Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Autostopowicz lubi nawet stanie na poboczu

Bartosz Dybała
Jakub Rydkodym: Po drodze spotkałem jednego Chińczyka, który znał język angielski. Poprosiłem go, żeby przetłumaczył mi na chiński, że jestem studentem i czy możesz mnie podwieźć za darmo
Jakub Rydkodym: Po drodze spotkałem jednego Chińczyka, który znał język angielski. Poprosiłem go, żeby przetłumaczył mi na chiński, że jestem studentem i czy możesz mnie podwieźć za darmo archiwum
Często autostop kusi ludzi, bo jest darmowy. A to za mało, trzeba umieć się cieszyć z poznawania innych - opowiada Jakub Rydkodym, student krakowskiej AGH, który wybrał się w podróż do Pekinu.

Od kiedy podróżujesz stopem?
Zacząłem po maturze. Najpierw po Polsce. Później pojechałem do Turcji i na Bałkany. W całym życiu przejechałem stopem siedemdziesiąt tysięcy kilometrów. Podróż do Pekinu była najbardziej egzotyczna i najdłuższa. Liczyła około jedenaście tysięcy kilometrów.

Co Cię w tym pociąga?
W podróży stopem bardzo lubię to, że spotykam ludzi, z którymi nie miałbym okazji porozmawiać w żadnej innej sytuacji. Kiedy wsiadam do czyjegoś auta, zawsze pytam go o zawód. W Polsce jechałem np. z reprezentantem naszego kraju w hokeju pod wodą. Nawet nie wiedziałem, że jest taka dyscyplina sportowa. Innym razem z admirałem marynarki wojennej. Podróżowanie stopem także poszerza horyzonty i pozwala zrozumieć innych. Ludzie często wyrażają poglądy na różne tematy. Można poznać inne punkty widzenia.

Podczas ostatniej podróży stopem do Pekinu ile najdłużej czekałeś na poboczu?
Około sześciu godzin. To było na przedmieściach Ufy w Rosji. Zastał nas zmrok i nocowaliśmy tam w namiocie. W pobliżu była tylko stacja benzynowa. Rano czekaliśmy jeszcze z pół godziny i dopiero wtedy zatrzymał się jakiś samochód. Mówię my, bo odcinek z Moskwy nad Bajkał przejechałem z Saszą, Rosjaninem, którego poznałem, kiedy łapałem stopa w stolicy Rosji. Było mi to na rękę, ponieważ jeszcze wtedy nie umiałem mówić po rosyjsku. To Sasza rozmawiał z kierowcami. Przez dwa tygodnie wspólnej podróży uczyłem go polskiego, a on mnie rosyjskiego. Przysłuchiwałem się, jak rozmawia z ludźmi. Do tego stopnia nauczyłem się przy nim rosyjskiego, że jak rozstaliśmy się nad Bajkałem, to w drodze do Mongolii już dogadywałem się z rosyjskimi kierowcami.

Czego ciekawego na temat Polaków dowiedziałeś się od Rosjan, których spotkałeś w podróży?
Że popularna wśród Polaków opinia o tym, że Rosjanie nas nie lubią, to mit. Każdemu Rosjaninowi, z którym jechałem, mówiłem, że jestem z Polski i ani raz nie spotkałem się z negatywną reakcją. Bałem się jechać przez Rosję, bo sytuacja tam była wtedy napięta. Dwa dni przed moim wyjazdem z Polski na Ukrainie doszło do katastrofy samolotu malezyjskich linii lotniczych. Ale Rosjanie zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie.

Z jakim najbardziej irytującym kierowcą jechałeś?
Jeden kierowca był irytujący, ale to dlatego, że jechał nieporadnie i powoli, a mnie zależało na czasie. To było na odcinku Moskwa - Bajkał. Mieliśmy do przejechania pięć i pół tysiąca kilometrów, termin ważności mojej wizy upływał za dwa tygodnie, a ja już miałem dwa dni w plecy. Wcześniej rozpisałem sobie, którego dnia gdzie powinienem dojechać. Ten kierowca przez siedemset kilometrów nie wyprzedził żadnego samochodu. Raz nawet kilkanaście kilometrów jechał za ciągnikiem. Co chwilę zatrzymywał się, żeby coś zjeść. Ale przy tym to był bardzo sympatyczny człowiek. Na trasie nie spotkałem żadnego nieprzyjemnego kierowcy. Ewentualnie obojętnego, z którym w ogóle nie rozmawiałem.

