Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcecie uderzać czołem w posadzkę meczetu?

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Katarzyna Gajdosz-Krzak
Marek Wachna na misji w Afganistanie spędził 182 dni, dowodząc zespołem rozpoznawczym. Mówi, że chętnie by tam wrócił. - Mają tam piękne góry, ogromny potencjał turystyczny - stwierdza.
Marek Wachna na misji w Afganistanie spędził 182 dni, dowodząc zespołem rozpoznawczym. Mówi, że chętnie by tam wrócił. - Mają tam piękne góry, ogromny potencjał turystyczny - stwierdza. Arch. Por. Marka Wachny
Porucznik Marek Wachna z Muszyny walczył w Afganistanie. Tam z palety zrobił drogowskaz do domu. - My, Polacy nic na tej wojnie nie ugraliśmy - mówi żołnierz w stanie spoczynku.

Centrum Weterana szuka twórców drogowskazów, które powstawały podczas misji w Afganistanie i wskazywały żołnierzom drogę do domu. Pan jest autorem tego z napisem Muszyna?

Nie, ale rozpoznaję go. Widziałem go chyba w bazie Bagram. Jest malowany, to znaczy, że pochodzi, jak to określaliśmy, z początkowego łańcucha zaopatrzeniowego.

To znaczy?

Tam żołnierze mogli mieć dostęp do takich rzeczy jak farba. W bazie Warrior, gdzie stacjonowałem ze swoimi żołnierzami, bywały dni, że brakowało nam jedzenia, bo zaopatrzenie nie dotarło na czas. Też zrobiłem taki kierunkowskaz, ale napis wypalałem na kawałku palety. Nie sądzę jednak, żeby się zachował w miejscu, gdzie dzieci zbierają łajno, by mieć czym opalać domy. Tam drzewo jest sprzedawane na wagę. I nielicznych na nie stać.

Kiedy Pan trafił do Afganistanu?

Mija dokładnie sześć lat. Maj i czerwiec wspominam jako miesiące, kiedy niemal codziennie byliśmy ostrzeliwani. Poranne muzułmańskie modły były dla nas jak budzik. Po nich wiedzieliśmy, że zaczną się strzały.

Nie próbował się Pan wymigać przed wyjazdem na wojnę?

Przyznam, że gdy tylko dowiedziałem się, że 2. Hrubieszowski Pułk Rozpoznawczy, gdzie służyłem, został wytypowany do wyjazdu do Afganistanu, nawet się ucieszyłem. Chciałem jechać.

Ma Pan rodzinę?

Żonę i dwie córeczki. Gdy wylatywałem, starsza miała 6 lat, młodsza skończyła roczek.

I nie bał się Pan, że może je osierocić?

Jestem żołnierzem. Choć od miesiąca w stanie spoczynku. Kiedy ktoś pyta, dlaczego pojechałem do Afganistanu, odpowiadam pytaniem: Czy lekarz nie będzie leczył, bo boi się zarazić od pacjenta?

Owszem, pobyt w Afganistanie to było codzienne spotkanie ze śmiercią. Zdarzało się, że konwój którym jechałem, był ostrzeliwany. Wybuchały miny-pułapki, raniąc i zabijając naszych żołnierzy.

Był pan dowódcą. Ilu z Pana ludzi nie wróciło z misji?

Dowodziłem 20-osobowym zespołem rozpoznawczym. Naszym głównym zadaniem było zdobywanie informacji o przeciwniku. Do dziś przed oczami mam sytuację, gdy jechaliśmy na patrol w celu zabezpieczenia konwoju i wtedy jadący tuż przed nami rosomak dosłownie wyleciał w powietrze. Nikt jednak z moich żołnierzy przez 182 dni misji nie ucierpiał. Wszyscy cali wróciliśmy do domów.

Cali? Również psychicznie?

Afganistan nie odcisnął na mnie piętna. Może dlatego, że pojechałem tam jako już dojrzały facet, który miał za sobą 14 lat służby. Po powrocie w sanatorium w Ciechocinku miałem jednak okazję zobaczyć, jak działania wojenne odbiły się na młodszych kolegach. Przeżywali tak zwany stres pola walki (PTSD).

Czyli jednak Pan także potrzebował pomocy?

Z pobytu w sanatorium skorzystałem, bo misja odbiła się na moim kręgosłupie. Z pełnym oporządzeniem, które musiałem dźwigać: minimum trzy egzemplarze broni, granaty, 20 magazynków amunicji - ważyłem 149 kilogramów. Bez ekwipunku - 87 kilo.

Z perspektywy czasu uważa Pan, że był sens walczyć w Afganistanie?

Nie będę oceniał decyzji polityków. Niemniej Napoleon już stwierdził, iż armia, która nie walczy od 20 lat, nadaje się do rozwiązania i powołania jej na nowo. Doświadczenia nabytego w Afganistanie nie da się uzyskać na żadnym z poligonów w warunkach pokojowych. Z drugiej strony, gdy słyszę, że pojechaliśmy tam dla zarobku, powiem, że żadne pieniądze nie są tego warte. To nie była wojna, gdzie w okopach siedzi jedna i druga strona sporu. Tak naprawdę walczyliśmy przeciwko kartelom narkotykowym, które prowadziły działania terrorystyczne. Polacy nic specjalnie na tym nie ugrali. Podobnie jak przeciętny Afgańczyk nie miał w tej wojnie żadnego interesu.

Jak ci przeciętni reagowali na obecność Polaków?

Różnie, bo talibowie szerzyli informacje, że Polacy są alkoholikami i biją swoje żony, przede wszystkim zaś, że jesteśmy niewiernymi. A my z kolei obserwowaliśmy kobiety okaleczone, bez nosów, z pociętymi policzkami, które żebrały na ulicach, bo nikt nie chciał im pomóc. Tak tam karze się za uśmiech do obcego mężczyzny. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że niektórzy są wdzięczni za naszą misję.

Kto był wdzięczny?

Często powtarzam, że działania w Afganistanie miały sens przynajmniej taki, że pokazaliśmy tamtejszym dzieciom choć namiastkę innego świata. Ochranialiśmy białe konwoje. Wjeżdżaliśmy do wioski, udzielając pomocy medycznej nie tylko najmłodszym. Tam wiele dzieci nie ma ręki czy nogi, bo bawiąc się, weszły na minę. Na pewno z naszego pobytu cieszyli się też kierowcy ciężarówek. Widok okradzionych i spalonych samochodów dostawczych to była codzienność.

Jadąc za naszym konwojem mieli pewność, że nikt ich nie napadnie. Kiedyś naliczyłem za nami karawanę 140 ciężarówek.

Wspominając teraz misję w Afganistanie, patrzy Pan z przerażeniem na to, co dziś dzieje się w Europie?

Niestety, jak tak dalej pójdzie, będziemy świadkami wojny religijnej. Życzyłbym sobie, aby naszych polityków wywieziono w te realia. Nie muszą walczyć, wystarczy, że przez chwilę zaobserwują tamten świat. Trzy lata temu Państwo Islamskie stwierdziło, że utworzy kalifat w Europie. Uznali, że nie najnowsze czołgi, nie broń, a właśnie decyzje europejskich polityków są ich największym orężem. I świetnie to wykorzystują. Jestem zapraszany do szkół, by opowiadać młodzieży o ich rówieśnikach z Afganistanu. Są wstrząśnięci, że w XXI wieku nadal można tak traktować człowieka. Zawsze powtarzam im, że życie nie znosi próżni. Jeśli upada religia, kościoły zamieniane są na dyskoteki czy hotele, bo nikt w nic nie wierzy. A w tę pustkę wchodzi islam. I się nie cacka. Często też powtarzam, że jeśli nie chodzą do kościoła, to niebawem będą walić czołem o posadzkę w meczecie. Inaczej poderżną im gardła, bo tak muzułmanie karzą niewiernych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska