Kilka godzin po lądowaniu Apollo 11 w Bronowicach odsłonięto pierwszy na świecie pomnik ku czci kosmicznych podróżników. Nic dziwnego, że o nim nie słyszeliście, zniknął równie szybko jak się pojawił. Kontrowersji wokół dzieła Danuty Nabel-Bochenkowej i Kazimierza Łaskawskiego było sporo.
W kraju bloku socjalistycznego upamiętniono amerykańskich astronautów 6-metrowym pomnikiem (wraz z postumentem 8 metrów) i to w przededniu Narodowego Święta Odrodzenia Polski, obchodzonego w PRL-u z wielką fetą.
W podziękowaniu za ten niezwykły dar prezydent USA Richard Nixon miał wysłać depeszę do Władysława Gomułki. I Sekretarz PZPR odebrał także telefon z Kremla, Leonid Breżniew z wyrzutem mówił „towarzyszowi Wiesławowi”, że sukcesy radzieckie jakoś nie znalazły w bratnim kraju nad Wisłą takiego uznania...
Początkowo zresztą pomnik wcale nie miał czcić amerykańskich astronautów. O tym zdecydowali jego twórcy.
"Jak twierdzą ówcześni współpracownicy klubu sportowego, nie było wówczas mowy o tym, że rzeźba upamiętniać będzie „astronautów amerykańskich”. Napis pojawił się w ostatniej chwili. Wcześniej była mowa tylko o „jakiejś rzeźbie nawiązującej do podboju kosmosu” - pisał przed kilku laty nasz ówczesny dziennikarz Łukasz Gazur, przypominając historię bronowickiego pomnika.
"Gazeta Krakowska" jako pierwsza poinformowała świat o istnieniu pomnika - i nie ma w tym stwierdzeniu ani odrobiny przesady - notkę bowiem przedrukowały amerykańskie media.
„Bronowianka” 6-m wysokości pomnik ku czci pierwszego człowieka na Srebrnym Globie. Monument został wzniesiony z okazji 25-lecia Polski Ludowej. Całość zaprojektowała Danuta Nabel-Bochenkowa i wykonała wspólnie z Kazimierzem Łaskawskim”. - pisała ówczesna stażystka "Gazety Krakowskiej" Henryka Rosiek.
I tak rozpętała się burza, w "Gazecie Krakowskiej" poleciały głowy, autorkę notki przeniesiono do korekty, Bronowiance groziła likwidacja. Pomnik wzięły pod lupę władze. Dzieło obejrzał sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, Czesław Domagała, ponoć pojawił się sam premier Cyrankiewicz, a po kilku tygodniach zjawił się dźwig. 6-metrowy pomnik upamiętniający podbój Księżyca przepadł jak kamień w wodę.
"Zdaniem urzędnika cenzury powodem usunięcia miały być „wymogi renowacji” stojącej kilkanaście dni statuy. Rzeźba zniknęła. Zdaniem jednych wywieziono ją prawdopodobnie na Cichy Kącik i zakopano na terenie bazy Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej. Zdaniem innych, już w momencie demontażu monument został rozbity na kawałki. Została po nim kupa gruzu" - pisze Łukasz Gazur.
Cenzorzy zaś mieli pilnować, by już nigdy nie ukazała się żadna wzmianka o słynnym pomniku. Swoją prace wykonali nader skrupulatnie, o dziele Danuty Nabel-Bochenkowej i Kazimierza Łaskawskiego wiadomo dziś tyle, co o drugiej stronie Księżyca.