Zdarzyło Ci się jechać z pijanym kierowcą?
Tak, w Rosji. Wsiadamy z Saszą do auta, a tam za kierownicą mężczyzna, który między kolanami trzyma butelkę whisky. Popijał sobie od czasu do czasu. Jechaliśmy autostradą, więc droga była prosta. Nie jechał szybko, najwyżej sześćdziesiątką. Po półgodzinie jazdy pękła opona, a my wtedy złapaliśmy kolejnego stopa.

Której jazdy stopem najbardziej się bałeś?
W Mongolii jechałem samochodem terenowym z kobietą i jej synem. Nie mogłem się z nimi dogadać, bo w ogóle nie mówili po angielsku, a ja tym bardziej po mongolsku. Zapytałem, czy jadą do jednego z miast, którego nazwę powtórzyłem kilka razy. Oni niby kiwali głową, że tak, ale nie byłem pewny, czy faktycznie zrozumieli, o co pytam. I w pewnym momencie, po około pięćdziesięciu kilometrach, zjechali z asfaltu prosto w step. Zacząłem zastanawiać się, o co chodzi. Bałem się, że później będę musiał wracać pieszo do drogi. Ale stwierdziłem, że nie będę wysiadał, tylko zobaczę, co się stanie. W końcu po półgodzinie jazdy przez step dotarliśmy do starej ciężarówki. Stało obok niej dwóch mężczyzn. Okazało się, że to znajomi tej kobiety. Zepsuł się im samochód, a ona przywiozła części, żeby mogli go naprawić. Potrzebny był im jeszcze agregat, więc pojechaliśmy do pobliskiej osady mongolskich nomadów.

W jakich warunkach żyją?
Jurty wyglądają dokładnie tak jak te sprzed kilkuset lat, z tym że z niektórych wystają np. anteny satelitarne. Przed wejściem stoją baterie słoneczne. W środku też wysoki standard. W jednej widziałem telewizor plazmowy. Od mieszkańców tej osady dostaliśmy zaproszenie na obiad. Poczęstowali nas baraniną, a do picia dali sfermentowane mleko konia i archi, czyli mongolską wódkę. Gospodarz nalał jej do czarki. Polskim zwyczajem wypiłem do dna. Później okazało się, że powinienem upić trochę, a resztę oddać gospodarzowi.

Jak skończyła się przygoda w stepie?
Spędziliśmy tam około sześciu godzin. Później kobieta z dzieckiem odwiozła mnie dokładnie w to samo miejsce, w którym wcześniej zjechali w step. W zasadzie mogli mnie tam wysadzić kilka godzin wcześniej, ale w sumie na dobre mi to wyszło.

Z Mongolii pojechałeś do Chin. Jak porozumiewałeś się tam z kierowcami?
Po drodze spotkałem jednego Chińczyka, który znał język angielski. Poprosiłem go, żeby przetłumaczył mi na chiński: jestem studentem. Podróżuję stopem. Czy możesz mnie podwieźć za darmo? Wydrukowałem to i tak łapałem stopa. Ciekawe było to, że dwaj kierowcy opłacili mi nocleg w hotelu. Z życzliwości, ale także dlatego, że nie chcieli proponować mi noclegu u siebie. Chińczycy są bardzo zamknięci, rodzinni, skupieni na najbliższym otoczeniu. Z dystansem podchodzą do nieznajomych. Wyjątkiem było małżeństwo, u którego nocowałem. Znalazłem ich przez CouchSurfing. To strona internetowa, na której zarejestrowanych jest kilka milionów podróżników z całego świata. Oferują darmowy nocleg innym podróżującym.

Przywiozłeś jakieś pamiątki z podróży?
W Moskwie na poboczu leżał różaniec bez krzyżyka. Trochę go zreperowałem. Którejś nocy spaliśmy w pensjonacie pod Czelabińskiem. W pokoju, w szufladzie jednej z szafek, znalazłem krzyżyk, który idealnie pasował do tego różańca. To było na tym etapie podróży, kiedy nie mogłem wyrobić dziennej normy przejechanych kilometrów. I ten krzyżyk to był dla mnie znak, że nie muszę się spieszyć. Że jestem w dobrym miejscu o właściwym czasie. Od tamtej pory podróż przebiegała dużo lepiej. Każdego kolejnego dnia realizowałem plan, który wcześniej sobie założyłem. Przestałem się martwić, że nie zdążę wyjechać z Rosji przed tym, jak moja wiza straci ważność. Niestety później zgubiłem ten różaniec. W kieszeni został mi tylko krzyżyk.

Przez blisko jedenaście tysięcy kilometrów ani raz przez głowę nie przeszła Ci myśl: przecież ja wsiadam do auta zupełnie obcego człowieka?
Podróżowanie stopem faktycznie uchodzi za niebezpieczne, ale nie do końca jest to prawda. Przy okazji prowadzenia bloga zrobiłem ankietę wśród tysiąca autostopowiczów. Wszyscy oni przejechali łącznie kilka milionów kilometrów. I w sumie spotkało ich dziewięćdziesiąt niebezpiecznych sytuacji, przy czym dziewięćdziesiąt procent z nich dotyczyło samotnie podróżujących kobiet, którym kierowcy proponowali seks. Oczywiście trzeba zachować pewne środki bezpieczeństwa. Np. w Moskwie zatrzymało się dwóch mężczyzn, do których zdezelowanego auta nie miałem ochoty wsiadać. Wyglądali podejrzanie. Zapytałem ich tylko, czy jadą do Kazania, miasta oddalonego o siedemset kilometrów od Moskwy. Byłem pewny, że tak daleko mnie nie podwiozą. Powiedzieli, że nie. Podziękowałem i odjechali.

Co jest najważniejsze w podróżowaniu stopem?
Trzeba się tym cieszyć. Często stop kusi ludzi, bo jest darmowy. Ale jeżeli robisz to tylko dlatego, że nie chcesz płacić za przejazd, to długo tak nie pojeździsz. Trzeba odkryć radość z jazdy, poznawania innych osób, a nawet stania na poboczu. Stop nie może być tylko sposobem na przemieszczanie się. Musi być celem samym w sobie.

Dekalog autostopowicza

  1. Pozytywne nastawienie to podstawa. Musisz wierzyć, że ludzie są dobrzy. Bez tego nie ma co wyruszać w autostopową podróż!
  2. Uśmiechaj się! Uśmiech sprawi, że staniesz się bardziej sympatyczny, co przełoży się na autostopową skuteczność.
  3. Jeżeli jest droga, to oznacza, że jeżdżą po niej samochody. Czasem jeden na dzień, ale jeżdżą.
  4. Pamiętaj też, że jeśli po drodze jeżdżą samochody, to prędzej czy później ktoś się zatrzyma.
  5. Dbaj o siebie. Autostop nie jest niebezpieczny, ale warto zachować podstawowe środki ostrożności.
  6. Omijaj centra miast. Łatwo w nie wjechać, ale bardzo trudno wyjechać.
  7. Zabierz ze sobą namiot. Podczas autostopowej podróży nigdy nie wiesz, gdzie zastanie cię zmrok. Warto być przygotowanym.
  8. Znajdź odpowiednie miejsce do łapania stopa. Pamiętaj, że kierowca musi mieć gdzie się zatrzymać.
  9. Nie bierz ze sobą zbyt wielu rzeczy. Kiedy będziesz szedł na piechotę na wylot z miasta, będziesz zły na siebie o każdą niepotrzebną rzecz w plecaku.
  10. Szanuj kierowcę, bo to on robi ci przysługę. Daj mu się wygadać, opowiedzieć o sobie, a żegnając się, gorąco podziękuj!

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska