Drugi trener Władymira Kliczki, a zarazem szkoleniowiec mistrza olimpijskiego Ołeksandra Usyka, który 17 września spróbuje odebrać pas mistrza świata Krzysztofowi Głowackiemu, podczas wizyty w Polsce nie przyjął dyplomatycznego tonu wypowiedzi.
A już szczególnie rozsierdziło go pytanie o pięściarza wagi ciężkiej Mariusza Wacha, którego przez krótki okres czasu miał okazję trenować, lecz ostatecznie Wach postawił na swojego przyjaciela Piotra Wilczewskiego.
- Chrzanić Wacha, jego kariera jest skończona. On też wybrał sobie trenera, który jest za młody. To były bokser, kolejny facet z gorącą głową. Widziałem, jak trenują. Ćwiczyli tak, jakby Wach był bokserem wagi półśredniej albo średniej. A on jest pieprzonym ciężkim. Nie mogłem na to patrzeć. Wiedziałem, że to skończy się porażką. No i gdzie jest teraz Wach? - zżymał się doświadczony Amerykanin na łamach "Przeglądu Sportowego", po czym kontynuował swoją tyradę:
- Wacha dało się uratować, gdybym dostał na to dwa lata, a on poświęciłby się treningom i mnie słuchał. Ale on wolał swojego kolegę. Proszę bardzo - dodał.
Decyzja Wacha podjęta na początku 2015 roku od razu budziła wielkie wątpliwości, zwłaszcza w obliczu wypowiedzi samego pięściarza, który w rozmowie z naszą redakcją cenił warsztat Alego Bashira.
- Wiem, że wzbogaca mój boks i uczy mnie czegoś nowego, dlatego się nie wymądrzam. Bashir zjadł zęby na boksie, jest w sztabie trenerskim absolutnego mistrza świata Władimira Kliczki, więc przekazuje mi naprawdę cenną wiedzę - mówił "Wiking", który w ostatnich kilkunastu miesiącach znacznie obniżył loty.