Aura, choć mało słoneczna sprowadziła na gorlicki rynek tysiące ludzi. Pierwsi klienci pojawili się, zanim budki zostały otworzone. Pierwsze ranne kolejki ustawiły się przed stoiskami z domowymi wędlinami. Koła gospodyń też miały co robić, bo co raz dokładały swoje wypieki.
- Tylko naturalne, tylko prawdziwe. Żadnej chemii – zachwalała Halina Mazur, członkini Koła Gospodyń Wiejskich w Kobylance. - Mamy jeszcze pieczeń i paszteciki na niedzielny obiad. Tylko brać, bo lepszych nie znajdziecie – przekonywała.
Była w tym na tyle skuteczna, że rzeczywiście w południe na stoisku KGW Kobylanka zostało już tylko kilka paczek ze słodkościami.
Krystyna Szurek ze swoim stoiskiem z serwetami i obrusami na świąteczny stół pojawia się od lat, ale dzisiaj oprócz tekstyliów miała jeszcze chrzan. Nie taki byle jaki, ale chrzanowe pięcioraczki. Pokazywała je wszystkim klientom.
- Takie mi się w ogródku urodziły. Niezłe, co – opowiadała z dumą.
Były też zające z pszczelego wosku. Te akurat zachwalał pan Hubert z Fundacji Survival z Sękowej. Jak zapewniał, pisanki, które pojawiły się na ich stoisku, były zdobione przez... panów. Wosk nakładali z wyczuciem i dbałością o estetykę. Poza tym u tych samych panów było u nich kupić świetnie wyglądające zające z pszczelego wosku. Oczywiście w formie świeczki. Można więc było mieć coś ładnego, a przy okazji pachnącego.
Jutro (24 marca) drugi dzień Jarmarku.
Łemkowsko-pogórzański kiermasz wielkanocny w Łosiu
