Chrzanowianin przyjechał z koleżanką nad zalew w Bolęcinie. Kobieta widziała, jak pływał na środku zbiornika. Gdy wróciła z krótkiego spaceru, mężczyzny już nie było na powierzchni. Strażacy i nurkowie dwa dni przeczesywali dno akwenu. Na razie bezskutecznie. Bliscy wciąż nie tracą nadziei.
W poniedziałek od świtu dwie kobiety nie spuszczały z oczu rozlewiska. Śledziły każdy ruch nurków. – Oby tylko go nie wyciągnęli. Oby okazało się, że jakimś cudem przedarł się przez szuwary i wyszedł z drugiej strony zalewu – ściskała mocno kciuki drobna blondynka.
Dodała, że oprócz niej, na Łukasza czeka ich czteroletnia córeczka. – Jak jej powiem, że tata już nie wróci? – załamywała głos odpalając kolejnego papierosa. Obok niej siostra mężczyzny nie potrafiła przerwać płaczu. – Nie wierzę, że tu jestem, że on może być tam pod wodą –szlochała.
Roman Głownia z chrzanowskiej straży pożarnej, który dowodzi akcją poszukiwawczą przyznaje, że są niewielkie szanse na przedostanie się mężczyzny na drugi brzeg zalewu. Po drugiej stronie Gliniaka rosną szuwary, za nimi płynie rzeka Chechło, są zarośla, a dalej autostrada. – Sprawdziliśmy drugi brzeg i nie znaleźliśmy śladów mężczyzny, ale nikt nie widział także momentu jego utonięcia – zaznacza Głownia.
Nie było też żadnych krzyków, wołania o pomoc, rąk zadartych w górę, niepokojących ruchów tonącego. Nikt – choć nad zalewem było sporo osób – nie zauważył, aby mężczyzna wychodził z wody. Świadkowie twierdzą, że Łukasz nie był trzeźwy. – Był co najmniej po kilku piwach lub kieliszkach wódki. Chciał jechać po kolejną butelkę – relacjonuje Mariusz, który przyjechał do Bolęcina do stadniny koni, która sąsiaduje z Gliniakiem. Zwrócił uwagę na Łukasza, ponieważ ten zachowywał się głośno.
Oficjalnie Gliniak od kilku sezonów nie jest kąpieliskiem, ale wciąż kusi ładną plażą i wodą. W upalne dni odpoczywa tu wielu ludzi. Ci, którzy wchodzą do wody, robią to na własne ryzyko. – Będziemy szukać zaginionego do skutku – zaznaczają strażacy.
Według najczarniejszego scenariusza, ciało mężczyzny samo wypłynie na powierzchnię, ale prawdopodobnie dopiero po kilku dniach.
– Oby okazało się, że Łukasz jednak wyszedł z Gliniaka i pojechał po tę butelkę wódki. Opił się i dlatego nie daje znaku życia – mówił wczoraj jeden z gapiów.