Mieszkańcy ulic Ofiar Oświęcimia i Klonowej w Brzeszczach co jakiś czas nie mogą wyjść na podwórka. Z rowu melioracyjnego, który wpada do Soły, śmierdzi tak, że nie da się oddychać. Drapie w gardle. I tak jest już od czterech lat.
– Wielokrotnie informowaliśmy o tym straż miejską i wydział ochrony środowiska w Urzędzie Gminy, ale nie przynosiło to skutku – twierdzą rozgoryczeni.
Po raz kolejny nieznośny fetor od strony rowu pojawił się przed tygodniem, w środę. –Woda była niebieska. Śmierdziała, aż gryzło w gardle – mówi pan Marek, jeden z mieszkańców tej okolicy.
Tym razem szybko zjawiła się straż miejska i przedstawiciele Urzędu Gminy. – Nasi pracownicy pobrali trzy próbki do badania – mówi Renata Kuder, sekretarz gminy Brzeszcze.
Mieszkańcy wiedzą swoje
Próbki zostały wysłane do Centrum Badań i Dozoru Górnictwa Podziemnego w Lędzinach. Nie ma jeszcze wyników.
Zdaniem urzędników, dopiero, gdy stanie się jasne, jakiego rodzaju skażenia wykryto w rowie, będzie można szukać firmy, która to zrobiła.
Okoliczni mieszkańcy mają swoją wersję. Według nich, zanieczyszczenia pochodzą z pobliskiej firmy, która sprowadza z Niemiec 1000-litrowe plastikowe zbiorniki, myje i sprzedaje. Byli pracownicy zakładu mówili naszym dziennikarzom, że za naszą zachodnią granicą służyły do przewożenia środków owadobójczych.
– Zdarzało się, że piana płynąca rowem wychodziła aż na brzegi – opowiadają mieszkańcy ul. Klonowej. Nikt im dotąd nie wyjaśnił, co to jest i oni boją się o swoje zdrowie.
W straży miejskiej w Brzeszczach przekonują, że nie bagatelizują sprawy. Wszystkie zgłoszenia od mieszkańców były sprawdzane. Dwukrotnie wspominana przez mieszkańców firma została w ostatnich kilku latach ukarana. – Ostatnim razem był to mandat w wysokości 500 zł za wprowadzanie nieczystości płynnych do gruntu – mówi Krzysztof Tokarz, komendant brzeszczańskiej SM. Jak dodaje, w obu przypadkach chodziło o środki czyszczące.
Nowa sprawa?
Zdaniem Tokarza, zanieczyszczenie z ub. środy to jednak całkiem nowa sprawa. Strażnikom jeszcze nie udało się zlokalizować źródła zanieczyszczenia. Kontrolowali także m.in. teren zakładu wskazywanego przez mieszkańców.
Chodzi o PLASTMM. Adrian Pękala, syn właściciela firmy, stanowczo odpiera zarzut, że ostatnie zanieczyszczenie może mieć związek z działalnością tej firmy. – Wszystkie ścieki odprowadzamy do szamba. Na potwierdzenie tego są faktury odbioru – mówi Pękala. Jak dodaje, w zbiornikach sprowadzanych z Niemiec nie ma żadnych osadów. – Zabraniają tego wyraźnie przepisy dotyczące przewozu tego rodzaju opakowań –dodaje przedstawiciel firmy.
Ustalenie źródła kolejnego zanieczyszczenia utrudnia fakt, że nie ma żadnych planów przebiegu rowów melioracyjnych na tym terenie. Część z nich była budowana jeszcze podczas okupacji niemieckiej.