https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cała Zośka Papużanka

Mężowi  oświadczyła się po pięciu minutach znajomości. Powiedział: "dobrze"
Mężowi oświadczyła się po pięciu minutach znajomości. Powiedział: "dobrze" Andrzej Banaś
Zośka Papużanka pisała "Szopkę" nie jak Bóg przykazał przy biurku, ale w różnych miejscach - na plaży, przy piwie i tam, gdzie synowie dali jej na chwilę się skupić. I napisała książkę, którą wszyscy się zachwycają. Może tak dobrze się jej układa, bo sama jest radosna i kolorowa. Jak jej nazwisko - pisze Magda Huzarska-Szumiec

Dzień dobry, czy rozmawiam z Zośką Papużanką? - Tak to ja. Dziękuję. Proszę jeszcze syrop. Ile płacę?
- Ale ja niczego nie chcę sprzedać.
- Wiem. Chłopcy poczekajcie, nie wychodźcie na ulicę. To ile płacę?
- Ale…

***
Zanim udało mi się przedstawić, Zośka Papużanka zdążyła zrobić zakupy w aptece i przywołać do porządku synów. Biegnąc do szkoły, umówiła się ze mną na rozmowę. Bo Zośka Papużanka ma podzielną uwagę i przeważnie robi 15 rzeczy na raz.
- Nie rozumiem ludzi, którzy, żeby wyciągnąć z torebki telefon, muszą się zatrzymać. Ja równocześnie gotuję obiad, rozwiązuję z synem zadanie z matematyki, a jeszcze przy okazji udaje mi się pogłaskać kota. Na pogłaskanie męża brakuje już ręki, ale kiedy odłożę chochlę, to też może się udać - mówi jednocześnie zaparzając pyszną herbatę.

***
Bo Zośce wiele rzeczy się udaje. Udała jej się rodzina, mąż, o którym mówi, że jest najodważniejszym człowiekiem na świecie, bo się z nią ożenił, i dwóch synów ( 8 i 9 lat), których sprawy przedkłada nad własne. Udała jej się praca w szkole, bo w jakim innym zawodzie niż nauczycielka, mogłaby wrócić o godz. 13 do domu i ugotować zupę. Udały jej się studia i przyjaciele, których ma od tamtego czasu. Udała jej się śliczna, rozpieszczona kotka Masza.

A teraz udała jej się debiutancka książka, która otrzymała nominację do Nike i Paszportów "Polityki".

O tym, co się jej nie udało, nie będziemy rozmawiać. Po co? Wystarczy, że o ludziach, którym w życiu się niezbyt wiodło opowiada powieść "Szopka". A nie powiodło się w życiu strasznej matce-karmicielce, która zdominowała zahukanego, żyjącego pod jej pantoflem ojca. Nie powiodło się synowi matki Maciusiowi, który okazał się trutniem i alkoholikiem wyciągającym od rodziny pieniądze. Może trochę lepiej miała się jego siostra Wandzia, ponieważ wyszła za mąż za porządnego człowieka, ale imatka zmuszała ją do uczestniczenia w rodzinnych awanturach.

- Rzeczywiście, moja rodzina nie przypomina tej z "Szopki". Jest normalna. Nie lejemy się. Po prostu zapamiętuję historie, które różne osoby mi opowiadają. Mam też zwyczaj podsłuchiwania ludzi. Stąd może bierze się specyficzny język książki. Bo najbardziej w pisaniu kręci mnie sam język - mówi Zośka.

***
Pomysł napisania "Szopki" podsunął jej mąż, który jest dziennikarzem zajmującym się kulturą. Od pewnego czasu marudziła, że nie wie , co ma w życiu robić. Tak długo tego wysłuchiwał, aż powiedział, żeby napisała książkę. Łatwo się mówi, gorzej z realizacją, kiedy ma się dzieci, które do najcichszych nie należą, mieszkanie 50-metrowe w bloku na jednym z krakowskich osiedli, pracę w szkole i otwarty przewód doktorski na temat recepcji Lorki na scenach polskich.

- Pisałam wieczorami, jak chłopcy zasypiali. Pojechaliśmy na wakacje nad polskie morze i tam na plaży też pisałam. Jak siedzieliśmy z przyjaciółmi przy piwie, to czasami odchodziłam od stolika, bo przyszło mi do głowy fajne zdanie - przypomina sobie.

