Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adrian Frańczak: Przejście do Wieczystej było ryzykowne, ale okazało się strzałem w dziesiątkę [ROZMOWA]

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Adrian Frańczak
Adrian Frańczak Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Rozmowa z piłkarzem Wieczystej Kraków Adrianem Frańczakiem. Opowiada o swoim transferze do klubu, grze w okręgówce i relacjach z gwiazdą drużyny Sławomirem Peszką.

Pan jest jednym z tych piłkarzy grających kiedyś w wyższej lidze, którzy do Wieczystej przeszli zanim stało się to „modne”. Trafił Pan tu w lecie 2019 roku, gdy jeszcze tak głośno o klubie nie było. Jakie były okoliczności?
Rozwiązałem kontrakt z GKS-em Katowice, miałem nawet propozycje z innych klubów I ligi, ale moja sytuacja rodzinna i sprawy biznesowe na miejscu nie pozwoliły mi jechać gdzieś dalej w Polskę. Zadzwonił do mnie pan Andrzej Iwan (wtedy doradca Wieczystej - przyp.), zapytał, czy chciałbym grać u nich. Chwilę się zastanowiłem, przeanalizowałem sytuację i przyjąłem ofertę. To był początek tego projektu.

No właśnie. Teraz pewnie piłkarze nie mają już takich wątpliwości przy rozważaniu propozycji Wieczystej, a jak to było z Panem dwa lata temu?
To było duże ryzyko. Wtedy nie zanosiło się na to, że będzie aż tak dobrze jak teraz. Wiadomo, że sponsor chciał, by zespół był jak najwyżej, ale nie spodziewałem się, że do drużyny przyjdzie Sławek Peszko czy Radek Majewski.

Z piłkarzy, którzy posmakowali większego futbolu, w Wieczystej dłużej był wtedy Mateusz Niechciał.
Tak, ale to był „miejscowy” zawodnik, podobnie jak Piotr Madejski czy Maciej Bębenek, którzy też są związani z krakowską piłką. Ja wcześniej tu nie grałem, a za dużo klubów nie miałem: KSZO Ostrowiec, Olimpia Grudziądz, na chwilę trafiłem do Sandecji, a później cały czas grałem w GKS-ie Katowice.

Da się porównać tę drużynę sprzed dwóch lat i obecną?
Wiadomo, że przez ten czas dużo się w składzie zmieniło, niewiele chłopaków zostało. Część gra w drugim zespole (w klasie B - przyp.), choćby Mateusz Niechciał. Zmiany są widoczne gołym okiem. Jakość drużyny jest wyższa, Peszko czy Majewski to już zawodnicy z naprawdę wysokiej półki, reprezentanci Polski.

Tych zawodników z doświadczeniem z wyższych lig jest w zespole tak dużo, że chyba nie można być pewnym miejsca w składzie na następny mecz.
Konkurencja naprawdę jest duża. Właściciel (główny sponsor to Wojciech Kwiecień - przyp.) ma dalekosiężne plany, w każdej chwili może sprowadzić kolejnych zawodników. Każdy z nas ma świadomość, że musi pracować, a na razie jesteśmy tylko w okręgówce. Trzeba się starać i na każdym treningu pokazywać swoją jakość.

Jak się dogadujecie w szatni? Jest w niej kilkunastu zawodników, którzy grali na dużo wyższym poziomie.
Nie ma problemu. Wiadomo, że wszyscy w niejednej szatni już byliśmy, wiemy, jak to jest. Chłopacy, którzy grali w kadrze, nie wywyższają się, normalnie funkcjonują w tym środowisku.

A jest ktoś, kto najczęściej inicjuje w szatni jakieś poczynania?
Każdy jakąś cegiełkę do tego dokłada. W pewnym momencie w każdej drużynie kreują się liderzy, którzy mają więcej do powiedzenia, u nas jednak to jest bardziej rozłożone. Wiadomo, że najważniejszy jest trener, ale Sławek Peszko na pewno też ma decydujące zdanie jeśli chodzi o pewne rzeczy.

Skoro już jesteśmy przy Peszce, to proszę powiedzieć, jaka to jest osoba w szatni i drużynie?

Wiadomo, że jak przyszedł do klubu ktoś, kto jeszcze niedawno grał w reprezentacji Polski, to było takie „wow”. To jednak człowiek, który tak jak my ciężko pracuje, nie jest tak, że jak wchodzi do środka podczas gry w „dziadka”, to się obraża.

Na gierkach daje z siebie wszystko, za to się go szanuje. Można się od niego sporo nauczyć - czy ustawienia, czy timingu wchodzenia w pole karne. Ma sporo atutów, które dawały mu szansę gry na wyższym poziomie.

Jako boczny obrońca często gości pan na połowie przeciwnika i pomaga Peszce w zdobywaniu bramek. Jak pan ocenia waszą współpracę?
Dogadujemy się. Jeśli chodzi o treningi, to obaj mamy taki charakter, że nie odpuszczamy, rywalizujemy ze sobą, a to ma pozytywny wpływ na drużynę. Na boisku „szukamy” się, pomagamy sobie, myślę, że ta współpraca dobrze wygląda.

Z jakimi opiniami znajomych, nie tylko z boiska, spotkał się pan przy okazji tematu „drużyny gwiazd” Wieczystej? Reakcje środowiska piłkarskiego są różne.
Grałem bardzo długo w pierwszej lidze, więc jak odchodziłem do klubu z okręgówki, to wiadomo, że opinie w większości były negatywne. Słyszałem, że już chyba mam dość grania w piłkę na poważnym poziomie. Może tak to wtedy wyglądało. Jednak patrząc teraz, na poczynania sponsora, na transfery i to, jak głośno się zrobiło o naszym klubie, to nie było zły krok, a wręcz strzał w „dziesiątkę”.

A finansowo jak to wygląda? Może pan uchylić rąbka tajemnicy? Na przykład, czy zarobki są porównywalne z pierwszą ligą?
(śmiech) Nie będę tego zdradzał. Na pewno nie jest źle. W Wieczystej jest tak, że jeśli ktoś zasłuży, to dostaje naprawdę godziwe pieniądze. Wiadomo, że to nie jest klub, który płaci tyle, ile inne z okręgówki. A realia są takie, że niektórzy zarabiają więcej niż w pierwszej lidze.

Wygrywanie po 10:0 czy ostatnio nawet 15:0 nie nudzi się? Rywale w zasadzie nie są dla was wyzwaniem.
Nie ma co ukrywać, że w klasie okręgowej ciężko się mobilizować na mecz. Staramy się jednak wszystko robić na sto procent. Każdy na nas patrzy, prezesi, kibice, nie możemy odpuszczać. Zdajemy sobie sprawę, że z czasem będzie trudniej. Wkrótce mamy finał Pucharu Polski (na szczeblu MZPN 16 czerwca - przyp.), mam nadzieję, że uda się zwyciężyć i pokażemy się na szczeblu centralnym.

Przed meczem stawiać sobie za cel jakiś konkretny wynik, poprawienie rekordu bramkowego?
Nie ma czegoś takiego. Różnie bywa, są boiska, które „nie pomagają” nam w grze, ta nasza jakość piłkarska jest przez to w jakimś stopniu ograniczana.

W lidze musimy pokazywać swoją wyższość, po strzeleniu dwóch, trzech goli nie spoczywamy na laurach, tylko „jedziemy” dalej. W ten sposób pokazujemy też szacunek do przeciwnika, chcemy robić wszystko tak, jak trzeba, dawać z siebie sto procent. Docierają do nas głosy, że wiele osób czeka na naszą porażkę, a my będziemy robić wszystko, by utrzymać zwycięską passę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Adrian Frańczak: Przejście do Wieczystej było ryzykowne, ale okazało się strzałem w dziesiątkę [ROZMOWA] - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska