Franciszek Rybacki zaatakował w samo południe. Wszedł do domu bogatego kupca Rubina przy ulicy Pocztowej i silnym ciosem w głowę obezwładnił służącą B. Decównę. Następnie torturował biedną kobietę, kalecząc jej ciało nożem, a gdy ta nie chciała wydać kryjówki z pieniędzmi obciął jej palec. Był przy tym bardzo uprzejmy i co chwilę wypowiadał grzeczne słowa typu; "proszę", "przepraszam" i "dziękuję".
Na krzyk maltretowanej kobiety nadbiegł 14 - sto letni syn Rubina i wszczął głośny alarm. Bandyta uciszył dziecko ciosem w głowę i widząc beznadziejność sytuacji zbiegł z domu kupca w stronę Mickiewicza. Decówna nie straciła przytomności i zakrwawiona wybiegła z krzykiem na ulicę.
Na alarm służącej nadbiegli dwaj policjanci i puścili się w pogoń za złoczyńcą, wrzeszcząc na cały głos "łapać!". Gdy dzielni stróże prawa zwątpili w skuteczność pościgu z pomocą przyszedł rządca z Łowczówka, stojący przy swojej furmance obok siedziby "Sokoła". Widząc nabiegającego zbira bohaterski rolnik zdzielił go w głowę blaszaną bańką na mleko i powalił na trotuar.
Zanim policjanci dobiegli i zakuli w kajdanki Rybackiego, ten podniósł się jeszcze i wbił w brzuch rządcy ostry sztylet, pozbawiając go tym samym życia. Po uderzeniu bańką ścigany Rybacki nie miał siły uciekać, więc oddał się w ręce gorliwych stróżów prawa.
Przy złapanym bandycie policjanci znaleźli jeszcze toporek wojskowy i siekierę. W pierwszych zeznaniach twierdził, że dopuścił się napadu z braku innego zajęcia. Zeznania spisano, a palec Decównej zabezpieczono w spirytusie.
Franciszek Rybacki był młodym 22 - letnim mężczyzną o dziecinnej, pełnej urody fizjonomii. Nigdy nie notowany na policji, ani karany sądownie, mieszkał z matką w małym domku przy ulicy Skargi i nikt z sąsiadów nie powiedziałby o nim złego słowa.
Nasuwało to podejrzenia o działalność w większej grupie. Dopiero przeprowadzona rewizja pokazała prawdziwe oblicze tego przystojnego i groźnego młodzieńca. W gołębniku i na strychu policjanci znaleźli ukryte granaty wojskowe i kilka sztuk broni palnej z amunicją. Rybacki przyznał się, że formował bandę podobnych do siebie przestępców. Mieli zamiar dokonać serii napadów w podtarnowskich wsiach na bogatych gospodarzy i kościelne plebanie, a jak się uda, to rozszerzyć działalność na sąsiednie województwa. Na szczęście przy opisywanym napadzie nie użył swojego palnego arsenału.
Przez wiele dni, po ujęciu Rybackiego, zaciekawieni tarnowscy obywatele przychodzili pod budynek "Sokoła" - dzisiejszy teatr - oglądać plamy krwi na chodniku.