- Myślę, że po prostu mój czas się skończył. Jeśli miałabym rywalizować o dziesiąte miejsca, to nie miałoby to dla mnie sensu - tłumaczyła Bjoergen, która na ostatnich igrzyskach w Pjongczangu zdobyła pięć medali, w tym dwa złote. Żegna się więc na swoich warunkach, na sportową emeryturę schodzi z samego szczytu.
Niektórzy liczyli, że Norweżka wytrwa jeszcze do przyszłorocznych mistrzostw świata w Seefeld, ale klamka zapadła. Czas na nowe gwiazdy. Choć takie jak Bjoergen prędko się nie pojawią.
Dobra zmiana? Nowa rola Justyny Kowalczyk
W ten sposób kończy się pewna epoka, bowiem wcześniej rezygnację ze startów w Pucharze Świata zakomunikowała Justyna Kowalczyk. Być może obie spotkają się kiedyś na narciarskich maratonach - Norweżka na razie jednak nie zadeklarowała chęci udziału w takich imprezach - na pewno jednak to ich rywalizacja była głównym motywem w kobiecych biegach narciarskich w ostatniej dekadzie. Było pasjonująco na trasach (któż nie pamięta finiszu "trzydziestki" z igrzysk w Vancouver?) i gorąco poza nimi (afery wokół leków na astmę przyjmowanych przez Norweżkę). To na pewno nie była przyjaźń, ale historię tego sportu tworzyły wspólnie. Jedna dopełniała drugą, choćby mimowolnie.
- Marit Bjoergen zapisała się złotymi głoskami w historii biegów. Chwała jej za to, czego dokonała. A stało się to również dzięki Justynie, gdy rywalizowały ramię w ramię o najwyższe trofea. Obie się tym nakręcały, nakręcała się też publika. Piękne dwa waleczne charaktery - komentuje Sylwia Jaśkowiec, najlepsza po Kowalczyk polska narciarka. - I pomimo tego, co się mówiło o tych aspektach zdrowotnych, to Marit za swoją skromność i waleczność zasłużyła na mój szacunek.
Kowalczyk powoli szykuje się do pracy trenerskiej i teraz będzie asystentką trenera Aleksandra Wierietielnego w kobiecej kadrze. W PŚ już nie będzie startować, ale nie wyklucza pomocy koleżankom (podopiecznym) w sztafecie na MŚ. Bjoergen planów na razie zdradza, poza tym, że chce bardziej poświęcić się rodzinie i wychowywaniu syna Mariusa.