Emerytowanej pracownicy kolei - Marii Filas, nigdy się nie przelewało. Mieszkająca samotnie kobieta zawsze sama płaciła wszystkie płatności. Gdy przeszła na emeryturę, czasem gotówki zaczynało brakować. Postanowiła wziąć kredyt. - Pożyczyłam pieniądze w 2009 roku w jednym z banków w Rabce - mówi. - Spłacałam pożyczkę sumiennie. Problem rozpoczął się, gdy postanowiłam zmienić bank. Założyłam sobie konto w bliżej położonym dla mnie Jordanowie i to tam zaczęła spływać moja emerytura. Dwa konta nie były mi potrzebne. Stare postanowiłam zamknąć.
Jak tłumaczy kobieta, przez następne kilka miesięcy była pewna, że jej prośba została spełniona. W końcu oświadczyła w banku, że "nie chce mieć z wami już nic do czynienia" oprócz pożyczki, której raty co miesiąc przelewała ze swego nowego banku w Jordanowie. W lutym 2013 r. okazało się, że coś poszło nie tak. "Stary" bank zaczął domagać się spłaty pożyczki.
- Tłumaczyłam, że raty spłacam. Że mam na to kwity. By to wyjaśnić pojechałam znów do Rabki - mówi. Na miejscu okazało się, że kobieta nie wiedzieć czemu dalej ma otwarte konto. Zamknęła je więc i wróciła do domu. Myślała, że za drugim razem sprawa się zakończy. Znów się myliła...
- Dalej jednak miałam telefony od windykacji banku - mówi emerytka. - Raz jeden pan krzyczał do mnie, że mam 6 minut na spłatę zaległości. A przecież ja płaciłam wszystko co do grosza.
We wtorek wraz z panią Marią udaliśmy się do rabczańskiej filii ścigającego ją banku. Tu wyszło na jaw, na czym polega problem. - Dopóki pani Maria przelewała do nas swoją emeryturę wszystko było w porządku - tłumaczy pani Wanda Karpierz, dyrektorka placówki. - Gdy pieniądze przestały wpływać, na koncie zrobiło się pusto. Co prawda pani Maria pieniądze na ratę kredytu przelewała z innego konta zawsze kilka dni wcześniej niż je księgowaliśmy, ale zapomniała o jednym szczególe. Jej konto było płatne 6,90 zł miesięcznie. Gdy więc wpływały pieniądze na ratę, najpierw zabieraliśmy z nich tę opłatę, a na spłatę zadłużenia fizycznie szło mniej pieniędzy. Takie mamy przepisy.

Biznes
Jak mówi pani dyrektor, tak było przez 4 miesiące, aż pani Maria ostatecznie zamknęła swoje płatne konto. - To jak to możliwe, że ja mam zadłużenie w wysokości 238 zł - płacze mieszkanka Skawy. - Przecież 4 razy 6,90 to niecałe 30 zł. Skąd wzięła się reszta? I dlaczego nie zamknięto mi konta już w październiku. Mówiłam, że chcę z tego banku odejść.
- Konta nie zamknięto, bo pani Maria nie wystosowała jasno takiego żądania - wyjaśnia dyrektorka banku. - Co do kwoty zadłużenia to jest ona duża, bo do samych opłat za rachunek doszły odsetki i ponaglenia. Każde z nich to dla klienta dodatkowy koszt 30 zł. Moim zdaniem, obie strony inaczej rozumiały słowa "nie chcę mieć już z wami nic do czynienia".
Emerytka będzie musiała spłacić część zadłużenia. Ile - nie wiadomo, bo bank rozpatruje jej reklamację i możliwe, że umorzy część należności. - Teraz wiem o co chodzi. Dowiedziałam się tego dzięki "Krakowskiej". Wcześniej nikt mi nic nie chciał wytłumaczyć. Nie rozumieli, że stara kobieta nie musi znać się na bankowości - żali się.
Z bankiem też można wygrać
- Niemal co kilka dni zwracają się do nas konsumenci, którzy czują się oszukani przez bank - mówi Stanisław Fecko, powiatowy rzecznik praw konsumentów z Zakopanego. - To głównie ludzie starsi. Jeśli więc któryś z czytelników "Krakowskiej" będzie miał podobny problem, zawsze może się do nas zwrócić o pomoc. Banki muszą ustosunkować się do naszych interwencji. - PRPK w Zakopanem przyjmuje przy ul. Chramcówki 15, tel. 18 202 3949- PRPK w Nowym Targu przyjmuje przy ul. Bolesława Wstydliwego 14, tel. 600 838 631.
**Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytajCodziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+**