Jeszcze kilka lat temu takie miejsca kojarzyły się z biedą i tandetą. Dziś nie tylko niskie ceny, ale także wielki wybór towarów i ich jakość kuszą wielu klientów. Również tych z zasobniejszymi portfelami. Sprzedawczynie mówią, że "na ciuchach" systematycznie pojawiają się urzędniczki z magistratu, lekarki, adwokatki, a nawet dyrektorzy firm. W jednym ze szmateksów niedawno widziano znaną aktorkę Ewę Kasprzyk.
Ciężko spotkać osobę, która nie zajrzałaby choć raz na jakiś czas do sklepu z tanią odzieżą. Większość lokali ma przymierzalnie, koszyki na zakupy, a klient dostaje do ręki paragon. Ubrania wiszą zazwyczaj na wieszakach, często są poukładane według kolorów. Zakupy mają swoje walory. Sprzedawczynie doradzają, a nawet szukają towaru dla klienta. W sklepie Janeczka przy ulicy Żywieckiej można nawet na poczekaniu dokonać przeróbki ubrań.
- Przychodzą do mnie klientki, które pracują w galeriach handlowych. Mówią, że mogą tutaj znaleźć oryginalne rzeczy, których nie ma w ich sklepach - opowiada Agnieszka Humińska, właścicielka sklepu Agnes przy ulicy Lwowskiej.
Jola Jabłońska z Nowego Sącza nie kryje, że większość swoich ubrań kupiła w sklepach z tanią odzieżą.
- Te ubrania są sprawdzone, przez to trwalsze - mówi młoda klientka ciucholandów. - Zawsze mogę znaleźć coś niepowtarzalnego.
Jola przyznaje, że takie zakupy mogą uzależnić. Sama stara się kupować tylko potrzebne rzeczy. Jakub z Nowego Sącza (nazwiska nie chce ujawniać) nie może tego powiedzieć o swojej żonie, która codziennie kupuje w lumpeksach.
- Ma tyle niepotrzebnych ubrań, że ostatnio pod jej nieobecność pozbyłem się kilku dużych worków - mówi z irytacją.
Magdalena Ziółkowska zagląda przynajmniej raz w tygodniu do szmateksów.
- To wciąga - wyznaje. - Za nieduże pieniądze można kupić naprawdę ładne rzeczy.
Ceny wahają się zazwyczaj od jednego do kilkunastu złotych. W niektórych sklepach kupuje się ubrania na wagę. Mała cena jeszcze bardziej kurczy się dzięki wyprzedażom, promocjom, przecenom. W sieci sklepów Roban kilogram odzieży kosztuje 35 złotych, a tuż przed wymianą towaru spada do 30-50 procent ceny wyjściowej. W Sklepach po Smoku zaczyna się od 40 zł i każdego dnia spada o 4, aż do złotówki.
Największy ruch panuje tuż po wymianie towaru. Obniżki cen przyciągają głównie osoby mniej zamożne. Po otwarciu sklepu wchodzi od razu kilkadziesiąt osób, które biorą całymi garściami ubrania do mierzenia.
- Kiedy zaczęłam tu pracować, nie mogłam uwierzyć, że ludzie potrafią się tak kłócić o towar - mówi sprzedawczyni Karolina Kalińska. - Podobnie działo się chyba tylko w PRL.
Prócz ubrań, lumpeksy oferują obuwie, biżuterię, torebki, akcesoria gospodarstwa domowego. Czasem bywają też zupełnie nowe rzeczy, ale po wyższych cenach.
W każdym szmateksie zajdziemy ubrania popularnych marek jak H&M, Orsay, Vero Moda czy Reserved, a także tych nieco droższych: Zara, Versace, Dolce&Gabbana. Ciągle dokłada się nowy towar. Przy ul. Lwowskiej otwarto nawet ciucholand z ubrankami dla dzieci. - W czasach kryzysu niska cena ma duże znaczenie dla kupujących - mówi współwłaścicielka Monika Citak. - Dlatego zaryzykowałam i otworzyłam w zeszłym miesiącu kolejny ciucholand.
