Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomność matek = tragedia dzieci

Barbara Sobańska
Julia, kiedy wreszcie się usamodzielni  i opuści schronisko, napisze książkę. Żeby pomóc innym kobietom. Czuje, że stanie się to w tym roku - wynajmie mieszkanie i rozpocznie zupełnie nowe życie, na własną rękę
Julia, kiedy wreszcie się usamodzielni i opuści schronisko, napisze książkę. Żeby pomóc innym kobietom. Czuje, że stanie się to w tym roku - wynajmie mieszkanie i rozpocznie zupełnie nowe życie, na własną rękę Wojciech Matusik
Dzieci Julii w szkole nie mówią gdzie mieszkają. Wstydzą się. Mają tylko siebie i mamę. Miedyś był jeszcze tata i dom. Za tatą może i tęsknią, ale twierdzą, że nie chcą go widzieć.

Choć córka trochę się obwinia, że tata nie przychodzi. Bo tak naprawdę to on nie chce. Ostatni raz spotkał się z nimi równiutki rok temu, w styczniu. Gdy mieli po kilka lat, ojciec zafundował sobie drugą rodzinę. Nową kobietę, nowe dziecko. Przez przeszło cztery lata grał na dwa fronty, ale w końcu się wydało. Julia dała mu drugą szansę, ale coś popękało, zepsuło się na zawsze. Życie.

Alimenty ściąga od niego komornik, bo dobrowolnie nie chciał płacić. A zarabia ze 3 tysiące na rękę jak nic. Julia pomagała mu w nauce, żeby skończył wieczorowo liceum, zdobył lepszą pracę. I zdobył. Jest konwojentem, dorabia na czar- no. Źle nie ma, nawet planuje otworzyć studio fotograficzne w Krakowie. W sądzie powiedział, że jest sam, ale ona w to nie wierzy. Nie wie, co się z nimi stało. Ani dlaczego.

Mąż pochodzi z rodziny patologicznej, choć Julia nie używa tego określenia. Teściowa uprawia płatną, a może nawet bezpłatną miłość, siostra urodziła dziecko jeszcze w podstawówce. Mieszkali tam z Julią przez pięć lat. W jednym pokoju, przejściowym. To był dla niej koszmar. Odetchnęła, gdy wynajęli okazyjnie od znajomych mieszkanie. Ale właśnie wtedy, już od kilku dni, eksmąż założył drugą rodzinę.

Julia pracuje dorywczo. Wiadomo jak dziś jest z pracą. Kryzys, bezrobocie stale rośnie, firmy zwalniają, a nie zatrudniają. Miała niezłe zajęcie: w nocy sprzątała sklep komputerowy, w dzień stawała za ladą, ale zmieniło się szefostwo i ją zwolniono. Teraz dekoruje świece. Za kilka dni wyjaśni się, czy dostanie lepszą posadę - sprzątanie biur w nocy, za jakieś 1500 zł miesięcznie, tak liczy. Ale żeby się usamodzielnić, wynająć mieszkanie, utrzymać siebie i dwójkę dorastających dzieci - syn ma 13 lat, córka 14 - mowy nie ma. Alimenty ma przecież groszowe i nie do końca pewne. Więc mieszka w schronisku dla bezdomnych kobiet. Już trzy lata. I ma szczerze dość.

Największe marzenie

Życie w schronisku ściśle normuje regulamin. Panują określone zasady, nakazy i zakazy, rygor. Należy odbywać dyżury, sprzątać budynek i teren wokół niego. Jak ktoś zapomni, otrzymuje naganę - do akt i na tablicy przy wejściu. Na pranie trzeba się zapisywać, bo pralka jest jedna na 53 osoby. Kiedy się wychodzi albo wyjeżdża na kilka dni, należy się wypisywać "na dyżurce".

Wrócić trzeba przed 22, dmuchnąć w alkomat. Wrócić gdzie? Do kilkupiętrowego budynku z wielkiej płyty, do kilkuosobowego pokoju. Kobiety z dziećmi zazwyczaj mają oddzielne. Samotne żyją po kilka, maksymalnie po pięć. Dlatego w pokojach nie może ich odwiedzać nawet rodzina. W razie czego jest świetlica.

Wynająć mieszkanie - to największe marzenie Julii. Potrzebny jej tylko własny dach nad głową, nic więcej. To, że się usamodzielni, trzyma ją przy życiu. - Żeby się udało, muszę mieć 2500 zł miesięcznie dochodu - wyjaśnia. - Ale pewnego, bo z alimentów nigdy nie wiem, ile dostanę - może być 200 zł, może być 600.

