Gdy Iwona F. weszła na salę sądową w asyście dwóch policjantek, spuściła głowę na dół. Sprawiała wrażenie przybitej. Gdy składała wyjaśnienia przed sądem, często jej głos drżał, a czasami z jej oczu polały się łzy. 54-letnia kobieta stanowczo zaprzeczyła temu, by chciała zabić swojego męża.
- Wzięłam nóż do ręki, aby mąż się uspokoił i poszedł spać - przekonywała przed sądem.
Dramat przy Orackiej
Rodzinny dramat rozegrał się 2 kwietnia w domu przy ul. Orackiej w Bochni. Była sobota. Iwona F. oraz jej mąż Krzysztof wstali tego dnia nieco wcześniej, około godz. 6.
55-letni mężczyzna postanowił wyjść z psem na spacer. Nie wracał jednak do domu przez długi czas. Pojawił się dopiero po dwóch godzinach.
- Był już pod wpływem alkoholu. Mówił, że był u kolegi. Do domu przyniósł też ćwiartkę wódki oraz cztery piwa - wspomina oskarżona.
Nic jednak nie wskazywało na to, że dojdzie do awantury. Krzysztof F. siedział spokojnie w pokoju i popijał przyniesiony wcześniej alkohol. W końcu położył się spać. Gdy się obudził, było już południe. - Kiedy wstał, powiedział, że jestem inaczej ubrana i spytał, gdzie byłam. Ja mu tłumaczyłam, że wychodzę z psem na spacer, bo zawsze o tej porze go wyprowadzam. Mąż był bardzo o mnie zazdrosny i nie dał sobie nic wytłumaczyć - zaznacza 54-latka.
Oboje usiedli koło siebie na fotelach w pokoju. Mężczyzna zaczął się awanturować.
- Miał pretensję o to, że ścięłam włosy i mu się moja fryzura nie podobała - podkreśla kobieta.
Sam nadział się na nóż?
Później według relacji kobiety, jej mąż nachylił się nad nią i zaczął ją szarpać za włosy.
- Pewnie wtedy nadział się na nóż. Ja tego nie czułam - przekonuje Iwona F.
Oskarżona tłumaczyła przed sądem, że nie zauważyła wtedy żadnej rany u męża oraz że nie było śladu krwi na nożu. - Odłożyłam go później w kuchni - zaznacza.
Ranny mężczyzna zadzwonił po swoją siostrę, a ta natychmiast powiadomiła policję oraz pogotowie ratunkowe. - Dopiero gdy została wezwana karetka i mąż zdjął ubranie, zobaczyłam, że jest ranny. Gdybym była świadoma tego wcześniej, wezwałabym do niego pomoc - przekonywała sąd.
Krzysztof F. został przewieziony do szpitala. Tam lekarz stwierdzili odmę opłucnową i przeprowadzili zabieg.
Na drugi dzień po zdarzeniu mężczyzna został przesłuchany przez policję. Powiedział wtedy jasno, że żona przyniosła z kuchni nóż i ugodziła go w lewą stronę klatki piersiowej.
Teraz zaczął bronić żony
Przed sądem mąż Iwony F. zmienił jednak całkowicie zdanie.
- Było tak, jak opisała to moja żona - przekonywał.
Mężczyzna przyznaje, że przed dramatycznymi wydarzeniami w jego domu przeżywał ciężki okres.
- Dwa tygodnie wcześniej straciłem pracę w ochronie. Sytuacja była ciężka. Nadużywałem alkoholu - przyznaje 55-latek.
Potwierdził, że 2 kwietnia siedział razem z żoną w pokoju. - Nie pamiętam jednak całego przebiegu zdarzenia. Bardzo prawdopodobne, że zacząłem ją szarpać. Nie poczułem jednak, żeby coś mi się stało. Dopiero później tak dziwnie się poczułem i zadzwoniłem do siostry - wspominał przed sądem.
Dlaczego więc przed policją zeznał, że żona z premedytacją ugodziła go nożem? - Leżałem wtedy w szpitalu. Poza tym miałem ponad 3 promile alkoholu, a wtedy to się ma różne zwidy i mogłem coś niemądrego powiedzieć - przekonywał.
Separacja i wspólny lokal
Iwona F. swojego męża poznała, gdy skończyła 16 lat. Pobrali się w 1984 roku. Mieli jednego syna, który już się usamodzielnił i nie mieszkał z rodzicami. W ostatnich latach relacje małżonków zaczęły się psuć. Dwa lata temu postanowili o separacji.
- Mieszkaliśmy jednak razem, bo ja czekałam na przydział mieszkania - mówi kobieta.
Mimo że w domu dochodziło do częstych kłótni, Iwona F. pomagała mężowi. Chorował na serce, więc żona zawsze przypominała mu o lekach.
- Zawsze o mnie dbała. Gdy pracowałem, to przynosiła mi jedzenie do pracy. Ja jestem strasznie o nią zazdrosny i z tego wynikają kłopoty - przekonywał w sądzie.
Zdaniem prokuratury 2 kwietnia Iwona F. celowo ugodziła swojego męża nożem. Grozi jej za to nawet dożywocie. - To był wypadek. Żony o nic nie oskarżam - mówił przed sądem mąż kobiety.
To nie jedyny przypadek
To nie pierwszy przypadek w regionie bocheńsko-brzeskim, kiedy to kobieta sięga po nóż lub planuje pozbycie się męża. Małgorzata B. za 1000 zł zleciła zabójstwo swojego towarzysza życia, bo się nad nią znęcał i wiele razy ją zdradzał. Do zbrodni doszło w marcu 2012 r. w Damienicach koło Bochni. Kobieta została skazana na 8 lat więzienia.
Za zabójstwo męża przed sądem odpowiadała też Agata D. z Gnojnika. Do tragedii doszło 23 stycznia 2015 r., gdy Józef D. wrócił do domu z pracy i przyznał się żonie, że wszystkie zarobione pieniądze przegrał na automatach.
Doszło do awantury. Mąż groził żonie nożem. W końcu wbił go w stół. 50-latka wyciągnęła go i w pewnej chwili ugodziła męża. Chciała go ratować, ale było za późno. Trzy dni temu Sąd Apelacyjny w Krakowie obniżył karę dla Agaty D. z sześciu do trzech i pół roku więzienia. a
WSpółpraca M. Więcek-CEbula