***
Książkę pisała nietypowo, bo piórem w zeszycie. Dopiero później przepisywała ją w komputerze, zapisane słowa jeszcze raz filtrując przez siebie i nanosząc drobne poprawki. Kiedy mąż, z którego zdaniem bardzo się liczy, przeczytał całość i powiedział "dobre", zaczęła się zastanawiać, jak wydać "Szopkę".

Postanowiła wysłać ją do pięciu wydawnictw, tych z wyższej półki, w imię zasady: jak spadać, to z wysokiego konia.
- Gdyby nie wyszło, wysłałabym do kolejnych pięciu - dodaje. Ale szybko odezwał się Świat Książki, więc pojechała na spotkanie z wydawcą. Pani redaktor, która zajmowała się powieścią, od razu zaproponowała, żeby opublikowała ją pod imieniem Zośka a nie Zofia, bo to ostatnie jest bardzo poważne.

- Miała rację, tym bardziej że wszyscy mówią do mnie Zośka - wyznaje. Kolorowe niczym ptak nazwisko Papużanka, choć brzmi jak pseudonim literacki, jest po prostu panieńskim nazwiskiem.

- Wszystkie kobiety w mojej rodzinie tak się podpisują. Ja też tak robię, mimo tego że od wielu lat jestem mężatką.
A za mąż wyszła zaraz po studiach. Po pięciu minutach znajomości oświadczyła się przyszłemu mężowi.

- I co on na to?
- Nic, powiedział "dobrze".

***
A było to tak. Zośka studiowała teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Poszła tam , bo polonistyka wydała jej się za grzeczna, a ona do grzecznych nie należała.- Teatrologia to był przypadek. Dopiero później okazało się, że to fajny kierunek.
Na teatrologii poznała fantastycznych ludzi. Każdy był inny, każdy był osobnym światem. Dlatego fajniejsze niż zajęcia, były niekończące się nocne dyskusje. - Robiliśmy śmieszne rzeczy: puszczaliśmy bańki na Plantach, chodziliśmy do baru Barcelona na jajecznicę, piliśmy wódkę do 4 nad ranem, a na 9 szliśmy na egzamin. Niczego nie zaniedbywaliśmy, ani wódki, ani nauki - wspomina. - Do dziś spotykamy się często, a w większym gronie raz w roku na wigilii. Jest super.
- No, ale co z mężem?

- A, to było tak. Pracowałam wtedy jako kelnerka i strasznie nie chciało mi się iść na sylwestra. Niemniej buty do przebrania miałam w torebce - śmieje się Zośka. - Koleżanka mnie namówiła i poszłam na imprezę. O północy wyszliśmy na Rynek i te buty okropnie mnie otarły. Mój przyszły mąż wziął mnie na ręce. Spodobało mi się to tak, że zapytałam, czy się ze mną ożeni.
Zośka nie jest wysoka, ale ma za to kolorowe włosy i przyciągające uwagę kolczyki. To prezent od uczennicy, która ją bardzo lubi. Ona zresztą też lubi dzieciaki z klas od 4 do 6, które uczy polskiego. Bo nawet największych rozrabiaków można zainteresować różnymi rodzajami orzeczenia. Trzeba umieć do nich trafić.

Zośka ciągle nie jest tylko pewna, czy całe życie będzie nauczycielką. Wciąga ją praca naukowa, chciałaby też napisać kolejną książkę, bo to wielka frajda. No i ma marzenie, żeby zbudować dom pod Krakowem, by móc usiąść pod własnym drzewem.

***
- Ktoś powiedział, że ludzie, którzy nie wiedzą co mają w życiu robić, żyją dłużej - mówi. - To chyba będę miała bardzo długie życie.

- Na pewno szybkie - dodaję, patrząc jak Zośka myje filiżanki, bo już powinna biec na lekcje, po których odbierze dzieci ze szkoły. Potem w domu ugotuje im obiad, przeglądając zeszyty. A jeśli zadzwoni telefon, to go odbierze, choć ktoś po drugiej stronie słuchawki może dowiedzieć się najpierw, ile to jest 315 odjąć 89.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
ala
to cudowny młody człowiek o wielkim sercu. Od kiedy ją poznałam, a było to dawno temu I klasa Szk. Podst wyróżniała się wyjątkowym charakterem, zmysłowością i ogromną inteligencją.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska