- Nic mi, ani szybowcowi się nie stało - mówi Drahos Sitar, pilot szybowca. - Posadziłem maszynę bezpiecznie na polach, na wierchu, gdzie przebiega granica polsko-słowacka. Dobrzy ludzie z Witowa ciągnikiem pomogli mi podciągnąć ją bliżej szutrowej drogi, tak by moi przyjaciele ze Słowacji mogli rozebrać szybowiec i załadować go na przyczepę.
Słowak po wylądowaniu udał się do restauracji w Chochołowie, gdzie przy kuflu polskiego piwa czekał na kolegów.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze