Po kwietniowym zajściu przy ul. Galasa, w którym od ciosów nożem omal nie zginął młody mieszkaniec Bochni, w mieście zapanował niepokój.
- Po zapadnięciu zmroku mam obawy czy wyjść z psem na spacer - mówi Franciszek Waligura, mieszkający niedaleko, bo przy ulicy św. Leonarda. Mieszkańcy mogą jednak odetchnąć z ulgą, bo nożownik został schwytany.
Z relacji poranionego przez napastnika 22-latka, z którym udało nam się porozmawiać w szpitalu, wynika że został zaatakowany, gdy około północy szedł odprowadzić do domu swojego kolegę.
Poważne luki w pamięci
- Zostaliśmy zaczepieni i napadnięci przez trzech mężczyzn - opowiadał pokrzywdzony . Nie potrafił sobie przypomnieć powodu zatargu. Zapewniał jednak, że to z winy trzech mężczyzn doszło do napaści, w trakcie której jeden z napastników wyciągnął nóż i zadał mu kilka ciosów.
Ostrze ugodziło go m.in. w plecy, szyję i uszkodziło płuca. Policjantom bardzo zależało na ujęciu sprawcy i uspokojeniu nastrojów w mieście. Udało się, bo podejrzany został już zatrzymany.
Grozi mu 10 lat więzienia
Wszystko wskazuje na to, że napastnikiem był około 40-letni mieszkaniec Bochni. Po zatrzymaniu, policjanci od razu postawili go przed obliczem prokuratora.
- Będzie odpowiadał za doprowadzenie u 22-latka do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Za czyn ten grozi mu kara nawet 10 lat pozbawienia wolności - wyjaśnia Barbara Grądzka, Prokurator Rejonowy w Bochni.
Mężczyzna, po złożeniu wyjaśnień, został wypuszczony do domu. Prokuratura zdecydowała o zastosowaniu wobec niego dozoru policyjnego.
Dlaczego w zaułku przy ul. Galasa doszło do napaści z użyciem noża?
- Na razie nie możemy ujawniać żadnych szczegółów - przekonuje prokurator Grądzka. Wyjątkowo małomówni są także funkcjonariusze bocheńskiej policji. Nawet informacji o zatrzymaniu podejrzanego nie ujawnili od razu, tylko dopiero po kilku dniach. Uzasadniali to „dobrem postępowania”.
Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że sprawa jest skomplikowana, a winnych zajścia może być kilka osób.
Pomoc wezwała siostra
Zastanawiający w tej historii jest m.in. fakt, że ranny 22-latek nie wezwał od razu policji, ani karetki, tylko brocząc krwią, poszedł do mieszkania swojej siostry na sąsiedniej ulicy. To ona widząc, w jakim jest w stanie, wezwała pogotowie. Ranny trafił do bocheńskiego szpitala. Jego stan jest już stabilny, ale nieprędko będzie mógł opuścić lecznicę.