Nic nie mogę zaplanować. A nie wyprowadzę się, żeby po miesiącu czy dwóch tu wrócić. To byłaby straszna porażka, straszna - Julia posmutniała. Jest atrakcyjną, 36-letnią kobietą. Szczupłą, zadbaną, wygląda góra na 32. Mówi, że się nie podda, że będzie walczyć. Ale musi być ostrożna, bo jest mamą i tatą.

Na mieszkanie socjalne czeka już 9 lat. Podobnie jak 2072 osoby w samym Krakowie. Tymczasem w ciągu 2009 r. lokale socjalne od gminy otrzymały 164 osoby, w 2008 r. - 156, a w 2007 - 110. A oczekujących jest coraz więcej. W ub. roku było ich 1933, a w 2007 r. - 1852. "Czekają" oznacza, że zostały do tych lokali skierowane prawomocnym wyrokiem sądu. Jednak mieszkań socjalnych brakuje. I nic nie wskazuje na to, aby ten palący problem był na drodze do rozwiązania.

W całym województwie małopolskim jest zaledwie 180 socjalnych budynków mieszkalnych, w tym: 16 jednorodzinnych, ok. 150 wielorodzinnych, 4 hotele pracownicze oraz 14 hoteli pracowniczych przekształconych na wielorodzinne budynki socjalne. A bezdomnych przeszło 5 tys.

Rodzina, ale chyba nie moja

Rodzinę Julia ma, ale co z tego. Może gdyby mama żyła… Ale zmarła w 2006 roku, niewiele przed tym, gdy mąż zostawił Julię z dwójką dzieci bez środków do życia. Tak po prostu. Wyszedł i już.
Ojciec ze starszą siostrą, panną, mieszkają 10 minut od schroniska, na nowym osiedlu w dwupokojowym mieszkaniu. On ma konkretną rentę, siostra nieźle zarabia. Dobrze sobie żyją. Jakoś się nią i dziećmi nie interesują. Julia nie wie dlaczego. Nie umie tego wytłumaczyć coraz starszym dzieciom. - Czasem, gdy na nich patrzę, to myślę, że są inną rodziną, nie moją - Julia jak może ukrywa gorycz.

Druga siostra ma swoje mieszkanie, męża, córkę. Nie może tam przyjąć Julii. Ale pomaga - czasem spędzają u niej weekendy, wzięła dzieci na tydzień na wakacje, syn jeździ do niej na komputer, bo w schronisku nie można mieć w pokojach ani komputera, ani telewizora, a do tego jednego w świetlicy ciągle są kolejki.

Pobyt w schronisku, ten ciepły i suchy kąt, nie jest dany raz na zawsze. Co trzy miesiące nadchodzi sądny dzień - rozliczania z kontraktów i przedłużania pobytu. - Pracujemy nad tym, aby trafiające tu kobiety usamodzielniały się - mówi Elżbieta Drietomska, pracownik socjalny. - Podpisujemy z mieszkankami umowę, tzw. kontrakt socjalny, w ramach której wspólnie podejmujemy działania zmierzające do przezwyciężenia trudnej sytuacji życiowej osoby bezdomnej.

Może to być znalezienie pracy, złożenie wniosku o zasiłek rodzinny czy lokal socjalny albo poprawa stanu zdrowia. Osiągać te cele pomagamy im wszyscy: pracownicy socjalni, psycholog, pedagog, który zajmuje się głównie dziećmi, prawnik. Kontrakt jest systematycznie oceniany - co się udało, a co nie i dlaczego.

- W schronisku psychika siada - mówi Julia. - Tu się nie żyje, tu się przebywa. W ciągłej niepewności. Czasem nie wywiązuję się z kontraktu, nie z lenistwa, tylko po prostu się nie da, i wtedy strasznie się boję. Co będzie z nami? Czy przedłużą nam pobyt.
Julia nie chce mówić o tym, nie chce nawet myśleć. Ale nieustannie myśli właśnie o tym, tylko o tym.
Trzej muszkieterowie

W schronisku bywa przyjemnie, chociaż o więzi między mieszkankami nie ma mowy. Same nie wiedzą dlaczego. Może za bardzo są poranione, żeby komuś zaufać. Choćby wspólna Wigilia - razem szykują, gotują, razem potem świętują. Mieszkanki i pracownicy. Sylwester też jest wspólny, ale Julia z dziećmi wyjeżdża każdego roku do koleżanki.

Za to Krystyna spędza go w schronisku. Co roku, od dziewięciu lat. Święta zresztą też. I tylko o to jedno ma żal do siostry, która mieszka w Nowej Hucie, na Wzgórzach Krzesławickich, że nigdy nie zaprosiła jej na Wigilię. Ani żadnego z trzech jej synów. Do reszty rodzeństwa żalu nie ma. Choć żadne nigdy nie przyjechało po nią i synów, nie zabrało do siebie na święta. Na żadne. Ale trochę dalej mieszkają, 120 km od Krakowa.

- Oni mi życia nie wybierali - mówi Krystyna, 46-letnia, chudziutka, krótko ostrzyżona blondynka. - Dobrze, że sobie radzą, ale pomóc mi nie mogą, a ja ich o to nie proszę Nie są kształceni, zarobków dużych nie mają, a do utrzymania rodziny - dzieci, wnuki.

Została jej czwórka rodzeństwa. Piątkę pochowała w ciągu ostatnich kilku lat. Wszyscy zmarli na zawał. Podobnie jak ich rodzice. Mama, gdy Krystyna miała 9 lat, ojciec dwa lata później. Wychowało ją starsze rodzeństwo.

Ale prawdziwą gehennę przeżyła dopiero w małżeństwie. Szybko się okazało, że mąż ma problem z alkoholem. Nie wie jak to ukrywał przez półtora roku narzeczeństwa, może wtedy to się dopiero rodziło? Chodziła z nim na terapię, ciągnęła na spotkania AA, ale chyba tylko ona z nich skorzystała, bo mąż miał stosunek całkowicie negatywny. Krystyna uświadomiła sobie, że jest współuzależniona.

Podobnie jak jej synowie - dwóch dziś już jest dorosłych - mają 26 i 23 lata - najmłodszy chodzi do drugiej klasy. Pół roku dojrzewała do tej decyzji i wreszcie zostawiła męża, po 16 latach małżeństwa.
Wynajęła mieszkanie w Nowej Hucie. Miała stabilną pracę - od 25 lat jest pomocnicą przedszkolanki - więc sądziła, że się uda. Zarobki: 1300 zł na rękę, szybko okazały się zbyt niskie, bo cena za najem ciągle pięła się w górę. Zaczęło się od 600 (plus opłaty), a po trzech latach skończyło na 1000 zł.

Dopłaty z gminy do czynszu dostawała 200 zł. Rodzinnego tyle, co kot napłakał. Sumując swoją pensję, wszystkie zapomogi i alimenty, które płacił fundusz alimentacyjny, bo mąż rzucił pracę siedem lat po ślubie, miała miesięcznie 2000 zł. Nie dała rady. Zaciągnęła 2000 zł pożyczki, ale nie miała z czego spłacać. Dług urósł do 5000 zł. Co miała robić? Z trzema chłopakami zamieszkała w schronisku dla bezdomnych kobiet. W 2002 roku. A tę pożyczkę do dziś spłaca.

Państwo ma nas w nosie

- Obijam się bezdomna z trójką dzieci po schroniskach i przytułkach, a w mieszkaniu zostaje mąż alkoholik, ale to jego mieszkanie - mówi Krystyna. - A państwo ma nas w nosie, nikogo nie interesujemy. Gdy doczekała się wreszcie na spotkanie z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim, nie znalazł czasu.

Chciała go prosić o mieszkanie socjalne, o które ubiega się od 10 lat, a nie jest nawet na liście oczekujących, opowiedzieć o swojej trudnej sytuacji. Ze cztery lata temu to było. - Przysłał w zastępstwie jakąś panią, która powiedziała, że w schronisku nie mamy tak źle, że ludzie pod mostami i na dworcach żyją - mówi Krystyna. - Niechby ona w tym schronisku choć dwa dni pomieszkała!

Teraz dwóch starszych synów - jeden skończył technikum, drugi zaczął i rzucił, ale obiecuje, że skończy - już pracuje, sami się utrzymują. Wyprowadzili się ze schroniska i mieszkają u ojca. Nie podskakuje im, bo się ich boi. Młodzi są, silni, a on wyniszczony przez alkohol. Krystyna ma w nich dużą podporę, przytulą ją, pocieszą.

- Mam nadzieję, że ich dzieci nie spotka to, co ja im uszykowałam - mówi Krystyna. - Dzieci się na świat nie proszą, a ja też jestem winna tej sytuacji. Choć nigdy by do niej nie doszło, gdyby nie alkohol.
Jestem gorsza od innych

Starsi chłopcy nie zaklimatyzowali się w schronisku. Prawie dorośli już byli, a tu same kobiety. W czasie wakacji, gdy koledzy wychodzili na miasto, oni musieli już wracać - bo o 22 trzeba było być z powrotem. - Jeden wstydził się dziewczynie powiedzieć, że tu mieszka, ale wytłumaczyłam mu, że jeśli go kocha, to zaakceptuje - uśmiecha się smutno Krystyna. - Przełamał się w końcu, a ona go nie zostawiła. Pięć lat już są razem.

Krystyna też się wstydziła, że tu mieszka. Czuła się gorsza. Ale przeszło jej, twierdzi, choć kazała zmienić imię i nie zgodziła się na zdjęcie. Cieszy się, że ma ciepły kąt. A pracownicy schroniska pomagają. Nawet więcej niż muszą. Prawnik pismo napisał, jak chcieli ją zwolnić z pracy, gdy była na wychowawczym, pani dyrektor własnym samochodem ją czasem podwozi, gdy musi coś załatwić, obiecała też, że do farby dołoży, bo Krystyna na wiosnę planuje pomalować pokój.
- Chyba że dostanę mieszkanie socjalne - zaznacza.

Jeden syn osiemnastkę tu urządził, chrzestnych zaprosił, nie było problemu. Komunię najmłodszemu też tu zrobię, bo gdzie? Pani dyrektor na pewno się zgodzi. Nie robi problemów. Regulamin bardzo ją jednak irytuje, podobnie jak Julię, zwłaszcza to dmuchanie w alkomat. I obie tak samo to tłumaczą: Ten regulamin jest dobry, ale na trzy miesiące. My już za długo tu mieszkamy.

A kto oprócz nich? - Kobiety bez domu, czasem bez pracy, uzależnione, głównie od alkoholu , matki samotnie wychowujące dzieci, często osoby z traumatycznymi przeżyciami z przeszłości, z rodzin patologicznych albo wychowane w domach dziecka, tak zwane "dzieci placówkowe" - wylicza Elżbieta Drietomska. - Trafiają tu z powodu splotu różnych okoliczności, które bywają od nich niezależne, ale w wielu wypadkach pomagają losowi, a problem tkwi w nich samych.

Bezdomność to problem złożony. Aby rozwinąć lub wzmocnić aktywność i samodzielność życiową bezdomnych, niezbędna jest kompleksowa praca. Głównie po to, by nieść pomoc ludziom w bardzo różnych sytuacjach, nie tylko w trudnościach materialnych, ale także psychicznych, emocjonalnych, a nawet duchowych.

Pomoc jest dostosowana indywidualnie do każdej osoby, jest poprzedzona diagnozą przyczyn i skutków bezdomności, a także określeniem możliwości i mocnych stron bezdomnej. Gdy terapia i praca socjalna dają efekty, część kobiet szybko się usamodzielnia - podkreśla Drietomska. Ale część nie jest w stanie, głównie ze względu na dzieci. Muszą je utrzymać, a wiadomo, że płace są dziś marniutkie.

Niektóre kobiety początkowo nie chcą współdziałać z psychologiem czy pedagogiem - nie widzą takiej potrzeby. Przekonują się dopiero wtedy, gdy zaczynają dostrzegać efekty. Czasem boją się samodzielności. Pracownicy schroniska zawsze badają, czy bezdomna, która tu trafia ma rodzinę, czy ma gdzie wrócić. Niewiele kobiet jest samotnych, większość ma rodziny. Ale te więzi są zerwane i rzadko udaje się je odbudować. Zapytane o rodzinę, mówią, że jej nie mają.

Imiona bohaterek zostały zmienione na ich prośbę.

Bezdomność w liczbach

W Małopolsce jest ok. 5 tys. bezdomnych. Mają do dyspozycji 15 noclegowni (506 miejsc) i 26 schronisk (913 miejsc) z pełnym wyżywieniem. Wiele noclegowni i schronisk oferuje pomoc psychologiczną, pielęgniarską i prawną. Za część schronisk osoby pracujące muszą płacić określane indywidualnie kwoty.

Każdego dnia 47 kuchni i jadłodajni zapewnia 6300 gorących posiłków, z których mogą skorzystać osoby bezdomne i ubogie. W Małopolsce działa też 10 łaźni dla bezdomnych. Organizacje pozarządowe zorganizowały także 16 punktów pomocy medycznej, gdzie można uzyskać bezpłatną pomoc medyczną, wymienić strzykawki, a w niektórych otrzymać leki.

W 2009 r. wojewoda małopolski na działalność tych prowadzonych przez organizacje pozarządowe placówek wydał 530 tys. zł. Bezdomni i wszyscy, którzy potrzebują pomocy, powinni zgłaszać się do miejskich i gminnych ośrodków pomocy społecznej i interwencji kryzysowej lub powiatowych centrów pomocy rodzinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska