Tam dzieją się cuda
Stowarzyszenie bardzo mocno zaangażowało się w pomoc uchodźcom przebywającym w Polsce, a szczególnie regionie sądeckim. Od samego początku pracują nieustannie żeby zapewnić uciekającym przed okrucieństwem wojny wszystko co potrzebne. Uchodźcy osiedlający się w Nowym Sączu mają zapewniony lepszy start, dzięki między innymi pomocy Nowosądeckiego Serducha.
Wielu ludzi, niezliczone godziny pracy, sortowania darów, logistyczne ich rozdzielanie, wypakowywanie tirów i tak w kółko. Od początku wojny tak wygląda każdy ich dzień. - Niedziela jest do odpoczynku- mówi nam Lech Zwoliński, jeden z wolontariuszy, który wsiada w busa wypełnionego po brzegi i jedzie w głąb kraju ogarniętego wojną. Dla tych ludzi nie ma rzeczy niemożliwych, ich siła przebicia jest ogromna. Choć wolontariusze zwracają uwagę, że chęć pomocy z każdym dniem maleje, to jednak można zauważyć, że pod adresem Grunwaldzka 120 cały czas dzieją się cuda.
- Ludzie stracili cierpliwość do dużych fundacji, które część pieniędzy, niestety przekazują na obsługę. Zaczęli szukać gdzieś organizacji, którzy rzeczywiście działają, a nie tylko czerpią z tego korzyści. Nasze transporty są celowane do odpowiednich osób i faktycznie ta nasza pomoc dociera tam gdzie powinna. Myślę, że dlatego ludzie obdarzyli nas dużym zaufaniem, a nasza praca ich do tego przekonała - mówi nam Monika Pogwizd z Nowosądeckiego Serducha, która wyjaśnia w jaki sposób udaje im się trafiać tam, gdzie pomoc jest najbardziej potrzebna.
- Sami jeździmy na Ukrainę, posyłamy tam nasze konwoje, ale na miejscu mamy również wielu wolontariuszy, którzy jeżdżą i sprawdzają miejsca odbioru darów. Dostajemy listę od np. szpitali, ludzi, organizacji z prośbą o pomoc, zanim jednak tam wyślemy potrzebne dary, to najpierw jedzie tam nasz wolontariusz z Ukrainy i sprawdza. Chcemy mieć pewność, że nikt tym nie handluje - tłumaczy wolontariuszka.
Na Ukrainie Stowarzyszenie nawiązało wiele kontaktów m.in z członkami z obrony terytorialnej, którzy walczą bez niezbędnego sprzętu, praktycznie sami nie mają nic. Oni także pomagają w dostarczaniu darów od "Serducha" np. do bunkrów w ostrzeliwanych miastach.
Pomagają im ludzie z różnych stron świata
Stowarzyszenie zostało zauważyło nawet przez angielskie miasteczko Telford. Tam także mieszkają ludzie o wielkich sercach i regularnie wysyłają tiry pełne niezbędnych darów, które trafiają do magazynu przy Grunwaldzkiej 120 w Nowym Sączu. To za sprawą Tomasza Piszczka z Nowego Sącza, który osiedlił się na wyspach.
Pomoc płynie z różnych stron świata: z Niemiec, Holandii, Hiszpanii, nawet ze Stanów Zjednoczonych. To głównie zasługa Polaków, którzy tam mieszkają. Jednak to mieszkańcy regionu jako pierwsi odpowiedzieli na apele. Wolontariuszom udało się ostatnio nawiązać współprace z lokalną firmą Szubryt. Tiry z darami cały czas docierają na Ukrainę, tylko w zeszłym tygodniu wysłali ich aż sześć. Przy Grunwaldzkiej 120 cały czas dużo się dzieje.
Dzięki inicjatywie wolontariuszy powstał tam pierwszy w regionie, darmowy sklep dla uchodźców. Prowizoryczny "sklep za uśmiech" w namiocie prowadzony przez wolontariuszy pomógł już ponad kilku tysiącom osób. Teraz postawili taki z podłogą, żeby klienci mogli korzystać w bardziej komfortowych warunkach. Tygodniowo odwiedza ich nawet ponad tysiąc osób.
Ich pomoc się nie kończy. Warto śledzić ich profil na Facebooku Stowarzyszenie Nowosądeckie Serduchu, w wolnych chwilach wolontariusze publikują krótkie podsumowania tygodnia.
- Sądeccy milionerzy, niektórzy zaczynali w garażu. Zna ich cała Polska
- Przyłapani w czasie przerwy. Nie wiedzieli, że robią im zdjęcia do Google Street View
- Kolejne termy w Małopolsce otwarte. Nowa atrakcja w regionie
- Karnawał po sądecku czyli lachowskie zapusty. Impreza przyciągnęła tłumy
- Kordian nagrał piosenkę idealną na Walentynki. Do klipu zaprosił finalistkę Miss
