krów są: kiełbaski i frankfurterki, cheeseburgery i burgery wołowe, tortille i pierożki chinkali.
Dokładne nazwy towarów i numery partii dostępne są na stronie producenta.
KONIECZNIE ZOBACZ
FLESZ: Zgnilizna i padlina. Czy mamy problem z jakością polskiego mięsa?