- Polityka jest jak panienka, która nikomu nie odmawia - kwituje. Z prezydenta stał się na kilka lat... organizatorem przyjęć i wesel w pałacu w Janowicach. Teraz zawodowo znów zaistniał w Tarnowie. Pomogła mu w tym nieobecność zawieszonego prezydenta. Czyżby interesowała go scheda po Ryszardzie Ścigale? - Na dziś myślę, że już do samorządu nie wrócę - zaprzecza.
Malutki gabinet w budynku administracyjnym starego szpitala. Pod oknem biurko, na nim sterta papierów, teczki, laptop. Przy drzwiach para gumowców. Ze śladami świeżego błota. Na korytarzu tabliczka z napisem "Kierownik działu technicznego". Bez nazwiska.
- Zajmuję się utrzymaniem technicznym szpitala, a przede wszystkim budową nowego pawilonu oraz przewiązek między pawilonami - wyjaśnia Mieczysław Bień.
Szorstka przyjaźń
Pracę w szpitalu zaoferował mu Marcin Kuta, dyrektor szpitala, a jednocześnie radny wojewódzki Platformy Obywatelskiej. Bień zaprzecza, by 0,8 etatu otrzymał "po linii partyjnej". Do żadnej formacji go nie ciągnęło, PO nie jest wyjątkiem. Ale w jej szeregach ma całkiem wieli znajomych. Choćby z czasów, gdy współtworzył w Tarnowie Ruch Stu. - Założenia ruchu były bardzo fajne, ale potem to poszło w dziwnym kierunku - mówi.
Przez 7 lat w Tarnowie bywał rzadko, głownie w domu. Pracę znalazł nagle. Ten moment zbiegł się z czasem, gdy PO zaczęła w Tarnowie samodzielnie rządzić, a prezydent Ryszard Ścigała ma zakaz pełnienia funkcji. Przypadek? Bynajmniej. Bień przyznaje, że propozycję pracy w szpitalu miał już rok wcześniej. Ale na szczycie władzy w mieście postawiono mu warunki, których nie zaakceptował. - Nie miałem ochoty, żeby z powodu mojego zatrudnienia ktoś krzywo patrzył na dyrektora szpitala - mówi. Podjęcie pracy w szpitalu ułatwiła nieobecność Ścigały w magistracie.
Obaj znają się od lat szkolnych. Chodzili do równoległych klas. Ale do wzajemnych relacji idealnie pasuje określenie "szorstka przyjaźń". Ścigała zastąpił Bienia go w gabinecie prezydenckim w 2006 r. A eks-prezydent nie stronił od recenzowania poczynań następcy. Taki charakter, Mówi, co myśli. I nie raz źle na tym wyszedł.
Siła młodości
Pierwszy raz zaczynał prezydenturę, kiedy samorządy dopiero się odradzały. Miał 32 lata, stając na czele zarządu miasta wraz z ekipą Komitetu Obywatelskiego. - Miałem w otoczeniu młodych ludzi ze wspaniałymi pomysłami - mówi. Po tamtej kadencji pozostawił po sobie "pomnik", czyli ul. Wałową przerobioną na deptak. Ale i opinię trudnego charakteru. - Szybko stał się za bardzo samodzielny w organizowaniu urzędu - ocenia jeden z byłych współpracowników. - Nie wszystkie jego personalne propozycje były akceptowane przez otoczenie. A Mietek ciągle się stawiał.
- Chciałem robić swoje, a nie słuchać "zwolnij tego, przyjmij tamtego" - przyznaje Bień. Skonfliktował się z politycznym zapleczem do tego stopnia, że fotel prezydenta w drugiej kadencji szybko stracił. Ponownie został prezydentem po wyborach w 1994 r., ale tylko na kilka miesięcy. - Nie chciał się z nikim liczyć - opowiadają jego znajomi. "Zbyt arogancki, nie liczy się z opiniami swojego ugrupowania" - tak mniej więcej opisano to we wniosku o strącenie Bienia z prezydenckiego stołka. Większość radnych wniosek poparło. Został niezależnym radnym. Na lepsze czasy czekał, pracując jako dyrektor Wyższej Szkoły Biznesu w Tarnowie.
