Kilkudziesięciu tysięcy złotych domagają się od samorządu wiśnickiego kierownik dwóch drużyn i trenerzy Klubu Sportowego Szreniawa. Chodzi o pensje sprzed trzech lat. Pieniędzy nie otrzymywali na bieżąco, bo jak mówią, ówcześni prezesi klubu: Henryk Dejnak i Wiesław Mikulski a także były burmistrz Nowego Wiśnicza Stanisław Gaworczyk zasłaniali się problemami finansowymi.
- Tłumaczyli nam, że pieniądze będą, trzeba tylko na nie poczekać - mówi Mieczysław Będkowski, który trenował Szreniawę w 2012 roku (domaga się od klubu 11 tys. zł).
Czekali więc, systematycznie przypominając o swoich zaległościach. Jesienią 2014 roku tuż przed wyborami samorządowymi od Stanisława Gaworczyka dowiedzieli się, że mimo wcześniejszych obietnic nic jednak nie dostaną.
- Zdecydowaliśmy się na skierowanie sprawy do sądu. Ten oczywiście uznał, że pieniądze się nam należą. Dziś mamy w ręce prawomocne wyroki i nakazy komornicze - podkreśla Dariusz Siekliński, trener któremu klub winny jest 14 tys. zł.
Na ponad 7 tysięcy złotych czeka też Mieczysław Tworzydło, były kierownik drużyny męskiej i żeńskiej.
- Nie wyciągamy ręki po cudze, zapracowaliśmy na to - podkreśla.
Nowa władza i obietnice
Nadzieją dla byłych trenerów i kierownika Szreniawy było nadejście nowej władzy. Pod koniec 2014 roku Stanisław Gaworczyk stracił stanowisko, rządy w Nowym Wiśniczu objęła jego opozycja.
Działacze sportowi wierzyli w pozytywne rozwiązanie swoich problemów, tym bardziej, że w gorącym okresie przedwyborczym nieraz padały konkretne obietnice dotyczące klubu. Mirosław Chodur, opozycyjny radny poprzedniej kadencji a obecnie przewodniczący Rady Miejskiej w Nowym Wiśniczu na swoim blogu 10 maja 2014 roku pisał: Gmina wcześniej czy później będzie zmuszona spłacić długi klubu i rozmowy na ten temat powinny już być prowadzone, tak żeby nie narażać niewinnych osób na niepotrzebne koszty i związany z tym stres.
Także Henryk Zygmunt z Chronowa, obecny radny, w swojej ulotce przedwyborczej deklarował po objęciu władzy zlikwidowanie zadłużenia klubu Szreniawa.
Niestety optyka opozycyjnych radnych zdecydowanie zmieniła się po wyborach. Dziś żaden z nich nie widzi potrzeby uregulowania przez gminę zaległości wobec osób, którym Szreniawa jest winna pieniądze.
Sprawę dodatkowo komplikuje wszczęte postępowanie likwidacyjne Szreniawy i powołanie nowego klubu.
Prywatne śledztwo
Rozgoryczeni wierzyciele nie chcą odpuszczać. O swoje upominają się u nowej władzy. Na początek poprosili o urzędowy wykaz funduszy przekazywanych na konto klubu w czasach, kiedy w nim pracowali. Z danych uzyskanych z wiśnickiego magistratu wynika, że w 2011 roku klub dostał 276 tys. zł z budżetu gminy na działalność sportową. Podobną prośbę trenerzy i kierownik wysłali do Regionalnej Izby Obrachunkowej, która kontrolowała finanse gminy. Z dokumentów, do jakich dotarła RIO, wynika, że tylko w 2011 roku z konta urzędu miasta do klubu przelano ponad 598 tys. złotych.
- Gdzie te pieniądze się podziały? - pyta Mieczysław Tworzydło, który razem z byłymi trenerami uważa, że władze miejskie o tej rozbieżności powinny powiadomić prokuraturę.
Ta sprawa została poruszona nawet podczas sesji Rady Miejskiej w Nowym Wiśniczu pod koniec ubiegłego roku.
- I do tej pory do prokuratury nie wpłynęło w tej sprawie żadne pismo - piekli się Tworzydło.
Trenerzy i kierownik mają swoje wytłumaczenie tej sprawy. Obawiają się, że próba zamiecienia pod dywan tych nieprawidłowości wynika z faktu, że były prezes Szreniawy to szwagier Małgorzaty Więckowskiej - obecnej burmistrz Nowego Wiśnicza.
- Przecież gdyby zależało im na wyjaśnieniu tej sprawy, nie zachowywaliby się w ten sposób - podkreśla Mieczysław Będkowski.
Władza tłumaczy
Małgorzata Więckowska odpierając te zarzuty przekonuje, że fakt, iż prezesem klubu sportowego był ktoś z jej bliskiej rodziny, nie ma w tej sytuacji żadnego znaczenia.
- Mogę zagwarantować, że Henryk Dejnak nie wziął z tego klubu ani złotówki dla siebie - podkreśla.
Zaznacza jednak, że zdaje sobie sprawę, iż w czasach poprzedniej ekipy rządzącej w klubie dochodziło do „pewnych nieprawidłowości”.
- Jedną z nich był fakt, że Stanisław Gaworczyk reprezentował klub, wybierał trenerów, podejmował ważne dla Szreniawy decyzje nie mając do tego prawa jako burmistrz - mówi Małgorzata Więckowska.
Pani burmistrz przekonuje, że nie widzi podstaw do wypłaty zaległych pensji byłym trenerom i kierownikowi Szreniawy.
- Klub jest stowarzyszeniem i posiada odrębna osobowość prawną - uzasadnia swoje stanowisko Małgorzata Więckowsk. - To, że Szreniawa nie mając pełnego pokrycia finansowego zawierała umowy z trenerami oraz zawodnikami, których później nie realizowała, absolutnie nie może obciążać budżetu gminy - dodaje.
Na pytanie czy prokuratura powinna zająć się zbadaniem finansów klubu, odpowiada twierdząco. Sama nie planuje jednak w tej sprawie składać zawiadomienia.
- Z tego co wiem, przymierzają się do tego radni. Podjęli już nawet taką decyzję - mówi.
Sprawa dla śledczych
Mirosław Chodur, przewodniczący Rady Miejskiej w Nowym Wiśniczu zapewnia, że sprawa trafi do prokuratury w ciągu najbliższych kilku tygodni.
- Poprosimy o wyjaśnienie kilku kwestii, ponieważ mamy trzy osoby, które twierdzą, że czują się oszukane przez klub - dodaje.
Podobnie jak i Małgorzata Więckowska uważa on, że gmina nie powinna wypłacać pieniędzy trenerom ani kierownikowi.
- Kiedyś owszem pisałem, że samorząd powinien to uregulować - mówi nawiązując do swojego wpisu na blogu - ale wynikało to w dużej części z mojej niewiedzy. Podchodziłem do tej sprawy bardzo emocjonalnie. Teraz już wiem, że to nie jest możliwe - tłumaczy.
Kto ma zatem wypłacić zaległe pensje?
Telefon byłego burmistrza Nowego Wiśnicza Stanisława Gaworczyka milczy.
Były prezes Szreniawy Henryk Dejnak natomiast bezradnie rozkłada ręce.
- Nie mam pojęcia, kto powinien pokryć te zobowiązania - mówi z rozbrajającą szczerością. - Obiecywałem tym ludziom pieniądze, bo faktycznie miały być z urzędu miasta, z fundacji Lubomirskich czy też od sponsorów, ale wszyscy się na nas wypięli. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. I tak to się fatalnie teraz skończyło - dodaje.