Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bombowe igranie z ogniem

bp Tadeusz Pieronek
Czy ostatni alarm był zemstą? W zorganizowanym państwie takich "Janosików" nie potrzeba

To nie po raz pierwszy w Polsce w ogóle, ale po raz pierwszy na taką skalę ostrzeżenie telefoniczne i kilka prawie równocześnie rozesłanych e-maili, skierowanych do szpitali, posterunków policji, prokuratur i sądów, spowodowały ogromną mobilizację sił bezpieczeństwa. W kilku miastach trzeba było ewakuować ludzi z budynków publicznych, chorych ze szpitali, po to by sprawdzić, czy informacje o podłożonych ładunkach wybuchowych są prawdziwe, czy może stanowią tylko kolejny wybryk osób wysoce nieodpowiedzialnych.

Można się było spodziewać, że skoro w wielu poprzednich przypadkach udało się ustalić i ukarać sprawców tych głupich, ale też niestety niebezpiecznych żartów, to chyba nikt ich nie powtórzy w przyszłości. Okazuje się, że takie nadzieje są niepoważne. Z meldunków policji wynika, że coś takiego zdarza się w Polsce codziennie - mamy w kraju przynajmniej 365 głupców na rok. Wprawdzie w stosunku do polskiej populacji w kraju jest to procent znikomy, ale rosnący w siłę i przez to coraz bardziej groźny. Ten sposób zastraszania bliskich, sąsiadów, a nawet całego społeczeństwa ma wprawdzie w Polsce pewną tradycję związaną z 1 kwietnia - prima aprilis, ale to jest powszechnie uznana zabawa, która nikomu nie przynosi szkody, pozwala natomiast niewinnie wystawić kogoś do wiatru.

Fałszywe informowanie kogokolwiek o zagrożeniu zdrowia i życia, w jakiejkolwiek formie, jest naruszeniem zasad dobrego współżycia między ludźmi, tym bardziej nagannym, gdy dotyczy osób złożonych chorobą, niemogących uchronić się przed niebezpieczeństwem. W takich sprawach nie ma żartów. Jeżeli ktoś uważa, że to był żart, trzeba mu to wybić z głowy, i to tak skutecznie, by ani jemu, ani nikomu innemu nie nadarzyła się następna okazja, by w stosunku do kogokolwiek posłużyć się terrorem. To jest przecież groźne przestępstwo, ścigane prawem i karą do 8 lat pozbawienia wolności.

Skąd się biorą takie pomysły? U ludzi młodych chyba z chęci pokazania czegoś nadzwyczajnego. Zwykle sądzą, że im to ujdzie, a rówieśnicy uznają to za rodzaj bohaterstwa. To jest sposób na zaistnienie w grupie. Sprawa odpowie- dzialności nie jest przez nich postrzegana. W wielu przypadkach chodzi o osoby niezrównoważone, chore psychicznie, które zazwyczaj nie odpowiadają za to, co robią. Ale istnieje też kategoria osób, które z rozmaitych motywów - zemsty, konkurencji, chęci dojścia do władzy - podejmują akcje sterroryzowania społeczeństwa, wymierzenia kary winnym, lecz bez liczenia się z tym, że tę samą karę poniesie w tych okolicznościach wielu niewinnych.

Spotykamy się w Polsce z tym zjawiskiem nie po raz pierwszy. Jednakże, jak dotąd, nikt nie posunął się do zastraszenia społeczeństwa jednocześnie w tylu miejscach w tym samym czasie. Prawdę mówiąc, ludzie się nie bali. Chyba instynktownie, bo nie istnieje jakieś szczególne napięcie i strach przed prawdziwym terroryzmem. Jeśli ma on korzenie domowe, łatwo zostanie zdławiony. Swoją drogą, należałoby podjąć stosowne kroki, zwłaszcza wychowawcze, by uświadomić wszystkim, że takie działanie nie ma szans w społeczeństwie zorganizowanym, chyba że pozbawimy to społeczeństwo obowiązku działania według uznanych zasad.

Cóż można zrobić w tej sytuacji? Po pierwsze, uświadomić sobie, że zagrożenie istnieje. Po wtóre przyjąć, że jest realne. Po trzecie, nie tolerować żartów, które są igraniem z ogniem. Po czwarte, sprawców surowo karać odizolowaniem od społeczeństwa i obowiązkiem pokrycia kosztów akcji spowodowanych przez fałszywy alarm. To są wydatki idące w miliony. Dlaczego społeczeństwo, które zostało oszukane, ma za to płacić?

Jeżeli jest prawdą, że ostatnie fałszywe alarmy były zemstą, choć na kim i za co nie podano, to sprawa jest jeszcze poważniejsza, ponieważ ktoś, jednostka czy jakaś grupa przestępcza, rości sobie prawo do wymierzania sprawiedliwości, a może raczej załatwiania siłą, na własną rękę rozmaitych porachunków. W zorganizowanym państwie takich "Janosików" nie potrzeba, bo sieją tylko zamęt. Od wymierzania sprawiedliwości są sądy. Jakie one są, to inna sprawa. Trzeba je doskonalić, a przede wszystkim pracować nad wyrobieniem w społeczeństwie gruntownego poczucia sprawiedliwości.

Istnieje, niestety, wiele innych "wyczynów", podobnych do zastraszania ludzi rzekomo podłożonymi bombami. Może są to sprawy drobniejsze, ale w rzeczywistości mogą nawet zagrażać życiu człowieka, choć uznawane są za rodzaj zabawki. Jedna z tych "zabaw" jest szczególnie groźna na wielką skalę. Chodzi o oślepianie laserem przypadkowych ludzi, sportowców czy pilotów w kokpicie podczas startu lub lądowania. Jeszcze niedawno zdarzało się to tylko poza Polską, ale obecnie co raz częściej odnotowuje się podobne przypadki na polskich lotniskach. Aż strach pomyśleć, że taki wyczyn może spowodować katastrofę lotniczą. Technika, która ma człowiekowi ułatwić życie, nieodpowiedzialnie użyta, obraca się przeciw niemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska