Na widok naszych reporterów marszczy brwi. Nie lubi obcych. Jesteśmy w obecności pielęgniarki, która zajmuje się nią na co dzień (kobieta na ucho przyznaje, że to jej najcięższy przypadek). Po kilku chwilach Aneta przyzwyczaja się do nas. Podjeżdża na wózku inwalidzkim do stołu, bierze kredki i zaczyna rysować. W pokoju na parapecie okna, szafie, a także na łóżku równo ułożone misie. Jak u dziecka, tyle że 25-letniego.
- Żal mi tej dziewczyny, bo wiem, ile przeszła. Robimy tu wszystko, by czuła się bezpiecznie - mówi Monika Piechnik-Tobiasz, pielęgniarka od jedenastu lat pracująca w bocheńskim Domu Pomocy Społecznej.
Idziemy do stajni
Aneta zablokowała się. Nie mówi, wypowiada jedynie pojedyncze sylaby. Horror, jaki zafundowała jej własna matka trwale pozostał w pamięci. Skrajnie wyczerpaną, od kilkunastu tygodni niemytą, zawszoną dziewczynę w grudniu 2013 roku z rodzinnego domu w Buczkowie (gm. Rzezawa) do szpitala przywiozło pogotowie ratunkowe. Lekarzy wezwał kuzyn Anety, który wrócił z zagranicy. Okazało się, że 25-latkę jej matka Maria P. umieściła w stajni. Ona też tam przebywała, ale zupełnie nie opiekowała się schorowaną psychicznie, bezradną życiowo dziewczyną. To mogło zakończyć się tragicznie.
Zbigniew Kempf, ordynator chirurgii ogólnej i urazowej Szpitala Powiatowego w Bochni, który opiekował się Anetą przez kilka miesięcy, nie ma co do tego wątpliwości. Przez pół roku operował ją kilka razy. P0dczas pierwszego zabiegu był zmuszony usunąć jej część pośladka i uda. Wszystko przez odleżyny. - Nie mieliśmy wyjścia, to była ostateczność, doszło do martwicy. Pozostawienie tego mogło być zagrożeniem dla jej życia - tłumaczy ordynator Kempf.
Rany na ciele Anety cały czas się goją. - Pielęgnujemy je. Jest coraz lepiej. Anetka też sporo ćwiczy. Ma zajęcia rehabilitacyjne - mówi Barbara Hałas, dyrektor DPS w Bochni.
25-latka chce dobrze wyglądać. Ma równo spiłowane paznokcie, pomalowane na łososiowy kolor.
- U nas poczuła smak domu. Widzimy to, choć sama nam tego nie mówi, czasem się jednak uśmiecha. To dla nas znak, że jest jej tu dobrze - dodaje Barbara Hałas.
Matka niewinna
Matka 25-latki usłyszała zarzut znęcania się na córką i doprowadzenia do ciężkiego uszkodzenia jej ciała. Prokuratura zleciła biegłym przygotowanie opinii psychiatrycznej na jej temat. Treść tego dokumentu przesądziła o umorzeniu prowadzonego postępowania.
- Okazało się, że matce dziewczyny nie można przypisać winy za doprowadzenie córki do takiego stanu, bo sama jest osobą posiadająca pewne defekty psychiczne. Ta kobieta nie wiedziała, jak powinna wyglądać opieka nad córką, nie zdawała sobie także sprawy z tego, że takie postępowanie może zagrażać życiu dziewczyny - tłumaczy Barbara Grądzka, prokurator rejonowy w Bochni.
Matka dziewczyny została w Buczkowie, mieszka razem z rodziną. Pobiera rentę. Pracownicy pomocy społecznej bywają tam, jednak nie są to częste wizyty, bo rodzina Marii P. nie życzy sobie ich obecności.
Decyzją sądu matka została pozbawiona praw rodzicielskich. Opiekę nad 25-latką sprawuje kurator sądowy. To on podejmuje najważniejsze decyzje dotyczące zdrowia Anety. A po tym, co przeszła, zdrowie przynajmniej to psychiczne wymaga jeszcze wielu lat pracy nad nią.
Gdy 25-latka kładzie się spać, tuli się do maskotek. Zasypia spokojnie, niestety co jakiś czas budzi się w nocy z głośnym krzykiem. - To przykry widok - mówi Monika Piechnik-Tobiasz. - Taki atak trwa czasem nawet pół godziny. Po nim Aneta uspokaja się, wraca do równowagi i zasypia jak dziecko.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
ą