FLESZ - Relacja z Kijowa Marcina Mamonia

- Pomysł wziął się stąd, że od lat jeżdżę do Lwowa jako przewodnik, oprowadzam wycieczki, mam tam dużo znajomych, więc czuję związek mentalny z tym miastem. Gdy wybuchła wojna, z poczucia bezsilności postanowiłem zadziałać - opowiada nam Łukasz Kornaś z Przyborowa.
W sobotę 26.02 pojechał na przejście graniczne do Medyki, aby zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Własnym samochodem przewiózł z granicy kilka osób uciekających przed wojną do Przemyśla, gdzie czekały na nich rodziny. Późniejszym etapem był pomysł, aby zorganizować autokar, który charytatywnie przywiezie na Ukrainę pomoc, a w drodze powrotnej zabierze uchodźców wojennych.
Żywność, leki, a nawet kołdry i poduszki od darczyńców
Pierwszy kurs wyruszył z Gnojnika w poniedziałek 28.02 w południe. Autokar był po brzegi wypełniony pomocą materialną. Ogromną jej część ufundował sklep Groszek z Gnojnika, a paliwo - firma Pagen z tej samej miejscowości. - Zawieźliśmy bardzo dużo jedzenia, kosmetyków, medykamentów, takich jak syropy, tabletki na ból głowy, ale i 50 kołder i poduszek, jakie przekazała szwalnia Marsell z Brzeska. Kołdry rozdaliśmy ludziom, a poduszki pojechały do Kijowa, aby żołnierze w okopach mieli na czym położyć głowę.
Przejazd na Ukrainę odbył się bardzo sprawnie. Na trasie do Lwowa uderzające były całkowite ciemności w kolejnych miasteczkach. - Na rogatkach Lwowa napotkaliśmy patrole wojskowe, barykady przeciwczołogowe. Gdy dojechaliśmy do barykady zawyły syreny alarmu przeciwlotniczego. Naszym celem był dworzec kolejowy, gdzie zbierają się ludzie z całej Ukrainy. Tam rozdaliśmy pomoc i do autokaru zabraliśmy 60 przypadkowych osób, uciekających przed wojną - opowiada pan Łukasz. Było to ok. 40 kobiet, 15 dzieci w wieku od roku do 10 lat, dwóch seniorów i ojca sześciorga dzieci, wolnego od obowiązku wojskowego.
Powrót do Polski był zdecydowanie trudniejszy. Na granicy w Medyce trzeba było czekać jedenaście godzin. Na szczęście procedury graniczne zostały bardzo uproszczone. Uchodźcy nie muszą czekać po zaświadczenie, straż graniczna przepuszcza ich po wbiciu pieczęci w paszporcie. We wtorek po południu autokar dotarł do Krakowa. - Dwanaście osób zostało na miejscu, pozostali rozjechali się do innych miast - mówi pan Łukasz.
Wyjazd do ukraińskiego zakładu firmy Canpack
W środę 2.03 nad ranem na Ukrainę wyruszył drugi już autokar brzeskiej firmy. Tym razem pojechał do Jaworowa, 30 kilometrów od polskiej granicy w stronę Lwowa, zabierając stamtąd m.in. kilkunastu pracowników firmy Canpack z Brzeska (ona też ufundowała paliwo), a także grupę uchodźców.
Kolejny transport wyruszył w czwartek 4.03, tym razem z Brzeska wyruszyło aż pięć autokarów: ponownie do Lwowa, a także do Żółkwi, 30 kilometrów na północ od Lwowa, gdzie znajduje się klasztor polskich sióstr dominikanek. Również tym razem wolontariusze zabrali kołdry i poduszki od brzeskiej szwalni, a także inne artykuły pierwszej potrzeby. - Firma Groszek z Gnojnika przekazała mąkę, olej, drożdże, potrzebne do pieczenia chleba, bo na Ukrainie zaczyna go brakować. Prosili o nie mieszkańcy Lwowa.
Kolejne transporty pomocy mają być organizowane na miarę możliwości i potrzeb. Zdecydowano o uruchomieniu zbiórki pieniędzy, aby zapewnić finansowanie paliwa na wyjazdy, ale i opłat za pobyt uchodźców w prywatnych domach w Polsce. - Trzeba myśleć długoterminowo. Chodzi o opłaty za media, prąd, gaz, wodę, bo każdy, kto przyjmuje pod swój dach uchodźców, będzie ponosił takie koszty - mówi Łukasz Kornaś.
- Bochnia. Sąd uznał wójta gminy Rzezawa winnym przekroczenia uprawnień
- Nieporadnik narciarski. Małopolska stacja pokazuje, jak nie korzystać z wyciągu
- Ważą się losy szkoły muzycznej w Sobolowie. Jest uchwała o zamiarze jej likwidacji
- Bochnia. Jak zostaną nazwane dwa ronda i ulica w ramach łącznika z A4?
- Czesław K. zostanie wydany Polsce? Prokuratura chce postawić mu zarzuty