Opozycja chce stanowisk
Prezydenturę odzyskał w 2002 r., w pierwszych bezpośrednich wyborach. Do Tarnowa zaczynały spływać pierwsze unijne fundusze. Za sukces uznaje pozyskanie prawie 200 mln zł dofinansowania do rozbudowy sieci wodociągowej i kanalizacyjnej w mieście. - Staliśmy się jednym z pierwszych miast skanalizowanych w stu procentach ! - jeszcze teraz się ekscytuje. - Ech, gdyby wtedy dostępne były takie pieniądze jak teraz, miasto wyglądałoby zupełnie inaczej.
Podobnie jak w połowie lat 90., szybko tracił zaplecze w radzie. - Uważał się za nieomylnego, a taki przecież nie był. Jak się uparł, nie ustępował nawet na krok - mówi inny nasz rozmówca i dodaje. - Opierał się nawet samemu Aleksandrowi Gradowi.
Zmagań z opozycją w radzie miejskiej nie wspomina mile.
- W takich realiach ciężko się rządzi. Trawi się czas na układanie się z opozycją do konkretnych celów, które trzeba osiągnąć. A ci ludzie zawsze chcą stanowisk lub przychylności do ich projektów, nawet jeśli człowiek uznaje je za bezsensowne - mówi.
Rządzona przez "cara Aleksandra" PO nie widziała go już w 2006 r. w roli kandydata na prezydenta. Sam twierdzi, że kolejne wybory z głowy wybijała mu rodzina i szerzące się partyjniactwo. To był polityczny koniec. Wszystko przez brak uległości wobec Grada? - Nawet, gdyby akurat to się zemściło, to wyszło mi na dobre - uśmiecha się Bień.
Pan na Janowicach
Tarnowa miał dosyć. Założył firmę i stanął do przetargu na dzierżawę należącego do Politechniki Krakowskiej pałacu w Janowicach. Wygrał. Przez cztery lata organizował tam przyjęcia, wesela, konferencje, imprezy artystyczne. Z młotkiem w ręce naprawiał przeciekający dach, kosił trawniki. Znajomi nazwali go "Panem na Janowicach". Gdy uczelnia dobiła targu z ZAIKS-em i sprzedała pałac, Mieczysław Bień pozostał na miejscu. Jest teraz administratorem. I liczy, że pozostanie tu także w przyszłości, kiedy po remoncie w Janowicach powstanie Dom Pracy Twórczej. - Politechniki nie stać było na duży remont. ZAIKS myśli o tym zabytku tak jak ja, chce wskrzesić jego wielkość - podkreśla.
Śladem afery
Janowice to tylko jedno z trzech zarobkowych zajęć byłego prezydenta Tarnowa. Drugim jest szpital, trzecim miejscem pracy jest gminna spółka Energia Wierzchosławice, prowadząca pierwszą w Polsce farmę fotowoltaiczną. Mieczysław Bień na stanowisku etatowego prezesa zastąpił tam Bogdana G. - byłego żużlowego działacza, oskarżonego w aferze łapówkarskiej o pośrednictwo w przekazaniu "korzyści majątkowej prezydentowi" Ścigale.
- To kompletny przypadek. W spółce pojawiłem się miesiąc przed zatrzymaniem prezesa. Zostałem prokurentem spółki na prośbę wójta gminy. Szczerze mówiąc wolałbym dalej być tym prokurentem, ale stało się, co się stało - komentuje.
Pracując w trzech miejscach na raz nie narzeka na brak wolnego czasu. I nie przeczy, że finansowo wychodzi na tym jeszcze lepiej, niż gdyby był prezydentem.
Wystartuję? Bzdura!
W 2007 r. decydując się na Janowice, zakładał że przez dwie kadencje odpocznie od polityki. Z początkiem roku, tuż po wybuchu prezydenckiego kryzysu w mieście, zauważono rosnącą aktywność stowarzyszenia Nasz Dom Tarnów. Z tym środowiskiem nadal mocno związany jest Mieczysław Bień. Pogłoski o ewentualnym starcie w wyborach dementuje. - Widocznie ktoś zobaczył jak spotykamy się w "Tatrzańskiej", by zjeść coś dobrego, wypić lampkę wina i pogadać - twierdzi. Zamiast magistratu marzą mu się podróże. - Chciałbym jeszcze coś w życiu zobaczyć - dodaje.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!