Andrzej W. był przed laty znanym dziennikarzem telewizyjnym. Działał też w opozycji antykomunistycznej i był przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Telewizji Kraków. W chwili ogłoszenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. wracał do Krakowa z Gdańska, gdzie był na obradach NSZZ „S”. Dlatego uniknął natychmiastowego aresztowania, zaczął się ukrywać, ale wpadł w mieszkaniu 18 grudnia.
Najpierw przewieziono go do aresztu Komendy Wojewódzkiej MO przy ul. Mogilskiej i siedział tam w czteroosobowej celi z 11 innymi osadzonymi, potem dwa tygodnie był internowany w więzieniu w Nowym Wiśniczu. Nie miał tam gazet, książek, swoich ubrań, nie mógł korzystać z prysznica. Gdy internowani usłyszeli, ze zostaną „wywiezieni na Wschód” podnieśli bunt. Stłumiono go siłą, a Andrzej W. trafił do kolejnego ośrodka internowania w Zakładzie Karnym Rzeszowie-Załężu. Przed przyjęciem jego i innych internowanych straszono tzw ścieżką zdrowia, czy przejściem między uzbrojonymi w pałki ZOMO-wcami, ale do użycia przemocy nie doszło.
Warunki pobytu w ośrodku, jak zeznawał dziennikarz OTV, „były straszne” m.in nieogrzewane cele bez łóżek. Gorszy był jednak terror psychiczny. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa starali się go namówić do podpisania tzw lojalki, ale Andrzej W. za każdym razem odmawiał wyjścia z celi na spotkanie z SB-ekami. Po półrocznym internowaniu wyszedł na wolność, ale został zmuszony do rezygnacji z pracy i do wyjazdu z kraju. Wyemigrował do Niemiec i tam fo dziś mieszka.
Od czerwca 1982 r. do czerwca 1989 r. był za granicą bez pracy tylko na zasiłku socjalnym. Dlatego za utracone zarobki w tym okresie domaga się teraz 720 tys. odszkodowania. Z kolei za doznane krzywdy i internowanie w „warunkach urągających ludzkiej godności” chce 800 tys. zadośćuczynienia. Jak powiedział w trakcie procesu internowanie spowodowało w jego życiu i rodziny nieodwracalne zmiany. Ucierpiała matka pozostawiona na wiele miesięcy w niepewności o los syna. - W izolacji znęcano się nade mną psychicznie, czego skutkiem była choroba - nie krył.
Andrzej W. w IPN przeczytał zachowane akta na temat swojej inwigilacji przez SB, a potem wywalczył w krakowskim sądzie w 2009 r. maksymalną kwotę 25 tys. zł odszkodowania za represje. Zmieniły się jednak przepisy, bo Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że można przyznać wyższe kwoty dla pokrzywdzonych przez system komunistyczny. Dlatego Andrzej W. jeszcze raz wystąpił do sądu z nowymi, wyższymi roszczeniami dla osoby represjonowanej za działalność na rzecz niepodległego Państwa Polskiego. Wyrok w jego sprawie przyznający mu 72 tys. zł nie jest prawomocny.
Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!