Trwało ono aż czternaście miesięcy. Była dyrektorka komentując to postanowienie przyznała, że bardzo się cieszy. Żałuje jednak, że ta radość została poprzedzona wieloma miesiącami przykrych doświadczeń.
Permanentne, złośliwe traktowanie, zmuszanie do po-świadczania nieprawdy na listach obecności oraz naruszanie prawa do wypoczynku zarzucili Dorocie Halberdzie jej pracownicy.
Pod zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa, które wpłynęło do bocheńskiej prokuratury w listopadzie ubiegłego roku podpisało się dziesięć osób. To mniejsza cześć załogi MDK. Pozostali broniąc dyrektorki wystąpili podczas sesji rady miejskiej. Obie strony szukały wsparcia w bocheńskim magistracie. Pomoc jednak była na tyle nieudolna, że nie rozwiązała nieciekawej sytuacji.
Oliwy do ognia dolało dodatkowo odważne wystąpienie byłej dyrektorki. Publicznie przyznała się, że była naciskana przez urzędników magistratu. Chodziło o to, by w ramach planowanej reorganizacji placówki nie zwalniała żony jednego z krakowskich prokuratorów, związanej z obozem swoich przeciwników. Kobieta ta straciła jednak pracę. Niedługo po tej zwolnieniu, burmistrz odwołał dyrektorkę.
- Sytuacja w MDK zrobiła się taka, że nie miałem innego wyjścia - tłumaczył wówczas swoją decyzję gospodarz miasta, nawiązując do konfliktu personalnego jaki miał miejsce w domu kultury. Sama dyrektorka przyznała, że nie jest zaskoczona decyzją włodarza miasta, który nie czekał na prokuratorskie rozstrzygnięcie. Wypowiedzenie, żeby było ciekawiej, dyrektorka dostała tydzień przed największą miejską imprezą.